Chcąc-nie chcąc podzieliłam post na dwie części. Gdy skończyłam
pisać okazało się, że tekstu jest stanowczo za dużo na jedną blogową stronę. Nie dobrze, gdy taka strona jest przegadana :)
Czy jestem w stanie uchylić "nieba zrozumienia" zainteresowanym: sposobami, zadaniami czy możliwymi do osiągnięcia indywidualnymi celami - chcącym (ewentualnie) praktykować pracę nad głosem, ciałem i samoświadomością - metodą V&B? Czy można spodziewać się, że wyłożę (najlepiej w dwóch-trzech jasnych zdaniach) - całą tą gromadzoną i przetwarzaną latami wiedzę?
Tego spektakularnego cudu, tej oczywistej trywializacji -
spodziewają się po mnie, najczęściej, ludzie będący wysokiej klasy specjalistami
i badaczami, w najróżniejszych dziedzinach wiedzy. Oglądając zarejestrowany
fragment stażu pytają np.: czy tak to najczęściej wyglądało? Słysząc rodzaj
(bezradnego, zrezygnowanego, zdumionego) potwierdzenia konstatują... jakieś to dziwne...
Najprostszą, niedługą odpowiedzią, którą mogę tu polecić
jest komentarz Petera Brooka, po dwutygodniowej współpracy jego zespołu z
Grotowskim (Przedmowa, s. 9).
1/ Praca może toczyć się swobodnie wyłącznie dzięki poczuciu
zaufania, którego nie należy nadużywać.
2/ ta praca w istocie nie opiera się na słowach.
Wyrazić ją słowami to skomplikować jedynie jej istotę i przekreślić wartość
ćwiczeń, które są jasne i proste, gdy są wyrażane gestem i wykonywane umysłem i
ciałem - stopionymi w jedno.
By zorientować się łatwiej, że nie stosuję wykrętów, i że - ja z kolei - mam prawo spodziewać się po
pytających choć odrobiny zaangażowania,
polecam 2 artykuły zamieszczone w Performerze 4/2012 - grotowski.net. Franco Ruffini: „Książki
Jerzego Grotowskiego” czy Zbigniew Osiński: „List do Franca Ruffiniego”. Okaże się jasno, mamy do czynienia z
głęboką wiedzą popartą badaniami i nie tacy jak ja łamią sobie na niej zęby, od dziesięcioleci.
Co więc, w ogólnym zarysie, było przedmiotem badań ‘teatru
ubogiego’ we wczesnych latach ’60. Jak widział to wówczas Grotowski, jak
artykułował czy jak, w jakiej formie zatwierdził do tej publikacji z 1968 r.
(...) Metoda kształcenia (...) zmierza nie do uczenia
czegoś, ale do eliminowania przeszkód, jakie w procesie duchowym może stawiać
mu jego organizm (...) sam proces duchowy jest w tej metodzie sprawnością, ale
nie byłoby to ścisłe (...) niemożliwy jest bowiem do nauczenia („Ku teatrowi
ubogiemu”, s. 14).
(...) Biorąc pod uwagę problem dźwięku; sprawność aparatu
oddechowego i głosowego (...) musi mieć zdolność do realizowania każdego
odruchu dźwiękowego z taką szybkością, by nie zdążyła się do niego dołączyć
jakakolwiek refleksja, która pozbawiłaby go spontaniczności (...) trzeba
‘rozszyfrować’ własny organizm i odkryć w nim potencjalne punkty oparcia (...)
trzeba wiedzieć jaki sposób operowania powietrzem ‘przenoszącym dźwięk’,
stosować do poszczególnych rejonów organizmu - tak, aby wywołać wibrację,
wzmocnienie dźwięku przez określony typ rezonatora.
(...). Kto przebadał systematycznie
możliwości swego organizmu wykrywa, że liczba tych rezonatorów jest w gruncie
rzeczy nieograniczona (...) Poza rezonatorem maski i piersi ma jeszcze do
dyspozycji rezonator potyliczny, nosowy, przedniozębowy, krtaniowy, brzuszny,
dolnokręgosłupowy (krzyża); i rezonator totalny (obejmujący niejako całe ciało)
i szereg innych, z których wiele jest nam jeszcze nieznanych.
(...) Nie
wystarczy praktykowane na scenie oddychanie przeponą, ponieważ rozliczne typy
działań wymagają zróżnicowanych reakcji oddechowych (jeżeli nie chce sie mieć
kłopotów z emisją głosu i, w rezultacie, z oporem całego organizmu).
(...)
Dykcja, której uczą w szkole, zbyt często wiąże się z zamknięciem krtani,
trzeba zdobyć umiejętność świadomego otwierania krtani, kontrolowania z
zewnątrz, czy jest ona otwarta, czy zamknięta. Jeśli nie rozwiąże się tych problemów, nie
będzie się w stanie przeprowadzić procesu samopenetracji, zderzając się z
trudnościami, które rozpraszają uwagę. (...) Ciało musi całkowicie wyzbyć się
oporu; w praktyce powinno ono przestać w pewnym sensie istnieć. I nie wystarczy, że w zakresie oddychania i
artykulacji osiągnie się zdolność posługiwania się rezonatorami, że potrafi
otwierać krtań, różnicować oddech itd., trzeba nauczyć się uruchamiać to
wszystko nieświadomie w kulminacyjnych momentach swego działania jakby pasywnie
- co pociąga za sobą kolejną serię ćwiczeń.
(...) Oznacza to, że technika nie jest nigdy czymś
zamkniętym; na każdym etapie poszukiwania siebie (...) przekraczania własnych
sekretnych barier pojawiają się nowe ograniczenia techniczne, niejako na
wyższym piętrze, i wciąż od nowa trzeba je pokonywać, zaczynając od ćwiczeń
podstawowych (...). („Nowy testament teatru” s. 32 - 34).
„Badaniu metody”
można przyjrzeć się na stronach 123 - 127, by dojść do konstatacji: (...) Mówiąc
o metodzie, mówię też - jednocześnie - o przekroczeniu siebie, o spotkaniu.
Także więc o procesie mego własnego poznania i w jakimś sensie o terapii.
Jeżeli ta metoda jest otwarta, a tylko wtedy zasługuje na życie, wówczas dla
każdego będzie procesem jego odmiennego poznawania i jego odmiennej terapii.
Tym samym dla każdego będzie to już inna metoda. I tak być powinno, ponieważ
sedno tej metody polega na tym, że jest indywidualna (...).
Tak więc na ‘samokształcących’ zajęciach nazwanych Głos i Ciało (Voice and Body) spotykali się, i spotykają nadal, nie tylko ci dla
których swobodne korzystanie z głosu jest niezbędnym narzędziem pracy; aktorzy, śpiewacy, wykładowcy, trenerzy
zawodowi. Trudno byłoby mi wymienić dziedzinę, której przedstawiciele nie korzystali, z pożytkiem, z treningów prowadzonych przez J. Grotowskiego, R. Cieślaka, A. Jahołkowskiego, R. Mirecką czy St. Ścierskiego - czy w okresie (krótko) po
omawianym prawie wyłącznie przez Z. Molika.
Czego mogą oczekiwać ci, którzy przejdą choć wstępny, choć
kilkudniowy etap szkolenia. Przytoczę fragment „Techniki głosu” (Trening aktora, s. 141) Emisja. Należy zwrócić szczególną uwagę na emisję głosu, aby widz
nie tylko świetnie słyszał głos aktora, ale żeby głos ten - jakby
stereofoniczny - przenikał do jego wnętrza. Widz musi zostać otoczony głosem
aktora, tak jakby dochodził on ze wszystkich stron, a nie tylko z miejsca, w
którym znajduje się aktor. Uwaga poświęcona emisji głosu jest niezbędna także
dlatego, że pozwala uniknąć poważnych problemów głosowych (...).
To zdanie zanotował Eugenio Barba gdy
przebywał w Teatrze Laboratorium, skomentował je też Grotowski (s. 129); Dzisiaj, kiedy wzmacniacze i mikrofony
są w zasięgu ręki, umiejętność korzystania z głosu poprzez sprawne ciało, wcale
nie traci na aktualności i nie staje się zbędna. Dowodem są rzesze chętnych do
uczestniczenia w stażach.
Głos, to oczywiście również opanowany oddech. (...) Do
oddychania całkowitego trzeba się przyzwyczaić. Oznacza to, że trzeba umieć
kontrolować funkcjonowanie narządów oddechowych (...) Stąd potrzeba cyklu
ćwiczeń, aby uświadomić sobie przebieg procesu oddechowego (...) Podczas
oddychania całkowitego nie przechowuj ani nie sprężaj za dużo powietrza. Aktor
musi zdobyć jak największą niezależność, jeśli chodzi o oddychanie organiczne,
i unikać form oddychania, które wymagałyby robienia przerw przeszkadzających w
recytacji tekstu (...). Nie przesadzaj z ćwiczeniami oddechowymi. Oddychanie
jest spontanicznym procesem organicznym, nie należy więc poddawać go ścisłej
kontroli; chodzi raczej o to, aby skorygować anomalie, dbając jednocześnie o
zachowanie spontaniczności.
Aby tego dokonać, trzeba połączyć ćwiczenia
oddechowe i głosowe, poprawiając oddychanie tam, gdzie jest to konieczne. Jeśli
podczas wykonywania swojej partytury aktor skupia się na oddychaniu zmuszając
się do świadomej kontroli, a jednocześnie nie potrafi przestać o tym myśleć,
wówczas słusznie można powiedzieć, że ćwiczenia oddechowe zostały źle wykonane (
s. 142, 145).(...) Chcąc organicznie
wykorzystywać swój aparat oddechowy i głosowy, stosowanie do rozmaitych wymogów
roli, należy prowadzić indywidualne poszukiwania. Należy ustalić, które obrazy
i skojarzenia doprowadzają aktora do „otwarcia” aparatu głosowego (rezonatorów,
krtani itd.).
Ćwiczenia organiczne s. 159. (z dokumentacji E. Barby).
Jak widać,
mogłabym tak pisać i wyjaśniać, choć prościej byłoby przecież przeczytać - to
co już napisano. By iść z duchem czasu powinnam, być może, nawet wynająć wielkie bilbordy, nakręcić film taki jak „Małe
jest piękne” Matthew Bright’a z ’03 roku by każdy dotknąć mógł naocznie prawdy; inność nie jest taka znowu - dziwna.
Ciąg dalszy w kolejnym poście - już za chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz