niedziela, 24 lutego 2013

LITERY ALFABETU MOLIKA - słówko od praktyka

...Jeszcze słówko, jako praktyk...

Z każdego Stażu przywożę różne doświadczenia;  a to usłyszę siebie w niespotykanym dla mnie dźwięku, a to powiem tekst z głową na dół a z nogą do góry, i ... jestem słyszalna i logiczna. Itd.

Tym razem, mam takie odkrycie:  Jorge, w ramach poszerzenia doświadczeń (podejrzewam, że i swoich i naszych) udostępnił przestrzeń i czas - jednemu z uczestników warsztatu, również nauczycielowi 'od głosu' - na prezentację jego sposobów  pracy. Były to ćwiczenia znane mi, mniej lub więcej, z bardziej (nazwę to) tradycyjnych ćwiczeń. Np. ćwiczenia dolnej partii brzucha, wydawanie dźwięków przy pomocy konkretnych sylab, czy trochę pracy na wyobraźnię. Głos pojawił się jako przybysz z obcej planety; wpadał nam do brzucha i tam nas rozwibrowywał, rozgrzewał. A czasem... mroził.

Ciekawe to wszystko było, a zarazem, okropnie frustrujące dla mnie. 
Od razu pogubiłam się. Przepraszam za wyrażenie, pogubiłam się gdzie dupa a gdzie głowa.

W przypadku Metody Molika, odfrustrowuję się;  bo ciało samo zaczyna się odnajdywać, chyba właśnie dzięki temu, że głowa nim - nie steruje. Cóż, różne szkoły, różni ludzie, różne potrzeby. I różna skuteczność metod;  
dla każdego...

Ja mam, taki wniosek: dla mnie, osoby która ma różne problemy (choćby z tą dupą właśnie, ale i z głową, nogami, ramionami) to odcielesne podejście - jest dobre. W „litery” (alfabetu) też wkłada się i treść i wyobrażenia, mam jednak wrażenie, że przychodzą jako konsekwencja wykonanej „akcji”. 
Co uczy pokory, uczy by nie być mądrzejszym od samego siebie. Poza tym, muzyka, głos, rodzą się zawsze w wyniku nawiązania relacji a partnerem. To skutecznie pomaga zagłuszyć ego. Ciało jest mądre, ono wie. Jak już je tak człowiek rozgada „literami”, robi się ono - pomocne.

Nie jest to łatwo, oj zupełnie, i w moim wypadku wyniki (póki co) nie są spektakularne, ale... Przyjemność (!) jaką odczuwam, mimo trudności jakie napotykam, nastraja mnie - zupełnie inaczej. Inaczej niż wcześniej, gdyż inne uczucia były moim udziałem przy praktykowaniu ‘tradycyjnych metod’. Poza tym, potrafię już zlokalizować, coraz lepiej, gdzie coś mi się zacina, a gdzie otwiera. Uczę się słuchać ciała i współpracować z nim. A przy tym - bawię się pysznie.  Co nie znaczy, że czasem nie jest tak trudno, że nie wiem wyć, albo nie wyć - oto bywa pytanie ! :)

Mam nadzieją, że Pani rozumie o czym mówię. Bo o tym trudno się pisze czy mówi, ale naprawdę miło... się „robi”!  Alleluja. 

2 komentarze:

  1. "Uczę się słuchać ciała i współpracować z nim"-to bardzo ważne. Czy wszyscy to potrafimy?

    OdpowiedzUsuń
  2. holly, a gdzie tam potrafimy, sama to pewnie wiesz dobrze... Bo raczej dajemy mu (naszemu ciału) nieźle do wiwatu. W najlepszym razie lekceważymy wszelkiego jego sygnały. A daje nam, oj daje, tych sygnałów wiele. Słychać to też w w cytowanym "słówku", dyskomfort i frustrację czuje się od razu. Często myśli się jednak coś w rodzaju "jakoś to będzie", "dam radę", "pewnie mi się wydaje".
    Dobrze, że chociaż w wypadku praktykowania tej konkretnej Metody niewłaściwość reakcji czuje się namacalnie. I że właściwe reakcje są w zasięgu ręki.
    A o literkach "alfabetu" napisałam w poprzednim poście, gdybyś zechciała rzucić na nie okiem :)

    OdpowiedzUsuń