piątek, 29 czerwca 2012

"Śpiewany Król Lear", Kobieta - w Brave Festiwal

    Król  Lear  i  kobiety  jego  życia   kontra  FORUM  KOBIET  

                    w  8.  edycji  BRAVE  FESTIVAL

Z opowieścią Szekspira o królu Lirze mierzą się, od wieków, twórcy całego świata. Próbował też Zygmunt Molik. W 1991 roku, 12 maja, w jego opracowaniu i reżyserii - dramat wystawili dyplomanci PWST we Wrocławiu. 
Pomimo, że byłam tego świadkiem - nie pamiętam jaka idea przyświecała wówczas twórcy, co wykreślono, a co uwypuklono w scenopisie.

Rok już (ze sporym okładem) nad własną wizją spektaklu pracuje zespół Teatru Pieśń Kozła. Ich spojrzenie różni się zasadniczo od powszechnych - z wystawianiem dramatu Szekspira - skojarzeń. Choćby dlatego, że jest to spektakl śpiewany. Publiczności wrocławskiej, już po raz trzeci - umożliwiono udział w podglądzie w proces twórczy. Poprzednio, w kwietniu i grudniu 2011 r., obecnie 28, 29 i 30 czerwca 2012. w sali przy Purkyniego.

Już tytuły zdarzeń określają wyraźnie czego może oczekiwać publiczność. Kolejno: "Szukając Leara - Oratorium", "Pieśni Leara - Oratorium" i na koniec "Pieśni Leara". 

Przedsmak powstającego spektaklu otrzymają też niebawem w Londynie - jesienią br. Premiery można spodziewać się - w sezonie artystycznym 2012/2013. 

Jak widzi przesłanie Szekspira, czego szuka w historii króla Burgundii Grzegorz Bral - reżyser spektaklu. Jeśli wierzyć deklaracjom zawartym w wywiadach; tworzy opowieść o utracie świętości, jej codziennym odrzucaniu i zaprzeczaniu jej. W całość wprzęgnięta zostanie również obecna rzeczywistość: zaprzeczamy jej (świętości) w wierności sobie, miłości, wierze i poddajemy się dyktatowi życia korporacyjnego (wywiad z 15.04.2011, Lidia Raś). Teatr poszukuje "narodzin tragedii z ducha muzyki". 

Trzeba przyznać, to odczytywanie tragedii Szekspira poprzez pieśni - jako sposobu na podtrzymywanie kontaktu człowieka z kosmosem i jego energią - robi niesamowite wrażenie. G. Bral zastosował kompozycje oparte na chorałach gregoriańskich (przygotowane przez Jeana-Claude'a Acquaviva z zespołu muzyki tradycyjnej - A Filetta) oraz pieśni Macieja Rychłego z Kwartetu Jorgi, odwołujące się do gnostycznej, koptyjskiej ewangelii Tomasza. Pieśni przygotował Kacper Kuszewski, który także bierze udział w przedstawieniu (wzbogaconym dodatkowo muzyką instrumentalną).
Muzyka i pieśni - użyte w tej godzinnej, otwartej próbie - są dowodem na to, że dźwięk to zarówno metafora jak i metafizyka. Mogą być zatem swoistą scenografią i 'katedrą dźwiękową' wpływającą na wyobraźnię. Każdy, choć w minimalnym stopniu wrażliwy na brzmienia - odczuł to w czasie prezentacji, na pewno. Ja tak, zdecydowanie.  

W reżyserowanej przez siebie adaptacji Króla Lira - Zygmunt Molik muzyki ani pieśni nie stosował, choć praca nad nimi to większość jego życia. Natomiast wpływ jego współpracy, z aktorami Pieśni Kozła na ich Spektakl, jest ewidentny. Sposób w jaki używają ciała do współpracy z głosem, kontakt jaki mają ich stopy z podłożem - to właśnie jedne z podstawowych elementów Alfabetu Ciała, fizycznej bazy jego metody. 

Mój wielki podziw budzi też termin w jakim Teatr 'wystawia' swoje próby na ogląd publiczny. Od poniedziałku rusza przecież 6-dniowa - 8. edycja BRAVE FESTIVAL. 
Mając w toku tak olbrzymie przedsięwzięcie organizacyjne zmobilizowano się, do tego stopnia...Chapeau bas! 

Temat przewodni Festiwalu - FORUM KOBIET - opierał się będzie na codziennych spotkaniach, o godz. 15:00. - 3 lipca w siedzibie Teatru, - 4-7 lipca w Klubie Festiwalowym Mleczarnia (Włodkowica 5). Tematami kolejnych spotkań będą:

- Jak pomagać z myślą o przyszłych pokoleniach? (Lea Wyler, kobiety goszczące dzieci z Brave Kids); działalność organizacji charytatywnej ROKPA 
- Jak pielęgnować kultury odcięte od swoich korzeni? (Chór Kobiet Casletila ze Swanetii)
- Jak walczyć o szczęście ludzi starszych? (Meninas de Sinha - starsze kobiety z Brazylii)
- Jaka jest rola kobiet w kultywowaniu Tradycji? (Ambuya Nyati z córką - lud Shona z Zimbabwe)
- Jak aktywizować kobiety do działania we współczesnym świecie? (Ewa Błaszczyk, Iza Moczarna-Pasiek, Katarzyna Pszczoła)
Moderatorki w czasie spotkań: Anna Zubrzycki, Magda Podsiadły, Paulina Wilk, Agata Saraczyńska.

W ostatnim dniu przewidziano również sesję zdjęciową. Jaką? 
"Galeria Pokoleń - serdecznie zapraszamy kobiety z wielopokoleniowych rodzin: prababcie, babcie, wnuczki, matki, córki, siostry - do pozowania do rodzinnych fotografii tworzących galerię pokoleń" 

I jak ten obecny nam Świat przystaje do tragedii tamtych trzech kobiet - sióstr, które zaprezentował nam wielki Wiliam? 

Król Lear miał 3 córki: Gonerylę, Reganę i Kordelię. Postarzał się, zmęczył, postanowił oddać władzę jednej z nich. Tej, która najbardziej kocha, szanuje i zapewni spokojną starość. Dwie starsze posiadły czar omotania słowem, 'talenty' kamuflowania nieczystych intencji i brzydkich charakterków. Najmłodsza z nich, nie raz już odrzucona przez Ojca, przywiązanie i miłość demonstrowała oszczędnie. Wybór króla nie trudno przewidzieć. 
Szczęśliwa dotąd kraina pogrążyła się w chaosie, skłóciła. Zaczęły nękać ją wojny a Stary Król - żądający miłości (którą zabił w córkach) - pogrążył się w szaleństwie, doświadczając nędzy i poniżenia. 

Kordelia przepadła we francuskiej ziemi a dwie starsze siostry wystawiały armie przeciw sobie. Więcej, zabiegając o względy tego samego przystojniaka (Edmunda - czarnego charakteru) jedna drugą otruła a później się zabiła. 
Książę Albanii natomiast, przybity rozwojem sytuacji, postanowił zrzec się władzy na rzecz Leara i Kordelii. Do takiego rozwoju sytuacji nie mógł, oczywiście, dopuścić Edmund więc postanowił (osadzoną w więzieniu) Kordelię powiesić, ale tak by wyglądało to na samobójstwo. 

Wiele 'dzieje się' tragedii w tym V akcie. Akcja zatem przyspiesza i zagęszcza się wręcz niewiarygodnie. Mnie samą - w kontekście zaprezentowanego wyżej Cyklu Forum Kobiet - najbardziej 'zastanawiały' wydarzenia rozgrywające się w scenie III owego V aktu. Wchodzi oto zdruzgotany stary król z martwą Kordelią w ramionach, i mówi do Edgara:  "...Głos jej był zawsze słodki, łagodny i cichy. Nieoceniona rzecz w kobiecie...".

Powszechnie mniema się, że Król Lear dopiero w szaleństwie przejrzał na oczy. Ciekawe, co też o tak pożądanych przez niego (a i samego dramatopisarza) cechach kobiet mogłyby sądzić Kobiety - upodmiotowione w obecnej edycji Brave?

A wszystko to działo się/mogłoby dziać się - w Brytanii, w XXXII wieku świata. Tak przynajmniej założył Autor. I pewnie dlatego ten swoisty mizoginizm i protekcjonizm męski - mnie - szczególnie nie dziwi. 

wtorek, 26 czerwca 2012

W obiektywie Ireny Lipińskiej

Przyszła w niedzielę po przerwie. Nie spędziła z nami zbyt wiele czasu, mimo to wybór przedłożonych zdjęć jest znakomity. To pewnie dlatego, że mogąc czuć się akceptowaną swobodnie przemieszczała się po sali. Ta swoboda, to, że na pewno nie czuła się intruzem pozwoliło jej wczuć się w atmosferę ekscytujących zdarzeń, których pozostanie świadkiem. Pracę obecnych sfotografowała z wielką czułością.                                         

                                       Zdjęć powstało 28, oto pięć z nich

Jorge zadysponował krótką przerwę, powstało wówczas kilka zdjęć na tarasie. Między innymi  - ze mną i - z Joanną Kusz, która będąc uczestniczką świetnie radziła sobie także z tłumaczeniami

Joanna, utalentowana osoba, która pisze pracę magisterską o Zygmuncie Moliku.

           Bardzo lubię zdjęcie Zoe Ogeret, uduchowionej, zaśpiewanej...

Wesoła gromadka, korzystając z chwili swobody rozbrykała się w sali konferencyjnej. 
                    Tam powstało to radosne, rodzinne zdjęcie. 

Na zdjęciu, alfabetycznie: Karolina Brzęk (Wrocław), Mara Calcagni (Rzym), Paulina Dziuba (Radom), Natalia Eckert (Wrocław), Maite Tarazona (Bilbao), Katarzyna Kamecka (Wrocław), Maria Kapała (Wrocław), Tomoya Kawamura (Tokyo), Joanna Kusz (Wrocław), Marta Mączewska (Wrocław), Aaron Rutz (Cincinnati OH), Katarzyna Sitarz (Wrocław/Rotterdam), Hanna Sosnowska (Wrocław), Magdalena Ślęzak (Wrocław), Jerzy Welter (Wrocław), Barbara Wilińska (Poznań).
Oraz oczywiście oboje prowadzący staż i szczęśliwa organizatorka.

... To NOWY MOLIK ? zapytała Stefa Gardecka z łagodnym uśmiechem, gdy przedstawiłam jej Jorge'a w Instytucie. Tak, to On, powiedziałam...

środa, 20 czerwca 2012

Wrocław, 16 i 17 czerwca, V&B Jorge Parente

Sprzyjały nam okoliczności. Nawet zamęt w Rynku, w którym królowała „strefa kibica”. To z jej powodu uciekliśmy 2-3 kilometry dalej. Do Studio Na Grobli. I to był prawdziwy strzał dziesiątkę.

Upalna, jaskrawo-błękitna pogoda akompaniowała wspólnym posiłkom na rozległym tarasie, z widokiem na Odrę i gęsty pas zieleni. Codzienne 8-godzinne wspólne przebywanie, błyskawicznie stworzyło więzi i zaufanie. Lawirowanie pomiędzy francuskim, angielskim i polskim nie stwarzało problemów; wszystkim dzielnie pomagała Joanna, nie zapominając przy tym, że również jest stażystką. To jej prezentacja pracy tchnęła w grupę nieoczekiwaną energię. Byłam świadkiem jednej z naj-niezwyklejszych stażowych improwizacji, w trakcie której dławiłam łzy. Jej końca nie potrafił spokojnie obserwować także Jorge. Stał tyłem w otwartym oknie, podejrzanie szybko łapiąc oddech.

Nie mam co dłużej opowiadać, oddam raczej głos uczestnikom, od których korespondencja czekała  już w poczcie, nim jeszcze wróciłam do domu:

-  Po pierwsze, uważam, że grupa była wspaniała, pełna otwartych i odważnych ludzi, dzięki którym można było świetnie pracować. Od każdego można było czerpać inspirację i inną jakość energetyczną. To było cudowne! Długo będę pamiętać wspólne improwizacje, zwłaszcza te dzisiejsze! Najszczególniejsza dla mnie była ta po piosence naszej tłumaczki - wreszcie coś w innym stylu, chyba pierwszy raz w życiu  improwizowałam bardziej "jazzowo" i  nie bałam się :). W sumie jestem zadziwiona drogą jaką zdążyłam przebyć przez zaledwie dwa dni! 
Dla mnie był to warsztat, w trakcie którego starałam się pozwolić sobie na odpuszczenie kontroli lewej półkuli w pewnym zakresie. Szukałam równowagi , co w moim przypadku oznacza większe bycie tu i teraz, bez krytykowania i oceniania.  Sposób prowadzenia zajęć przez Jorge bardzo w tym pomagał. Dał nam dużo przestrzeni dla naszych poszukiwań i podążał za tym, co wnosiły poszczególne osoby. Podobał mi się jego sposób pracy - spontaniczny, uważny, entuzjastyczny. Pięknie prezentował wszystkie ćwiczenia, wspaniale rezonowało jego ciało podczas śpiewania.- marta.

-  Jestem zauroczona Zoe i Jorge, i jego otwartą gębą....- Basia

-  Dziękuje serdecznie za wspólne wibrowanie. :)     Thank you a lot for shared vibrations :)
Było wspaniale!                                                      It was fanstastic!
sciskam mocno,                                                     warm hugs
kasia                                                                     kasia

-  It was a really great experience, I can put in word all the feeling, emotions and joy. Thank you very much and I hope we will meet some day in the future. Kisses maite

-  Jestem bardzo szczęśliwa, że dane mi było spotkać Was wszystkich, cudownych ludzi, pracować z Wami, słuchać i patrzeć na Was i  chłonąć to wszystko, czym wibrowało  powietrze.... A że  stało się to  w szczególnym momencie mojego życia, tym bardziej mocno czuję się obdarowana spotkaniem z Wami. Będę pamiętać. Mam nadzieję, że się znowu spotkamy. Basia

-  Dear all, thank you very much. It was a special experience for me. I'm really happy for meeting you because you gave me back the sense and the pleausure of singing. Your generosity and open hearth presence has been a great gift to me! I hope to see you again, from Rome, Mara

-  Hey guys. This is Tomoya, the only Japanese guy u saw in the workshop :)  It was a amazing moment to spend the time with you guys, and I hope we can see each other someday in the future. 
And please let me know, if anyone have chance to come to Japan someday.I will take u the around Tokyo...lol,

 -  W większości sytuacji pozytywne efekty pracy były słyszalne od razu, aż serce rosło:), marta

Ta korespondencja wciąż trwa. Jest możliwa dzięki prostemu zabiegowi. 
Część informacji wysyłałam do wszystkich; mają swoje adresy, mają forum. 
W moim laptopie rośnie ‘wątek’ przyklejony do ostatniej, przed-stażowej informacji ‘porządkowej’. Ciekawe, co z tego wyniknie? 

poniedziałek, 18 czerwca 2012

V&B Jorge'a Parente oraz dwa jaśki - na dobry początek

Podróżować bez własnych jaśków? Wielce ryzykowne. Choć nikomu tak straczeńczo ryzykować - nie zabronię.  Poduszki różnią się w świecie tak, jak różnić zaczyna się wszystko - gdy tylko opuścimy swój bezpieczny azyl. Poduszka rzecz niezwykle ważna; jeśli od rana nie chcecie straszyć pomiętą urodą, kuśtykać z wykrzywioną szyją, obnosić kwaśnej miny - zabierajcie poduszki! No może nie od razu te wielkie, tak bardzo lubiane przez rodaków. Weźcie jednak choć własny jasiek!

Nasze poduchy pokochali przedstawiciele wszelkich nacji; masowo giną z hoteli. Taka Isaura i Leoncio - z czym wyjeżdżali z Polski w świetle fleszy? Z wielkimi poduchami w różowawych wsypach!

Powiecie pewnie, że tych dwoje to dla wysublimowanej intelektualnie osoby, jaką jest prawie każda uprawiająca blogowe pole, to żaden punkt odniesienia. No nie wiem. Skoro nawet nasza Wielka Poetka po skończeniu serialu z trudem kryła prawie rozpaczliwy ból. Wzór postaw rodem z Brazylii powinien być zatem punktem odniesienia dla każdego. Tym bardziej, że każdy serial widział;  ja w każdym razie nie słyszałam nawet o nikim, kto nie widział. 

...I nastał oto dzień 14 czerwca, po 22.00 wylądować miał samolot z Paryża. Poszłam zatem sprawdzić czy w przygotowanym dla Gości locum, nie brak czegoś bardzo ważnego. I co ja widzę?  Nie ma...  jaśków.

Bez jaśków  n i e  podróżowaliśmy; Zygmunt miał swój, ja swój. Były to szczególne jaśki, bo tylko i wyłącznie podróżne. Były i wychuchane i wydmuchane. Po powrocie starannie wietrzone. Poszewki prano i prasowano, by świeżutkie i śliczne gotowe były do kolejnej podróży. Występowały w słodkich zielonych kolorach - takich samych. Z góry jednak wiadomo było, która jest czyja. Po czym, nie wiadomo lecz to pewne, więc niech starczy za informację.  Jaśki właściwe natomiast - były prostokątne; ni duże, ni małe. Akurat. Ratowały życie, gdy przychodziło kłaść steraną głowę na wstrętnej, twardej klusze lub przeciwnie, rozmiękłej i rozmemłanej nieokreślenie. Lub innej okropnej, preparowanej na kształt drewnianego wałka. Czy możliwe, by wiedząc o tym...  nie wozić jaśków?

"Palais,... Carcassonne" wykrzyknęła Zoe na widok przygotowanego gniazdka. Wyraźnie nie mając na myśli negatywnych konotacji z możliwym, onegdaj, wyposażeniem owego średniowiecznego zabytku - z wyposażeniem i aranżacją zastanego wnętrza. Zachwyciło ją tak zwyczajnie; szczególnie, gdy odkryła przytaszczone przeze mnie - dwa jaśki. 

          

piątek, 15 czerwca 2012

Ryga-Wrocław-współpraca pomimo przeciwności losu

W marcu 1997 (7 i 8) w Grotcenter odbyła się naukowa sesja: "Teatr łotewski i teatralna kultura Łotwy".  Pośród wielu innych wystąpienia prezentowali - Peteris Petersons i - Brigita Silina.  
P. P.: "Początki teatru łotewskiego i sytuacja współczesna", 
B. S.: "Pobyt Reduty w Rydze, tradycje teatru polskiego na Łotwie".


Minęło 4 miesiące i Wrocław nawiedziła katastrofalna powódź. Niedawni goście martwili się czy Ośrodek nie ucierpiał aby w wyniku powodzi. Telefonowali wielokrotnie, bez powodzenia. Brygita Silina wysłała zatem (w pięknej polszczyźnie) odręczny, serdeczny list (20.08.97). Oprócz wyrazów współczucia dla wrocławian przekazała propozycję prezentacji pracy Ośrodka - w Rydze. 

Niebawem też przysłano oficjalne zaproszenie, ze STARPTAUTISKA TEATRA INSTITUTA LATVIJAS CENTRS, Merkela iela 13-426 Riga, Latvija. 
Szczegóły ustalono szybko i bezproblemowo, mimo że obie strony dysponowały skromnymi, w tych niełatwych czasach,  finansami. Wrocławianie skorzystali z pomocy Fundacji im. S. Batorego, założonej przez G. Sorosa w 1998 r. (Warszawa, Sapieżyńska 10a).  ITI Litvia otrzymała wsparcie swojego Ministerstwa Kultury. 

Seminarium o twórczości J. Grotowskiego odbyło się w kwietniu 98.
W ramach seminarium zaplanowano staż Z. Molika (20-25 kwietnia) wraz z prezentacją 60-minutowego zapisu filmowego - z pracy warsztatowej w 1976 - Acting Therapy, którą Zygmunt osobiście komentował. 

Drugi gość, prof. Zbigniew Osiński (ówczesny dyrektor programowy Ośrodka), zaprezentował 7 filmów, które tłumaczono po łotewsku.

1/ Pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki... O Teatrze Laboratorium J. Grotowskiego -
    1970, 58 min., Krzysztofa Domagalika
2/ List z Opola - 1963, 29 min., Michaela Eistera 
3/ Akropolis - 1968, 92 min., Jamesa Mac Taggarta - przed spektaklem rozmowa z P. Brookiem.
4/ Ćwiczenia - 1971, 91 min., Torgaira Wethala - w siedzibie Odin Theatret. Aktorzy Eugenia Barby odbywają ćwiczenia "plastyczne i fizyczne" z Ryszardem Cieślakiem.
5/ Książę Niezłomny - 1970, 48 min., Instituto del Teatro e dello Spettacolo Un. Rzymskiego
6/ Aktor Całkowity. Wspomnienie o R. Cieślaku - 1994, 66 min., Krzysztofa Domagalika 
7/ Inicjały J.G. - 1986, 28 min., Mirosławy Sikorskiej. O architekcie Jerzym Gurawskim, twórcy przestrzeni scenicznych do przedstawień Grotowskiego.
Zapisy filmowe podróżowały wówczas w systemie VHS PAL/SECAM


Ryga nie prezentowała się wtedy tak pięknie jak obecnie, przypominała pozostałe 'demoludy'. Oczom przedstawicieli Ośrodka Badań Twórczości J. Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych ukazały się zapewne widoki, które zarejestrowano w tym video.


Pół roku po opisanych wydarzeniach zginął tragicznie, w wypadku samochodowym, wraz z żoną Eleonor - Peteris Petersons, nieoceniony prezydent Instytutu ITI. Dramaturg, krytyk teatralny, tłumacz.  Wybitna postać kultury łotewskiej.

Kilka lat później ITI (Latvian Branch of International Theatre Institute) przeniósł się do nowego budynku. Obecnie mieści się przy Alberta iela 9-3 1010 Riga.
Od 2007 prezydentem jest Brigita Silina. 
Nadal współpracuje z Instytutem, tłumaczy teksty, np.:
- "Laboratorium" J. Grotowskiego" (Dialog 1996, nr 1 (175) - Jeżija Grotovska laboratorija, "Teatra Vestnesis" Riga, 1996 nr 2, s.21-25.

Aktywnie działa w stowarzyszeniu Polaków na Łotwie. W 2007 r. została odznaczona.

     Ryga zmienia się równie dynamicznie
          

niedziela, 10 czerwca 2012

"In medias res" 5 - 7.06.2012 Wrocław

Dumna jestem z mojego miasta. Oferuje gościom i mieszkańcom tak wspaniałe jak ten poniżej - skaningi laserowe. Zwiedzanie tym sposobem unikatowego Kościółka to czysta frajda. Można się nim tylko zachwycać. Najmniejszy i najstarszy we Wrocławiu. Ma niezwykle ciekawą i obszerną historię.  Nie będę jej przytaczać, skoro, znaleźć ją łatwo.

Przybliżając od czasu do czasu, z radością, codzienność Instytutu Grotowskiego dziś proponuję koncert. Odbył się w Dniu Bożego Ciała i był niezwykły jak ten dzień. Nie często można usłyszeć śpiewy takie jak te, przygotowane pod kierunkiem Jean-Etienne Langianni.


Między korsykańską tradycją przekazu ustnego a dziedzictwem śpiewu monodycznego.  
                              7 czerwca (czwartek) 20:00, Kościół św. Marcina

Po 3-dniowym warsztacie, w ramach projektu In medias res, w którym udział wzięli także członkowie Teatru ZAR oraz goście ze Scholi Gregoriana Silesiensis, wysłuchaliśmy koncertu, którego nie powstydziłby się żaden festiwal.

W listopadzie 2010 miała miejsce pierwsza edycja VoicEncounters - Fenomen łacińskich konfraterni. Obecna, będąca kontynuacją projektu, prezentuje związki pomiędzy tradycją przekazu ustnego, korsykańskim śpiewem polifonicznym a katolickim chorałem, pochodzącym ze źródeł pisanych. 

By przybliżyć smaki naszych przeżyć proponuję inny, także po-stażowy koncert (IV.10.). Równie piękny, lecz ten 'nasz' zdał mi się o całe niebo bogatszy. Wrocławscy stażyści nie byli nowicjuszami, nie mniej jednak przygotowanie tak zróżnicowanego programu by tak wspaniale go zaprezentować, jedynie po trzech dniach pracy, zrobiło na słuchaczach wielkie wrażenie.

Słuchaliśmy wszyscy niczym natchnieni. Po koncercie, wciąż niesyci wrażeń, nie mogliśmy odżałować, że ...to już koniec. Może wybrać się na Korsykę, by tam, u źródeł móc chłonąć tę czarodziejską harmonię?                        

środa, 6 czerwca 2012

Trabalho de Voz e Corpo, Sao Paolo, maj 2012

           

Radością z opublikowania "Z. Molik's V&B Work" w języku portugalskim dzieliłam się już
- 8 maja 2012 roku. Nie znałam wówczas szczegółów, poza jednym; Książka wyszła spod prasy drukarskiej. 
Niebawem jej wydawca opublikował dane marketingowe; wciąż jednak były pilniejsze informacje do zamieszczenia na blogu. Obiecanej prezentacji okładki nie było, cały miesiąc.


É REALIZAÇÕES zupełnie inaczej podszedł do projektu obwoluty niż Routledge

Książki różnią się wizualnie tak, jak zapewne wyobrażamy sobie zewnętrzne różnice pomiędzy Anglikiem a Brazylijczykiem. Ta Angielska wyważona, z jednym jedynie zdjęciem. Brazylijska zaś... oceńcie, proszę, sami. Szczegóły, informacje, także te tyczące możliwości zakupu są do znalezienia na wielu stronach...

Płyta DVD, ta która wychyla się figlarnie spoza książki zawiera, oprócz Alfabetu Ciała nagranego przez Jorge Parente w 07., również kompilację rejestracji warsztatu w Brzezince (04.06) zatytułowaną Dyrygent. Także ta rejestracja, we fragmentach, jest już dostępna: http://www.grotowski.net/mediateka/wideo/glos-i-cialo-staz-zygmunta-molika-brzezinka-2006-fragm-1 

Szacuje się, że 200 milionów osób na świecie posługuje się portugalskim. Oprócz Portugalii i Brazylii również w Angoli, Mozambiku, na Wyspach Zielonego Przylądka, Św. Tomasza i Książęcej, Gwinei-Bissau i w Timorze Wschodnim. Tak więc szerokie grono potencjalnych odbiorców ma znacznie ułatwiony dostęp gdy zechce zapoznać się z metodą impostacji głosu - como o método desenvolvido e praticado Zygmunt Molik. 

Jest to ułatwienie dla Jorge, nie tylko dlatego, że Portugalczykiem jest z urodzenia. Wielu jego studentów rekrutuje się z tych właśnie obszarów językowych. 

piątek, 1 czerwca 2012

Życie - śmierć - życie po życiu

Mamy oto kolejny czerwiec. Czy to ważne; tak ważne. Różni się bowiem w mojej pamięci od pozostałych miesięcy. W czerwcu 2010 roku opuścił i mnie i nas wszystkich - Zygmunt. Odszedł... nie wiem gdzie, chcę jednak wierzyć, że w lepsze światy. I że z tych światów wciąż widzi  - czy i jak Go zapamiętaliśmy. 


Serce, ale przecie i oczy i uszy mówią mi, że miał wielkie szczęście - zyskał pamięć taką o jakiej można by zamarzyć, gdyby marzenia większości doczesnych nie tyczyły tego tylko - co tu i teraz. Gdyby nieuchronność odejścia nie była swoistym tabu.

Jaki był Zygmunt? Pogodny i łagodny przede wszystkim. Nie wikłał się w spory, w 'układy' tym bardziej. W zespole Teatru "Laboratorium" Jerzego Grotowskiego dzierżył zaszczytne miano homeostatu. Studził i racjonalizował emocje, wskazywał proste wyjścia z, wydawałoby się, nie prostych sytuacji. Zawsze był trochę na uboczu; nie eksponował niczego co związane było z jego niecodziennymi przecież umiejętnościami. Dyskretnie milczał na temat życia prywatnego. Dla większości stanowił zagadkę. Nie interesowało go to prawdę mówiąc. Wywiadów udzielał nielicznych, jeśli już, to tyczących pracy jedynie. I to też w sposób, który nie za wiele odkrywał. Bo do pracy zachował stosunek taki, jaki wpoił im, aktorom Laboratorium, Grot. Praca to był rodzaj sacrum. Wykonywano ją w ciszy i najwyższym skupieniu, eksplorując ścieżki wewnętrzne, które doprowadzić miały do możliwie najwyższej jakości efektów tej pracy. Nie ważne jaki trud poniesiono, ile potu wylano, ile godzin minęło. Czy jak ekstremalnie trudne bywały dla niej warunki. 

Brzmi jak bajka "o żelaznym wilku"? Pewnie tak; w czasach które stawiają   przede wszystkim na hedonizm, indywidualizm, asertywność i popularność i to nie rzadko za wszelką cenę. Nie widzę jednak szans na zapisanie się w długotrwałej  i pełnej szacunku wdzięcznej pamięci potomnych jeśli ścieżka życia to jeno tumult i pozór. 

Powiązana z fizycznym treningiem metoda impostacji głosu, którą opracował, rozwijał i praktykował przez dziesięciolecia Zygmunt - to jego życie po życiu.  Bo wciąż jest w praktycznym użyciu, wciąż jest pożądana, nadal przyciąga ludzi ze wszystkich stron świata i nadal, z pewnością, ewoluuje by nie stać się martwym bytem. I zawsze już, mam nadzieję, będzie kojarzona z nazwiskiem swojego twórcy, choć obecnie jest już w czułych rękach wieloletniego współpracownika, obecnie kontynuatora - Jorge'a Parente, Portugalczyka, od niemal 40 lat mieszkającego we Francji. 

W tej chwili Jorge zapoznaje z nią studentów w Bangkoku. Później przyjedzie do Wrocławia - gdzie już czeka na niego 16 osób nie tylko z całego kraju ale i z USA, Włoch czy Hiszpanii. Teraz Jorge buduje wrażenia własne; kogo też 'łatwiej uczyć' w wielkim świecie. Te przekonania utrwalać będzie mógł kolejno; w Portugalii (lipiec) czy w Kopenhadze (sierpień)... 
Tak więc - Jorge Parente i jego asystentka Zoe Ogeret - prowadzą obecnie życie nomadów, podobne do takiego jakim wcześniej było życie Zygmunta i... moje. 

I pewnie to dlatego Zygmunt postanowił w końcu... odpocząć. 
W niedzielę, wczesnym popołudniem, gdy większość z nas na odpoczynek ma już... wielką ochotę.

Wszystkich przepraszając video-rozmowę z Z.M. zamieszczam w zmienionej formie;
https://www.facebook.com/zygmunt.molik/videos/vb.100001676624342/1020536331345578/?type=2