Polecieliśmy na SANTORINI. Tym, którzy tam nie byli filmik z Youtube może otworzyć podgląd istnego raju na ziemi. Byliśmy tam w 2002 r. To był okres kiedy odbyliśmy kilka nie związanych z pracą podróży. Sybaryci!?
Chcieliśmy się porozpieszczać, ciesząc się z drugiej szansy jaką obojgu nam dała Fortuna. Zygmunt po ciężkiej chorobie wrócił do wspaniałej formy a ja właśnie zapominałam o wielomiesięcznej, drakońskiej terapii; choć daleko było mi jeszcze do równie wspaniałego wyglądu, i formy Zygmunta.
Trafiliśmy na okres grecko-katolickich Świąt Wielkanocnych. To jak ledwie 8 tys. santoryńczyków obchodzi te Święta - trudno zapomnieć. Trzydniowy nieustający huk wystrzałów, głośna muzyka, rozmowy i śmiechy. Istne szaleństwo! Aby znosić to stoicko trzeba by mieć ich południowy temperament. Nam go brakowało więc, bywało, cierpieliśmy srodze marząc małodusznie o końcu Świąt na Wyspie. Nasze wakacje miały trwać 2 tygodnie, więc liczyliśmy, że zdążymy odkryć wszystkie cuda tej niewielkiej, bajecznej wyspy. I udało się, wróciliśmy zaczadzeni światłem, morzem, krajobrazami i architekturą, zauroczeni mieszkańcami.
Wylądowaliśmy przy plaży, dosłownie. Wokół pasa startowego rozpościerał się bezkres połyskliwego morza. Lotnisko maleńkie lecz... sklep bezcłowy oferował wiele skarbów; tańszych i nie widywanych gdzie indziej. Dobry początek. Pierwsze dni w Pyrgos poświęciliśmy na wędrówki po najbliższej okolicy, choć włóczęgi utrudniał trochę potężny i porywisty wicher. O tej porze roku rejon morza Śródziemnego smagany bywa wiatrami. Mieliśmy, szczęśliwie, stosowne kurtki z kapturami więc nie wiele sobie z wichru robiąc, maszerowaliśmy, widoki wokół rekompensowały każdą niedogodność. Teren, tam, usiany jest pagórkami, w ich zagłębieniach kryją się maleńkie winnice. Czasami ledwie kilka krzaczków. Niskopienne winorośle nie rosną w rzędach a każdy krzak związany jest w zmyślny czubek tak, by grona wewnątrz miały osłonę i przed wichrem i przed parzącym słońcem. W ten sposób dojrzewają świetne słodkie wina o posmaku czarnej, wulkanicznej ziemi na której rosną .Można je degustować jedynie tam, nie są eksportowane.
Pyrgos jest kurortem z zupełnie czarną, bo kamienistą plażą. Brnie się po niej z trudem, nogi zapadają się po łydki. Trudno liczyć na lepszy trening... wytrzymałościowy więc brnęliśmy, jako dodatkowy bonus mając pilling stóp. Zygmunt wypływał w lodowate jeszcze wówczas morze, budząc podziw nawet tubylców; kucali na plaży i obserwowali te wyczyny. Później pytali bez żadnej krępacji: ile pan ma lat? Wracaliśmy do malowniczego hotelu składającego się z kompleksu białych, niewielkich domów. Każdy apartament miał oddzielne wejście i spory taras otoczony morzem kwitnących pnączy. Był i ogólnodostępny basen z salonowymi wręcz leżakami. Restaurację urządzono ze smakiem, serwowała wyszukane menu, tak więc nikt nie ośmielał się występować w trakcie posiłku w nieformalnym stroju. Chwała hotelarzom za tak nienachalne wymuszanie etykiety.
Odbyliśmy wiele wycieczek, we dwoje i z współmieszkańcami. Umieraliśmy ze strachu w pędzących nad przepaściami autobusach, otwieraliśmy olśnione oczy w maleńkim, otoczonym urwiskiem porcie w którym, jakimś cudem, mieściły się wielkie statki kursujące na pobliskie wyspy, w tym na Kretę. Jednym z takich statków popłynęliśmy poprzez kalderę (morze tam ma ok. 6 km głębokości) na wyspę powstałą po wygasłym wulkanie. Tam, z kolei, brodziliśmy w gorącym czarnym pyle co i rusz zaskakiwani widokiem szafirowych zatoczek.
Widzieliśmy starą stolicę (Fira), wymarłą, pamiętającą rzymskie czasy wioskę na płaskowyżu, i oczywiście, Oia, podobno to tam jest najpiękniejszy na świecie zachód słońca. Niestety, potwierdzić nie mogę, trafiliśmy na zamglony wieczór. Oia zapiera dech w piersiach; to biało-błękitne miasteczko pnie się po szczycie stromego, wyrastającego z morza na wysokość kilkuset metrów, klifu. Wąskie strome uliczki oferują także sklepy z pamiątkami, wyrobami jubilerskimi, barami i restauracjami. Miasto niby niewielkie, ale spacerować po nim można wręcz godzinami, od czasu do czasu przysiadając na tarasach by mieć za towarzystwo jedynie bezkres morza i gwiazdy. Nie wiedzieliśmy, że tyle jest gwiazd na niebie puki nie odwiedziliśmy Santorini w okresie, gdy obchodzą Święta Wielkanocne.
Jajka do święcenia mogłam ponieść dzisiaj owinięte w śliczną serwetkę, cały ich komplet kupiłam u wspaniałej hafciarki w Pirgos; wyszywa takie cudeńka, że doprawdy nie wiadomo co wybrać.
Smacznego jajka, kochani, W e s o ł e g o A l l e l u j a!