czwartek, 29 marca 2012

"Przełącz się na nowy wygląd" i tak w kwietniu go zmienimy.


Czas już jakiś temu, z tajemniczych dla mnie przyczyn, układ roboczej strony nowego postu średnio zaczął się mieć do efektu widocznego po opublikowaniu. Robiłam co potrafię; podglądałam i poprawiałam. Bardzo to nużące i zżerające czas zajęcie. Trudno, myślałam, tylko to mogę zrobić by nie uchodzić za niechlujną.

Kolejno zaczęłam próbować... dopasowywać istniejący już, znany i lubiany kolorowy szablon do szerokości tego, na którym w pocie czoła prokuruję kolejne opowieści. Nie było to proste, bo jeden miał 13 cm szerokości, a drugi 17,5. Zupełnie nie wiem o co chodzi! Pewnie nawet nie ma mi co tłumaczyć, próbowałam już zrozumieć. Pytałam i niewidzialnego dra Google i, obecnego tu dra G. House'a - który najwyraźniej popiera, łagodnie mówiąc, pomysły 'do bani'.

Szerokości, otwierającej się po kliknięciu polecenia nowy post, strony zmienić się nie da. Przynajmniej u mnie. Z duszą na ramieniu, że stracę wszystkie moje cenne dzieła zaczęłam edytować układ. Jeździłam kursorami obserwując zmiany, zgrzytałam zębami widząc głupawkę, w którą zmieniał się blog. Kasowałam kolejne genialne pomysły i testowałam nowe. Wyczerpałam możliwości. Jedyne co osiągnęłam to to, że salon ma 14,8 cm, kuchnia zaś wciąż i nadal 17,5. Wiem, bo mam rozciągany przymiar liniowy! W każdym bądź razie, jak dla mnie, koniec eksperymentu. I tak; jedno widzę gdy piszę a co innego objawia się w podglądzie. Te niespełna 3 cm robi różnicę, nie tylko w obwodzie spódnicy. Nie potrafię ogarnąć czemu do niedawna jeszcze było, a od miesiąca nie jest to jednakie. Nowy, kolejny, rewelacyjny oczywiście, wygląd bloga włączyłam dopiero dzisiaj. Zmęczyło mnie nieustanne nagabywanie i oblepianie stron naglącymi zaleceniami, przez dobroczyńce mego - operatora.

Wszystko to byłoby drobnostką zwykłą, gdyby nie fakt, że dodanie owych marnych 2 cm zmieniło parametry  w s z y s t k i c h  wpisów. I teraz to dopiero mam przecudny efekt! Niejedna i niejeden zdziwi się, gdy nieopatrznie wróci do historii - bo jedno poszło w lewo, drugie w prawo. Linijki tekstów szczerzą się szczerbato, a zdjęcia i filmiki latają sobie dowolnie. Trudno, mleko już rozlane. Mogę tylko pocieszać się, że jednak treść nadal nad formą góruje, a dla celów wyższych nie raz już dokonywano eksterminacji wszelakich, i jakoś uchodziło to sprawcom płazem.

Zapraszam zatem, jak zawsze, ale już na nowe, szersze o 1,8 cm pokoje. Ja pozaglądam sobie jeszcze chwilę - z coraz większym zdumieniem, że to w ogóle możliwe - na pięknie opracowane strony moich kochanych 'obserwowanych' i wzniosę kielich za determinację własną. Za waszą - moi mili - tym razem nie. I bez moich toastów radzicie sobie świetnie! Wasze kuchnie i salony są, co najmniej, dostatecznie kompatybilne! 

6 komentarzy:

  1. Ewo, za Twoją determinację zatem! :)Pozdrawiam pourlopowo!

    OdpowiedzUsuń
  2. czaro, po-urlopowo brzmi prawie tak wspaniale, jak przed-urlopowo. Już się cieszę na efekty tej twojej nowej energii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem Ewo, czy może to być dla Ciebie pocieszeniem, ale jak przychodzi do remontu salonu i kuchni, to każdy ma podobne problemy.
    Ale w sumie wyszło dobrze: ten nowy post fajnie wpisuje się w całą stronę.

    PS. A czy zamiast guglać, nie możesz zasięgnąć porady administratora serwisu?
    Ja korzystam z gościnności Wordpressa i jestem z niej wielce (jak do tej pory) zadowolony.

    OdpowiedzUsuń
  4. L.A. Dobrze, że się podoba; remont się wobec tego udał.
    Z resztą, pomalutku, też pewnie sobie poradzę.
    Gdybym zmieniła szablon, pewnie byłoby prościej. Przyzwyczaiłam się już jednak do obecnego; testowane inne jakoś mi 'nie pasowały'.
    Teoretycznie, faktycznie mogłabym zasięgnąć fachowych porad, gdyby nie język którym porozumiewają się programiści...
    Tylko namieszaliby mi w głowie i na koniec musiałabym uśmiechać się do kogoś w rodzaju dra House, by pomógł mi podźwignąć samoocenę.
    Do sposobu w jaki prowadzisz blogi nawet nie mam się co porównywać, daleko mi do twojej sprawności.:)Ale nie rozpaczam z tego powodu; powyższy post to asekurancki żarcik. Gdyby kogokolwiek zdziwiły zmiany we wcześniejszych wpisach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewuś, staraj się dalej. Są efekty! I niech mi ktoś powie, że współczesny bloger to nie to co niegdysiejszy skryba. Mozół i radość te same.

    Ale serio: niesamowite, że odmierzasz milimetry. To lekko irracjonalne. Szablon powinien się dopasowywać bardziej intuicyjnie. Ale jeśli efekty mają być oryginalne i niepowtarzalne, to już trzeba płacić za unikalność.
    No, to wznoszę toast za Ciebie i ewamolik-zygmunt.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. tamaryszku, tylko kaligrafii nie trzeba się uczyć.

    Byłoby i niesamowite i irracjonalne, gdyby post przed i po publikacji (opracowany starannie 'w kuchni') prezentował się jednako. Intuicyjnie czy automatycznie, czy jak to tam działa. A ponieważ nie chciał od czasu jakiegoś, musiałam 'mozolić', bym właśnie od ciebie "t" usłyszała: są efekty!

    Dziękuję za toast, postaram się dawać powody do następnych.

    Ponieważ lubię pisywać o Z. M., jego studentach i tym co około-instytutowe, sama wzniosę nie jeden - by posty (choć czasem) bywały ciekawe, na dodatek wyglądały nietuzinkowo - wśród tak wielu, wielu...

    OdpowiedzUsuń