poniedziałek, 19 marca 2012

Wrocławskie Organizatorki staży V&B

Ten post ma nr 101. Tak więc 100 wpisów poza mną. 
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierają.
Swój mały jubileusz dedykuję dwóm wspaniałym Paniom. 

Jesienią 2006 - znużony już, zapewne, prowadzeniem zajęć w kilku językach jednocześnie, Zygmunt poprosił aby, jeśli można, grupy były jednorodne językowo. Najbliższy staż, który miał spełniać te kryteria odbyć się miał: 2 - 6 listopada. Prośbę o możliwość uczestnictwa zgłosiło oczywiście, jak zazwyczaj, o wiele więcej osób niż było miejsc i dużo więcej obcokrajowców niż rodaków. I to rodaków nie koniecznie, dostatecznie, znających języki obce.

Organizująca ówcześnie staże Zygmunta - Justyna Rodzińska-Nair starała się spełnić życzenie prowadzącego. Skończyło się jednak na tym, że finalnie w zajęciach udział wzięło jedynie 7 osób by można było porozumiewać się wyłącznie w angielskim.

Justyna to bardzo wyważona i godna zaufania osoba. Z Instytutem związana jest od lat wielu, początkowo jako wolontariuszka i tłumacz - pozostała, i mam nadzieję pozostanie na dłuuugo. W Instytucie prowadzi m.in. wykłady, warsztaty i treningi sztuki kalarippajatu. Zainteresowanych odsyłam do strony sieciowej Studio Kalari. 

Ma również swój udział w oficjalnym uznaniu Jorge Parente - sukcesorem metody. Przed laty, właśnie do niej, zwróciłam się z prośbą by pięknie przetłumaczyła i spisała na papierze firmowym wolę Zygmunta Molika, w językach angielskim i francuskim. W owym czasie obecny Instytut miał jeszcze długą i skomplikowaną nazwę, (jak nie przymierzając ten blog jeszcze kilka miesięcy temu). The Centre for Studies of Jerzy Grotowski's Work and for Theatrical and Cultural Research, taka też nazwa figuruje na certyfikatach Jorge.

Justyna, w ujęciu Macieja Zakrzewskiego

Mimo, że w życiu Molika zapisała się piękną kartą jej wkład w organizację to niewielki procentowo czas pracy, jaką przy stażach V&B, trwających niemal  50 lat, wykonała inna osoba.

Ponad 40 lat zajmowała się tym Stefania Gardecka - kobieta-instytucja, potocznie zwana asystentką J.Grotowskiego. Pomagała i matkowała nie tylko Zygmuntowi. Dbała i o innych aktorów Laboratorium. Niemal równie dopieszczała każdego stażystę czy gościa. Tak, to również ona przygotowywała owe słynne herbatki, na które studenci schodzili się w czasie przerwy. Wówczas, w pokoju w którym pracowała, a który obecnie jest Czytelnią Archiwum stała kanapa, tzw. kultowa. Zasiadali na niej wszyscy ci, którzy załatwiali cokolwiek w Instytucie. A także ci, którzy jedynie przechodzili mimo i wpadli na słów kilka. Czego by nie powiedzieć o Stefie (tak mówi się o niej powszechnie) i tak będzie za mało.

Stefa, na stronie Przyjaciół Teatru Nie Teraz z Tarnowa

             A oto sześcioro ze wspomnianych stażystów (2-6 XI 2006)

Katarzyna Jeremicz, o której (póki co) nic mi nie wiadomo.

Artur Grabowiecki dr filologii polskiej po UJ, który na pytanie czym się zajmujesz napisał: "niczym". Choć obiektywnie prawdą to nie jest, bo wystarczy choćby zajrzeć na stronę www.teatr-pismo/1574.

Była też Joanna Krzemińska, 20 latka z Berlina, studentka etnologii i teatrologii. Studentka prof. Ruth Preller (współpracowniczki i stażystki Z.M.) napisała: "formy pracy realizowane podczas warsztatów teatralnych w Polsce, których byłam uczestniczką, zafascynowały mnie i rozbudziły motywacje do dalszej pracy w tym kierunku - w Polsce". Zawsze miło przeczytać taką opinię.

Young-a Noh, aktorka-mim z Momzit Theatre w Korei, wraz z grupą brała udział w większości festiwali światowych sztuki mimu.  Od 2001 r. kształciła się w Studio Mimu St. Niedziałkowskiego w Warszawie.

Mieszkająca w Paryżu Brazylijka, Chuca Toledo, absolwentka Uniwersytetu w Sao Paulo i Wydziału Teatralnego na Sorbonie III, na stażu chciała "budować siebie jako aktorkę".

Absolutnym ewenementem jest dla mnie - Adrianna Dunin-Wąsowicz -  W wieku 21 lat była już absolwentką studiów teatralnych Uniwersytetu Aix en Provence, absolwentką historii filmu na Sorbonie, przygotowywała się na studia w Łódzkiej Filmówce -  studiując w Studio Teatralnym przy Teatrze Ochoty. "W międzyczasie" pracowała przy C. Venus at the Fringe w Edynburgu, Festiwalu w Avignon, Festiwalu w Cannes. Była też członkiem międzynarodowego wędrownego Teatru Figur w Krakowie oraz reżyserem i scenarzystą dokumentu "Magiel", który zaprezentowano na 51 KFF.  Uff, czy to w ogóle możliwe?
Jej motywacją do pracy na stażu V&B był fakt, że po zapoznaniu się z pracami Grotowskiego "chciała poznać wiele wymiarów teatru artystycznego, społecznego, a może też mistycznego, żeby zrozumieć drogę do świętego teatru".

Wszystkim, o których pisałam dotychczas i o których nadal postaram się pisać, pomyślności!  

6 komentarzy:

  1. Piękny hołd dla takich "niewidzialnych" osób, bez których często nic nie byłoby możliwe...
    I gratuluję okrągłej setki wpisów, życzę teraz tysiąca :)
    I zgłoszę postulat natury technicznej - jakiś czas temu dodałam kanał rss Twoich wpisów do czytnika, ale niestety - nie działa. Ostatni wpis to ciągle... potrawy z dyni!
    Pozdrawiam serdecznie!
    czara

    OdpowiedzUsuń
  2. ewo - moje gratulacje z okazji okraglych "urodzin" i zycze co najmniej jeszcze stu udanych wpisów!

    zafascynowala mnie opisana pzrez ciebie pedagogiczna wieza babel, z ciagla zmiana jezyków. to okropnie wyczerpujace - a z drugiej chyba nudno by bylo jakbysmy wszyscy mówili jednym jezykiem?

    pozdr wieczornie \ m

    OdpowiedzUsuń
  3. czaro, dzięki tym wszystkim 'cichutkim mróweczkom' świat kręci się w koło. Starałam się je 'zauważać' i docenić, choć to niewielki dowód uznania.

    Jej, tysiąca? To z 10 lat mi zejdzie, trudno; spróbuję.

    Może to dlatego, że w swoim czasie spektrum dyniowych możliwości tak bardzo cię zachwyciło? A serio, zobaczę czy 'rss' owe ogarnę rozumem.
    Dziękuję za gratulacje, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. M. dziękuję, ty przynajmniej nie wymuszasz na mnie tysiąca.

    Z moich obserwacji wynika, że porozumienie się nawet w jednym tylko języku, jest nie tylko wyczerpujące ale i często niemożliwe. Dobrze więc, że języków jest na świecie więcej, zawszeć to łatwiej zrzucić winę na różnice językowe. :)

    Tego typu zajęcia jak staż, na którym prowadzący bardzo musi się skupić na indywidualnym problemie, wydawaniu poleceń, doradzaniu, ocenianiu, wyjaśnianiu, a na koniec przekładaniu na zrozumiałe dla uczestników narzecza, nie jest proste. Łatwo się rozproszyć, szczególnie gdy latek minęło sporo...
    Mimo przeszkód wieża Babel zawsze jest fascynująca, bo oprócz różnic językowych można się dopatrzeć wielu innych różnic. A to nigdy nie jest nudne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewo,
    Popatrz, to już sto? Tak się Ciebie wspaniale i z przyjemnością czyta, że nawet nie czujemy upływu czasu. Jesteś dla mnie niezrównanym źródłem wiedzy, nie tylko teatralnej, ale także życiowej, dzięki Twojemu blogowi bez przerwy się uczę. Na przykład, tak jak przy okazji ostatniego wpisu, że nie wolno zapominać, że za wielkimi sukcesami jednych, kryje się gigantyczna praca innych ludzi i dobrze byłoby właśnie o nich też pamiętać. Podpisuję się pod Czarą! Życzę tysiąca!

    OdpowiedzUsuń
  6. holly, prawdę powiedziawszy, sama się zdziwiłam.
    Dziękuję za miłe słowa, z radością je 'połykam'.

    O tych, którzy pracują na sukcesy znanych i uznanych, pozostając w cieniu, wiem sporo. To duża część i mojego życia. Wiem zatem, jak potrzebne jest uznanie, choćby okazjonalne jak 'to i tutaj'.
    Tzw. gwiazdy, często o tym nie tylko 'zapominają', ale wręcz dyskredytują wszystko co inni wykonują na ich rzecz. Mieliśmy, choćby w ostatnich miesiącach, spektakle medialne w których Doda, Edyta Górniak i in. nie zostawiali suchej nitki na współpracownikach.

    Nie znaczy to oczywiście, że ci współpracownicy zawsze są czyści w intencjach, jak źródlana woda. Ale to już inna historia i nie dotyczy Pań o których napisałam.

    Dziękuję, przyjmuję życzenia i oczekiwania, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń