środa, 19 września 2012

10 maja 1992. Benefis, radości i smutki

Jeszcze wczoraj, zdezorientowany upalnymi dniami, kasztan z al. Karkonoskiej powtórnie zakwitł. Dziś, lato niespodziewanie znika w chłodzie i jesiennych strugach deszczu (na zewnątrz tylko 10 stopni). Zatęskniłam za ponownym majem i kwitnącymi kasztanami.

Bruno Chojak (z archiwum IG) skopiował dla mnie materiały prasowe tyczące 10 maja. Tamtego maja 92, o którego wydarzeniach pisałam już dwukrotnie (26.04 i 6.05.12). Ponownie wracam do tej daty. Tym razem zacytuję 3-krotne doniesienia Gazety Robotniczej tyczące; - spotkania z okazji Jubileuszu 40-lecia pracy Zygmunta Molika oraz - związanej z wydarzeniem wystawy Życie i praca.

Pisząc poprzednio, za jedno z ważniejszych wydarzeń wiosny 92. uznałam premierę filmu, z którego piosenka Zawsze będę cię kochać jest w naszych sercach do dziś. Wówczas oczarowała nas Whitney Houston. W 2012 śpiewa ją Charice. Urodziła się 20 lat temu, właśnie w tę niedzielę, 10 maja '92. Charmaine Clarice Relucio Pempengco, urodzona na Filipinach, już jako 7-latka zaczęła brać udział w konkursach. Debiutancki album nagrała w 2008 r. Warto na nią zwrócić uwagę, będą z niej ludzie. 


Ludzie nie tylko rodzą się ale i odchodzą, niestety. Dziś, chcę przypomnieć jedną z wielkich wrocławskich osobowości; Andrzeja Waligórskiego. Jego śmierć, właśnie w tym znaczącym dla Zygmunta dniu, przejęła wszystkich nas wielkim smutkiem. Tym, którzy nie zetknęli się nigdy z jego nazwiskiem, tym bardziej tym, którzy wciąż pamiętają chciałaby polecić pełną anegdotek opowieść Stanisława Szelca - jego przyjaciela i wieloletniego współpracownika, m.in. w kultowym Kabarecie"Elita". Opowieść publikowano w gazecie wrocławskiej, pt.: Ludzi zawsze śmieszy to samo. Pewnie wciąż jest do znalezienia. 

MOLIK W ROLI JUBILATA. 
- W niedzielę, o 18:30, w Ośrodku Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralnych w Rynku (Ratusz), spotkanie z Zygmuntem Molikiem, byłym aktorem TEATRU LABORATORIUM Jerzego Grotowskiego oraz otwarcie wystawy "Życie i praca", także filmy dokumentalne. Jeżeli możemy jeszcze coś dodać, to tylko to, że będzie to spotkanie z człowiekiem wspaniałym i wyjątkowym. A kto z kimś takim nie chce się spotkać? (GR 109 9)
- Zygmunt Molik był współtowarzyszem twórczej drogi Jerzego Grotowskiego od samego początku działalności Teatru 13 Rzędów w Opolu. Starsi wrocławianie - a także publiczność całego świata - pamiętają go szczególnie ze spektakli "Akropolis" i "Apocalypsis cum figuris". Setki, a może już tysiące, ludzi teatru i spoza tego kręgu, uczestniczyło w stażach prowadzonych do dziś w różnych krajach przez tego aktora i niekonwencjonalnego instruktora - są to prace dotyczące głosu i energetyki ciała...(GR 107 T.B.).

                          Tak wyglądała ...

Obszerniejszy artykuł Jubilatowi poświęcił Tadeusz Burzyński (39.-98.). Świetny dziennikarz, publicysta, reporter, krytyk teatralny, który życiu kultury wrocławskiej poświęcił lata uwagi. Znawca teatru J. Grotowskiego; przeprowadzał wnikliwe wywiady, brał udział w zdarzeniach Special Project, pisał 'świadectwa' (Mój Grotowski). Z Molikiem rozmawiał w maju '90; O Grotowskim i tajemnicach głosu - ukazało się również w wydawnictwie Jubileuszowym. 
Życie i praca Zygmunta Molika (GR 113, maj 92.) 

Mało kto we Wrocławiu może się poszczycić dorobkiem twórczym porównywalnym z tym, co osiągnął Zygmunt Molik. Był - obok Flaszena, Mireckiej i Jahołkowskiego - jednym z tych, którzy w 1959 roku w Opolu podjęli wraz z Jerzym Grotowskim ryzyko najbardziej awanturniczej przygody w dziejach teatru polskiego. Współuczestniczył we wszystkich niepowodzeniach i sukcesach Teatru 13 Rzędów, późniejszego Teatru Laboratorium. Znalazł się w obsadzie wszystkich znaczących spektakli Grotowskiego. Przynajmniej dwie jego kreacje - jeżeli to słowo jest na miejscu - w "Akropolis" i w "Apocalypsis cum figuris" wraz z tymi spektaklami weszły do historii teatru XX wielu.

     Molik był jednym z filarów najbardziej znanego w świecie polskiego teatru. Nie tylko jako aktor. To jemu Grotowski zlecił jedno z najtrudniejszych zadań, którym było poszukiwanie tajemnicy głosu, głosu aktora i głosu człowieka, jego uwarunkowań biologicznych, fizjologicznych, psychologicznych. W niezwykłych osiągnięciach Teatru Laboratorium w tym zakresie jest wiele zasługi tego skromnego człowieka, często pozostającego jakby w cieniu swoich bardziej eksponowanych kolegów. Nigdy z tego powodu nie miał kompleksów. Robił swoje.

     Benefis Zygmunta Molika - zorganizowany w tych dniach przez Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych - upłynął nie pod hasłem: "odkrycia w dziedzinie technik głosowych", ani nawet "twórcza droga", ale najzwyczajniej: "życie i praca". Swój jubileusz poprzedził Molik kilkudniową pracą z młodymi aktorami i adeptami zawodu. Jego stażyści, wśród których spotkałem studentów szkoły teatralnej i wydziału wokalnego szkoły muzycznej, a także wolontariuszy, powiedzieli mi, że było to dla nich przeżycie niezwykłe; było wyprawą w nieznane, w której odkrywali siebie samych, utajnione dotąd możliwości, poznawali swój prawdziwy głos.

     W dniu zakończenia stażu, w ub. niedzielę w Ośrodku Grotowskiego otwarto wystawę "Życie i praca Zygmunta Molika", na której w ujmująco skromny sposób przedstawiono jego drogę twórczą, eksponując wiele dokumentów drugorzędnych ale nieznanych z lat studiów, przedstawienia dyplomowego 'Porwanie Sabinek', służby wojskowej, a jakby od niechcenia demonstrując największe osiągnięcia aktorskie i instruktorskie w Teatrze Laboratorium i późniejsze.

     Wydano też - na szczęście - okolicznościową broszurę, która dokładnie relacjonuje jego twórczą drogę. Otwiera ją własnoręczna dedykacja Grotowskiego skierowana do "znakomitego artysty i pedagoga teatralnego, z miłością" przez "jego Kolegę". Dopiero z tej broszury, zredagowanej przez Zbigniewa Osińskiego, można się dowiedzieć, kim naprawdę jest Zygmunt Molik i co mu zawdzięcza teatr współczesny.

     Nie bez satysfakcji odnotowujemy, że broszura cytuje także "Gazetę Robotniczą", która jakkolwiek było i jaka była, życzliwie przez długie lata towarzyszyła poszukiwaniom Grotowskiego i jego zespołu, niezależnie od trendów politycznych i środowiskowych. Co osobiście poświadczam. 

Gdy piszę te wszystkie piękne słowa ten niemal jesienny dzień wydaje mi się... mniej smutny. Nawet temperatura podskoczyła, o 3 stopnie!                     

6 komentarzy:

  1. I u Ciebie piękna dwudziestoletnia... ;-) Ludzie przychodzą, odchodzą, ale nie którzy... nie mijają. Czego dowodzie Twój wpis o Moliku.

    OdpowiedzUsuń
  2. czaro, trend na piękne dwudziestoletnie nie mija.
    Ta powyżej, wydaje się na dodatek spektakularnie zdolna.

    Wielka pociecha (dla doczesnych), że jest szansa na pozostanie, choć w części. Nawet gdy po drodze dopadnie - "szpetność czterdziestoletnich" ( a to u Ciebie z kolei) :-) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny to musiał być benefis Ewo, szkoda, że nie ma nagrań, ale po przeczytaniu opisu w Gazecie Robotniczej doszłam do wniosku, że krytycy teatralni mimo ciężkich czasów byli na poziomie, potrafili docenić Mistrza. I mnie też się cieplej zrobiło po przeczytaniu tego wspomnienia...szkoda tylko, że to tylko wspomnienie, ale jakżeż budujące!

    OdpowiedzUsuń
  4. holly, nagrań nie ma, ale jest kilka zdjęć. Było tak, jak napisał Buski, skromnie i zwyczajnie. Bo to zwyczajne, że gdy żyje się i pracuje dostatecznie długo doczekuje się jubileuszy :)

    Cieszę się z tych wspomnień, tym bardziej, że (jak piszesz) są budujące. Cieszę się też, że mogłam zamieścić kilka krzepiących słów. I nie tych dotyczących Zygmunta bezpośrednio.
    Każdemu potrzebna jest krzepiąca świadomość, że może być podmiotem ciepłego wspomnienia jeśli ciut, ciut się postara. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewo, szczerze mówiąc, ja wcale nie planuję być szpetna po czterdziestce! Ale człowiek planuje, a pan Bóg kule nosi, czy jakoś tak ;)
    A co do wpisu, to wracam do tego zdania, z którego płynie dla mnie jakaś siła i prawda:
    "W niezwykłych osiągnięciach Teatru Laboratorium w tym zakresie jest wiele zasługi tego skromnego człowieka, często pozostającego jakby w cieniu swoich bardziej eksponowanych kolegów. Nigdy z tego powodu nie miał kompleksów. Robił swoje."

    Porównanie wyda Ci się może bluźniercze, ale w jednej z moich ulubionych książek ("Momo" Michaela Ende, znasz może?) jest taka postać Beppa, zamiatacza ulic. Pamiętam, że Beppo też powtarzał, że trzeba robić swoje, skupiać się na każdej następnej czynności i nigdy nie miał kompleksów z powodu swojego zajęcia. Po prostu robił swoje. Najlepiej jak potrafił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czaro, gdy ewentualnie będziesz po 40-tce (bo ja nie zamierzam być) nic się nie zmieni.
      Momo, to dziecko które zwróciło ludziom skradziony im czas, pamiętasz? (Też miała zmierzwione czarne włosy i czarne oczy).

      Molik potrafił nie spieszyć się zbytnio i słuchać, dzięki niemu ludzie zaczynali słyszeć i rozumieć siebie.

      By robić swoje doradza też Młynarski. Ci którzy posłuchali, nie wyszli na tym źle

      ...Róbmy swoje,
      Pewne jest to jedno, że
      Róbmy swoje,
      Bo dopóki nam się chce,
      Drobiazgów parę się uchowa:
      Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego
      Róbmy swoje,
      Może to coś da? Kto wie?... Da, na pewno! Pozdrawiam.

      Usuń