Kilka razy przebąkiwał coś Zygmunt o chęci przelania na papier efektów swojej pracy. Jak pamiętam, za pierwszym razem, to długie wieczory stanu wojennego wprawiały go w taki nastrój. Tak mój, jak i jego, zapał... prędko mijał. Bo raz - codzienne (skomplikowane) życie skutecznie weryfikowało zapędy urodzonych dokumentalistów. Dwa - wciąż tkwił w nim karny członek zakonu Grota, któremu to odradzało się, zdecydowanie, upubliczniania tajników warsztatu. Chodziło mu to jednak po głowie. To, że któregoś dnia, to ja mianowicie, jako dzielny i utalentowany skryba, spiszę najstaranniej dokonania naszego maestro. Chętnie bawiliśmy się tą myślą, szczególnie gdy humory dopisywały. A czas płynął...
Aż któregoś dnia zadzwonił telefon: może zachciałby Pan napisać książkę? Wyda Routledge! Tu następuje seria cha,cha,cha. To niestety niemożliwe, ale oczywiście, dziękuję za propozycję. Czas płynął, mnie pytano (najuprzejmiej) czy też, w końcu, nie wzięłabym się za to. Obiecywałam (a jakże) - jutro. Zygmunt niezmiennie cieszył się myślą, że on zacznie dyktować a ja, paluszkami po klawiaturze - puk, puk... Ranki różnią się jednak znacznie od wieczorów. Ranki każą trzeźwiej spojrzeć na nadchodzący dzień (co by to nie miało znaczyć). Rankiem mniej się marzy (?).
Po drugiej stronie słuchawki nie rezygnowano jednak łatwo. Tym razem cha,cha było już stonowane. Okazało się bowiem, że może przyjechać 'ktoś', kto tę książkę napisze. Zdmuchiwane kolejno, coraz rzadziej budzące się, wątpliwości sprowadziły na nasz próg 'ktosia'. Młodego-zdolnego-zaangażowanego. Był nim aktor i reżyser będący wykładowcą University of Kent - Giuliano Campo. Obdarowana wielkim kwiatowym bukietem, po bukietach wzajemnych uprzejmości, po miłym domowym lunchu sadowiłam Panów wygodnie, w fotelach, by dogodnie mogli oddawać się pracy.
Pierwsze pytanie tyczyło rejestracji Acting Therapy dokonanej przez Cinopsis w 76.
W szczególności jej słynnego, i mitycznego niemal, fragmentu w którym widać dobitnie jak Z.M. (przy pomocy zapewne czarów) przeistacza charczącego, połamanego dryblasa w radośnie pląsającego, śpiewającego pełnym, czystym głosem szczęśliwego człowieka.
W szczególności jej słynnego, i mitycznego niemal, fragmentu w którym widać dobitnie jak Z.M. (przy pomocy zapewne czarów) przeistacza charczącego, połamanego dryblasa w radośnie pląsającego, śpiewającego pełnym, czystym głosem szczęśliwego człowieka.
Warto poświęcić te minutki by zobaczyć owe czary. Będzie jeszcze o nich mowa. http://www.grotowski.net/mediateka/wideo/acting-therapy-staz-zygmunta-molika-wroclaw-1976
Tak postawione pierwsze pytanie rozbawiło Zygmunta, odpowiadając żartował.
M - To osobliwy
początek dla książki ale... podoba mi się. Zgadzam się, jest to kluczowy
moment. Jednak wszystko jest tam
widoczne, więc co; mam się sumitować czy wyklarować ? Przytrafiło
się, rzeczywiście. Bo nie wiedziałem co zrobić. Robiłem wszystko co konieczne po kolei tak, by osiągnąć
swój cel. Moim dążeniem było... poszukiwałem ażeby... otworzyć mu głos. Ponieważ wiedziałem, że go miał lecz nie potrafił tego dowieść, tak zwyczajnie.
Rzeczywiście,
robiłem wszystko co było niezbędne; i to byłoby wszystko. I nie umiem teraz powiedzieć
co robiłem, co zrobiłem. Robiłem wiele nieznanych rzeczy, ponieważ próbowałem kształtować to jeden to kolejny aspekt sprawy, dalej i wciąż... aż - miałem go! Jeżeli o to
chodzi możesz zobaczyć jak to jest trudne. Ale wiedziałem co robiłem. Ba! faktycznie dotarłem
do celu. Nie wiem, jednak dostałem to. Teraz, kiedy myślę o tym jak postępowałem mogę
stwierdzić; praca - niczym praca szamana. Pracowałem niczym szaman starając się uczynić
niemożliwe możliwym. Bo wyglądało na to, że nic nie będzie można zrobić ponieważ był pełen wielkiego oporu; by nie być otwieranym, by nie dać się otworzyć, itd. Tak więc próby ‘wszystkiego’ zabrały tak
przydługi czas.
Zazwyczaj
nie pracuję tak długo z jednym pacjentem (tu mogę użyć tego określenia), lecz tym razem byłem bardzo nieustępliwy, zaciekły. I ostatecznie dostaliśmy to.
Aha!
I nie, nigdy
nie mogę zrobić tego samego ponownie bo każdy jest zupełnie inny. Zatem nigdy, przy najrozmaitszych przecież wyzwaniach, nie angażuję się w ten sam sposób. Bo moją metodą jest - dowiedzieć się co jest dobrym, wiarygodnym i prawdziwym sposobem by, naprawdę i szczerze, zbliżyć się z kimś. I to jest
jedyny sposób na to bym mógł uzyskać wyniki. Nie ma
czegoś takiego jak metoda, której mogę używać cały czas, by osiągnąć zamierzony
rezultat. Muszę odgadnąć
i wymiarkować, muszę szukać, starać się. Muszę wyszukać i dociec wiele. Później tak, ‘dostaję swoje’. Zwykle zajmuje to znacznie mniej czasu. Lecz przypadek, który
widziałeś w filmie, był jednym z najtrudniejszych (dajże powiedzieć). To dlatego
zabrało mi to tak przydługi czas.
Normalnie, jeśli próbuję otworzyć czyjś głos robię to w dwie, trzy minuty. To
wystarcza. Po prostu
próbuję różnych pozycji przy ścianie lub na podłodze. To, częstokroć, wystarcza. Ale tym razem nie było to możliwe, nic nie zadziałało. Więc zrobiłem coś w rodzaju poszukiwań w absolutnie nieznane. To był przypadek jakiego nigdy nie spotkałem w życiu, aczkolwiek wiedziałem: miał kompletny głos jedynie nie mógł go otworzyć.
Lata później miałem inny podobny przypadek, z tych co wyglądają na brak możliwości na otwarcie głosu. Było to w
pobliżu Bordeaux, w Las Teouleres, w przestrzeni studyjnej na farmie. Też niemal nie było
możliwe dotarcie do czyjegoś głosu. Ale
w końcu zrobiłem to, po licznych próbach i próbując ‘tędy i owędy,’ itd. Rozstrzygająco zrobiłem to bardzo prosto. Uruchomiłem
go poprzez bieg, po wtóre upadek, a ponadto poprzez krzyk! Tak właśnie; powiedziałem do niego „krzycz teraz”! I krzyczał. A później, gdy już raz otwarto, było łatwo. Raz otwarty przeze mnie głos mógł utrzymać
(później, bo to było stopniowe). Powtarzałem to mówić "krzycz,
weź głęboki oddech i krzycz, podtrzymuj krzyk". I czynił to. A potem, po
prostu, to uregulowałem, włożyłem do
prawidłowego kanału. I rozpoczął
śpiewać swoim, pełnym głosem.
C. Coś czego nie mógł zrobić wcześniej. To był pierwszy raz dla niego?
M - Owszem, nie
mógł. Bo mógł tylko paplać coś jak
'da-da-dara-dara-ta-tari-ta-tara' bezsilnym głosem. Nie mógł utrzymać normalnego głosu. Najpierw otworzył swój głos z tym krzykiem, gdy upadł. Po prostu zareagował poprzez to Aach! ustami, szeroko otwartymi. Już wówczas przedłużałem to powoli wypróbowując z dwoma lub
trzema oddechami. Dość prędko stało się to normalnym śpiewaniem. Bo było to, już wówczas, jedynie kwestią regulacji energii tego otwarcia w celu jednoczesnego utrzymania i energii i otwarcia.
C. Widzę, że
pracowałeś za pośrednictwem wytworzonych w nim szoków. Fizycznego szoku - ten
upadek, i emocjonalnego wstrząsu - tego krzyku. Czy uważasz, że możliwa jest
praca bezpośrednio nad emocjami; kierowanie emocjami, prowadzenie czyichś
emocji?
M -
Bynajmniej nie, przez emocje nic nie byłoby możliwe. To musiało być tak, jak to wyglądało, tak jak jawiło się to dla mnie. Bo musi to być szok cielesny, fizyczny. Nie
emocjonalny. Nie spróbowałem tamtego
sposobu ponieważ ujrzałem jego głos jako fizycznie zablokowany w gardle. Od czasu kiedy wyprodukował ów dźwięk brzmiący
jak owo Aarrgch.
C. Krzyk
nastąpił jako konsekwencja upadku?
M - To było
jak kumulacja energii, która następnie eksploduje. Zrobił to bardzo
gwałtownie gdy usłyszał mnie mówiącego zdecydowanie: Krzycz! To prosta i nieświadoma
reakcja. Później już mógł to zrobić
świadomie. Jednak najpierw musiało to być bezwiedne, automatyczne. Bodaj równie, gdybym tknął go prętem rozgrzanym w ogniu, mógłby zakrzyczeć. Aliści, dotychczas nie używałem podobnych przedmiotów. Zdołałem uruchomić go tamtym pędem zakończonym upadkiem.
C. To staje
się jasne; istnieje głęboki związek pomiędzy szokami fizycznymi i głosem, podkreślając,
że ciało fizycznie otwiera kanały wyzwalające głos. Zawsze myślałem, że nawet
jeśli korzystanie z głosu jest częścią fizjologii ciała jest także oczywistością, że głos jest również linkiem do czegoś innego niż ciało. I to dlatego praca z głosem może być tak skuteczna.
Tak więc jest coś co otwiera, coś nie będące czysto fizycznym. Będąc
skrupulatnym; co to jest „otwiera”?
M - Krtań jest otwierana.
C. Jest to
więc coś, zawsze i wyłącznie, czysto fizycznego ?
M -
Ostatecznie tak, lecz właśnie - na koniec. Przy okazji, różnice pomiędzy przypadkami pierwszym i drugim, tj. tym o którym wcześniej
opowiedziałem, a tym chłopcem o którym opowiadam. Z tamtym zabrało mi to prawie pół godziny, z
czego czternaście minut jest widoczne w filmie [Acting Therapy ‘76]. Co do
drugiego chłopca; co zrobić zdecydowałem po trzech minutach próbując, w taki i kolejny sposób eksperymentując. Poprzez ten bieg z padaniem, poprzez polecenia „wykrzycz się, wywrzeszcz!”.
C. Co dzieje
się podczas twojej pracy nad głosem z kimś, kto jest już otwarty? Co dzieje się
z tym, co jest efektem pracy z głosem?
Czy widzisz wiele różnic pomiędzy twoim podejściem do kogoś, kto jest bardzo
doświadczony i profesjonalny a amatorem, lub kimś przychodzącym z bardzo
odmiennym doświadczeniem, kto nigdy nie miał żadnego doświadczenia w teatrze?
Należy do nich podchodzić w bardzo różny sposób, czy jest to zawsze bardzo
osobista relacja?
M - Jest
bardzo różnie lecz nie robię żadnych wyróżnień pomiędzy amatorami i profesjonalistami,
bo ja pracuję poprzez organizm. I w pierwszej fazie pozostawiam wszystko to, co
jest związane z ich doświadczeniami. Mam tu na myśli; kiedy rozpoczynam pracę z samym głosem nie robię żadnego rozróżnienia pomiędzy amatorem a zawodowcem. To jest to samo, organizm jest tożsamy. Później
możemy robić fachową, profesjonalną pracę. Monologi i piosenki. Ale śpiewamy - razem. A
jeśli jest problem z kimś kto 'nie ma głosu', bo nie potrafi się otworzyć,
muszę wykonać indywidualną pracę. Lecz wyłącznie z tymi ludźmi. Kiedy widzę, że ktoś nie jest w stanie
zaśpiewać w ogóle, bo może jedynie wyrazić ten dźwięk "argh”, zakleszczony
w gardle pomimo cichego głosu, wówczas przechodzę dalej i wykonuję indywidualną
pracę.
C. Organizm
jest taki sam dla wszystkich, tak, lecz twoje doświadczenie pochodzi z teatru.
Więc jak sztuka jest zaangażowana w ten proces? Twoje życie było, jest, życiem
w sztuce, twoje techniki, twoje podejście pochodzą z kunsztu artysty?
M - Odnośnie
tamtego; musimy porozmawiać o czymś
jeszcze. Do tej pory rozmawialiśmy o samym głosie, ale teraz powiem ci trochę
więcej, i całkiem innych rzeczy. Przede wszystkim musimy znaleźć Życie. Bo wówczas, i tylko w tym Życiu, można próbować umieszczać (jeśli można tak rzec) otwarty głos. Następnie od
tego otwartego głosu musimy przejść od prostych wokalizacji (sonoryzacji), do
czegoś jak piosenka. Następnie
umieszczasz tekst. Tak więc taki jest sposób w jaki pracuję. I to z tego powodu
zawsze zaczynam od fizycznych ćwiczeń. Następnie, jeśli ciało jest już otwarte, bardzo delikatnie i uważnie na początku, staram się rozpocząć pracę nad głosem. Najpierw jest to tylko wspólne śpiewanie. Następnym jest uważne i dokładne słuchanie, ustalanie
harmonii. To po to aby nie mieć chaotycznego śpiewu lecz próbować odnaleźć równowagę chóru, rodzaj chóralnego śpiewu. Ażeby, po prostu, wszystko brzmiało dobrze.
Często
słyszę kogoś po prostu krzyczącego coś w stylu "UAH! uah! uah! A to nie
jest tym czego szukam. Bo trzeba wnieść ‘dobry wkład’, dobrze przyczyniać się
do wspólnego śpiewu. Niczym do śpiewania
w chórze. Niniejsza inna energia czasami bywa bardzo
zbliżona do śpiewu. Czasami jest 'śpiewem upadku’ wszystkiego tego co było pełnym
otwarciem. Lecz w pierwszych dwóch dniach
chodzi po prostu o to by pracować nad
oddechem, nad prawidłowym oddychaniem. Potem mogą iść już dalej, w Nieznane, wówczas gdy Życie zostało znalezione. Każdy znajduje to Życie w sobie.
Bo Życie jest czymś związanym z życiem każdego. Ze wspomnieniami, nawet z marzeniami. To! jest tym co ja nazywam Życiem. To jest trudne do wytłumaczenia. Życie, gdy jest znalezione, ma swój fizyczny i wokalny kształt. W takim razie nie jest magmą ani chwili dłużej. Kiedy śpiewamy razem mamy tylko ten materiał, rodzaj surowca czy materii urzeczywistnianej na wspólnym obszarze.
Bo Życie jest czymś związanym z życiem każdego. Ze wspomnieniami, nawet z marzeniami. To! jest tym co ja nazywam Życiem. To jest trudne do wytłumaczenia. Życie, gdy jest znalezione, ma swój fizyczny i wokalny kształt. W takim razie nie jest magmą ani chwili dłużej. Kiedy śpiewamy razem mamy tylko ten materiał, rodzaj surowca czy materii urzeczywistnianej na wspólnym obszarze.
Po kilku dniach,
dwu lub trzech dniach, organizm, każdego, zaczyna przechodzić przez indywidualne
poszukiwania. Poprzez (w głąb) Nieznanego. I nie zamierzam się tłumaczyć z możliwości czy bogactwa Nieznanego. Taki stan istnieje, tak jest.
A więc możliwym jest aby go odnaleźć. Ktoś
znajdzie go w pierwszym dniu (mam na myśli trzeci dzień, ponieważ jest to
pierwszy dzień poszukiwań w tego rodzaju badaniach), ktoś znajdzie go na
trzeci dzień. Oczywiście, ktoś inny w ostatniej chwili, w piątym lub szóstym dniu. W takim rodzaju śpiewania Nieznane, w tym właśnie momencie, materializuje się w
jaźni, w postaci fizycznej w ciele, a ponadto w głosie. Bowiem głos jako wehikuł będzie przenosił, będzie windował Życie ze Świata. Życie samo w sobie.
= = = = =
Na podstawie fragmentów rozdziału 1. książki Voice and Body Work
FIRST DAY Acting therapy - The Voice and the Life - The beginnings.
= = = = =
Zainteresowanym rozważaniami Molika n.t. związane z zadaniami Acting Therapy, laboratoryjnego projektu z połowy 70. polecam post "Jenny Kumiega pyta..." (13.09.2012). W drugiej jego części można znaleźć Referat traktujący o tej pracy opracowany przez Z. Molika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz