Złapałam dziś, przy czwartku - trzeci oddech kaczuchy (pamięta jeszcze kto ten Zespół?). Mani- i pedicure pomarańczowe (z odcieniem różu), szmatki i dodatki brązowo-amarantowe. Starsze panie także bywają awangardowe i odważne, choć... może to tylko niewielkie dziwactwo?
Wśród moich dziwactw jest jedno szczególne, mianowicie, głębokie porozumienie z wyeksponowaną w domu fotografią Zygmunta. Jest wieloznaczna jak, nie przymierzając, Mona Liza. Rozumie i reaguje (jakby to dziwnie nie brzmiało) odbiera nastroje moje i... okazuje własne. Wieloznaczny ten Zygmunt ze zdjęcia zaprezentowany został: w zamaszystej i obszernej białej koszuli pokrytej delikatnymi jasno-szarymi zarysami maków. Usadowiony jest na tle szafy wypełnionej kostiumami teatralnymi, lecz nie widać przy czym i na czym siedzi. Tę koszulę szef mój instytutowy nazwał "dziwną", nie mam żalu, w końcu to on zlecił Fracesco Galli wykonanie serii portretów mistrza. Właśnie ten portret, w dziwnej koszuli, jest moim ulubionym.
Mój szef, miał najwyraźniej przeczucie, że może to być moment graniczny, w którym zdoła zarejestrować Molika w równie pełnym rozkwicie starości (tak określa ten stan Ludwik Flaszen). Hi hi... to mój chichot nad nieuchronnością losu.
Wszystko to działo się przy okazji 4. (bodaj) edycji Brave Festivalu. Przyszliśmy na Koncert Inauguracyjny ze stosownym wyprzedzeniem i zasiedliśmy sobie, w restauracji Teatru Muzycznego (nikt jej jeszcze nie burzył, teraz budynek przeżywa gruntowną renowację). Głodni - zamówiliśmy dania, a doczekawszy się serwowania nie mogliśmy, niestety, oddać się co rychlej błogiej konsumpcji. W tym newralgicznym momencie zjawili się bowiem - Giuliano Campo i Francesco Galli z baterią aparatów fotograficznych. Tak, wiedzieliśmy o planowanej sesji zdjęciowej, nie wiedzieliśmy, że może nastąpić w tak oto niedogodnym momencie.
Zygmunt ma na zdjęciu boleściwą minę bo zapachy wabią, a jeść zacząć nie sposób. Przeczuwa też, niewykluczone, że po powrocie do Londynu Giuliano ukradną laptop (z zawartością filmowego nagrania 3-tygodniowej współpracy nad książką "Z. M.'s Voice and Body Work").
Ta właśnie 'boleściwa mina' zmienia się dość dowolnie, z mojego punktu widzenia. Krótko mówiąc, ówczesny wizerunek mistrza Molika podlega wielu transformacjom. W kontekście ćwiczonych niegdyś przez Laboratorium masek twarzy oraz masek - tych będących motywem przewodnim obecnego Brave - nie powinno to nikogo jakoś szczególnie dziwić. It's working.
ZDJĘCIE, o którym mowa, ZAMIEŚCIŁAM - 11.07.11, jako oddzielny post; wyświetla się, jak dotychczas, na prawym marginesie. Ten post, choć z żalem, będę musiała przenieść lub skasować; przyciąga rzesze uciążliwych spamerów...
Wracając do dzisiejszego zadowolenia z wykonania 150 % normy, proszę ocenić:
- 17.00 spotkanie z magistrantką Joanną - sprawozdanie z warsztatówVoice and Body w Lizbonie,
- 19.00 BALLAKE SISSOKO & VINCENT SEGAL - wirtuozi kory i wiolonczeli.
Sztuka muzycznej konwersacji (Centrum Sztuki Impart),
- 21.00 TOVIL -Lankijskie tańce demonów. Egzorcyzmy ludu Sinhala (Studio Na Grobli)
Szczegóły, przepraszam, dopiero jutro... trochę przeceniłam siły...
Ewo,
OdpowiedzUsuńGratuluje nadzwyczajnej energii i formy . Bardzo chciałabym Cie zobaczyć w tych pomarańczowo-różowych tonacjach! Prawdopodobnie wygladasz wspaniale...A moze dodasz Twoje ulubione zdjecie Z. w tej białej koszuli na strone?
Faktycznie, dodam. Może nie tylko dla mnie będzie 'Moną Lizą' alternatywy. Z relacji Joanny K. z warsztatów w Lizbonie wynika, że Jorge Parente odwzorowuje sposób bycia i ruchy mistrza. Moja córka natomiast, stwierdziła że aktorzy Pieśni Kozła ruszają się w Z. właściwy sposób. Nabierając powietrza wypychają lekko brzuchy i przeginają sylwetkę. Mnie ten fakt uderzył po raz pierwszy gdy (w latach '90) oglądałam dyplomowy spektakl adeptów wrocławskiej PWST. "Króla Leara" reżyserował Z.Odniosłam wówczas wrażenie, że zwielokrotniony odgrywa wszystkie role. Miał widać wielką siłę sugestii.
OdpowiedzUsuń