...Jeszcze
słówko, jako praktyk...
Z każdego Stażu przywożę
różne doświadczenia; a to usłyszę siebie
w niespotykanym dla mnie dźwięku, a to powiem tekst z głową na dół a z nogą do
góry, i ... jestem słyszalna i logiczna. Itd.
Tym razem, mam takie
odkrycie: Jorge, w ramach
poszerzenia doświadczeń (podejrzewam, że i swoich i naszych) udostępnił
przestrzeń i czas - jednemu z uczestników warsztatu, również nauczycielowi 'od
głosu' - na prezentację jego sposobów pracy. Były to ćwiczenia znane mi, mniej lub
więcej, z bardziej (nazwę to) tradycyjnych ćwiczeń. Np. ćwiczenia dolnej partii
brzucha, wydawanie dźwięków przy pomocy konkretnych sylab, czy trochę pracy na
wyobraźnię. Głos pojawił się jako przybysz z obcej planety; wpadał nam do brzucha i tam nas rozwibrowywał,
rozgrzewał. A czasem... mroził.
Ciekawe to wszystko było,
a zarazem, okropnie frustrujące dla mnie.
Od razu pogubiłam się. Przepraszam za
wyrażenie, pogubiłam się gdzie dupa a gdzie głowa.
W przypadku Metody Molika,
odfrustrowuję się; bo ciało samo zaczyna
się odnajdywać, chyba właśnie dzięki temu, że głowa nim - nie steruje. Cóż,
różne szkoły, różni ludzie, różne potrzeby. I różna skuteczność metod;
dla każdego...
Ja mam, taki wniosek: dla mnie, osoby która ma
różne problemy (choćby z tą dupą właśnie, ale i z głową, nogami, ramionami) to odcielesne
podejście - jest dobre. W „litery” (alfabetu) też wkłada się i treść i
wyobrażenia, mam jednak wrażenie, że przychodzą jako konsekwencja wykonanej „akcji”.
Co uczy pokory, uczy by nie być mądrzejszym od samego siebie. Poza tym, muzyka,
głos, rodzą się zawsze w wyniku nawiązania relacji a partnerem. To skutecznie
pomaga zagłuszyć ego. Ciało jest mądre, ono wie. Jak już je tak człowiek rozgada
„literami”, robi się ono - pomocne.
Nie jest to łatwo, oj
zupełnie, i w moim wypadku wyniki (póki co) nie są spektakularne, ale... Przyjemność
(!) jaką odczuwam, mimo trudności jakie napotykam, nastraja mnie - zupełnie
inaczej. Inaczej niż wcześniej, gdyż inne uczucia były moim udziałem przy praktykowaniu
‘tradycyjnych metod’. Poza tym, potrafię już zlokalizować, coraz lepiej, gdzie
coś mi się zacina, a gdzie otwiera. Uczę się słuchać ciała i współpracować z
nim. A przy tym - bawię się pysznie. Co
nie znaczy, że czasem nie jest tak trudno, że nie wiem wyć, albo nie wyć - oto bywa
pytanie ! :)
Mam nadzieją, że Pani
rozumie o czym mówię. Bo o tym trudno się pisze czy mówi, ale naprawdę miło...
się „robi”! Alleluja.
"Uczę się słuchać ciała i współpracować z nim"-to bardzo ważne. Czy wszyscy to potrafimy?
OdpowiedzUsuńholly, a gdzie tam potrafimy, sama to pewnie wiesz dobrze... Bo raczej dajemy mu (naszemu ciału) nieźle do wiwatu. W najlepszym razie lekceważymy wszelkiego jego sygnały. A daje nam, oj daje, tych sygnałów wiele. Słychać to też w w cytowanym "słówku", dyskomfort i frustrację czuje się od razu. Często myśli się jednak coś w rodzaju "jakoś to będzie", "dam radę", "pewnie mi się wydaje".
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż w wypadku praktykowania tej konkretnej Metody niewłaściwość reakcji czuje się namacalnie. I że właściwe reakcje są w zasięgu ręki.
A o literkach "alfabetu" napisałam w poprzednim poście, gdybyś zechciała rzucić na nie okiem :)