"czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko"- Romantyczność A.M. zna każdy, tylko jak wiele bierzemy z tej myśli dla siebie.
Zdarzenia prezentowane na Brave Festival dopiero gdy odbierane sercem pozwalają nam zrozumieć je w pełni. Widzimy wówczas; Ci po drugiej stronie horyzontu na pewno nie chodzą do góry nogami. W unijnej Europie, także w Polsce, też mamy wiele podobnych ludycznych w formie zjawisk. Odnosimy się do nich z pobłażaniem. Ot, proste kultury w prostej formie. A to przecież nasza ogólnoświatowa tożsamość. Bo czy lepsza jest ta nasza prawie plastikowa już, bo elektronicznie doprowadzona niemal do perfekcji - estetyka?
Co, coraz częściej proponujemy my homo sapiens; bezrefleksyjność, agresję i demolkę, byle strajk może być powodem do niszczenia dorobku innych, skoro kieruje nami zasada 'moje jest najmojsze'. Na dodatek wciąż gdzieś pędzimy, nie patrzymy już tylko się gapimy.
Czytając dziś najnowszy wpis erudytki Holly o plenerowym dziele Francois'a Abelaneta, potwierdziłam tylko swoje przekonanie; prawie wszystko może być jedynie optyczną iluzją http://www.dziennikparyski.com/2011/07/anamorfoza-przed-miejskim-ratuszem.html? Cóż, nawet wiedząc o tym potrafimy pomijać tę wiedzę skutecznie.
Czytając dziś najnowszy wpis erudytki Holly o plenerowym dziele Francois'a Abelaneta, potwierdziłam tylko swoje przekonanie; prawie wszystko może być jedynie optyczną iluzją http://www.dziennikparyski.com/2011/07/anamorfoza-przed-miejskim-ratuszem.html? Cóż, nawet wiedząc o tym potrafimy pomijać tę wiedzę skutecznie.
Powracając do wydarzeń z mojego wczorajszego dnia.
- w marcu poproszono mnie o wzięcie pod skrzydła magistrantki kulturoznawstwa (prof. Mirosława Kocura) Joasi Kusz. Pracę postanowiła napisać... o Zygmuncie. Nie poznała go osobiście więc uznałam, że dopiero udział w warsztacie da jej możliwość rozpoznania, poprzez doświadczenie, "tajników metody". Okazja nadarzyła się wkrótce. Joasia i Jorge Parente (sukcesor Z.M. ) poznali się we Wrocławiu na Making Tomorow's Theatre. A teraz wróciła już z Lizbony i jest jak zaczarowana. Dociera do niej pełniejsze zrozumienie tego, co wcześniej przeczytała czy widziała na video. Zdumiewa ją łatwość (choć codzienne kilku godzinne fizyczne treningi łatwe przecież nie są) z jaką można uzyskać efekty, oraz sposób w jaki obaj prowadzący (J.P. współpracuje z Tiago Porteiro) podchodzą do studentów. Jest uważny, łagodny i ciepły. Ze śmiechem stwierdziła, że dopiero teraz rozumie mój "luz", który ją przedtem zdumiewał bo... nie znała wcześniej takich dorosłych. Oczywiście, już marzy o kolejnym stażu, bo ten jej pierwszy wprowadził ją w takie oszołomienie, że pewnie wiele informacji jej umknęło. A ja? ja się cieszę, że 'wstała z kolan', bo to była jedna z moich pierwszych rad dla niej, gdy onieśmielona i niemal skulona słuchała tego, co jej mówiłam.
Natomiast już wieczorem...
- BALLAKE SISSOKO & VINCENT SEGAL
to ten rodzaj zdarzenia artystycznego, po doświadczeniu którego świat odbieramy radośniej. Ja sama, dodatkowo, głęboko w czasie koncertu odpoczęłam. Pewnie to owo absolutne porozumienie Panów, wzajemnie uważne traktowanie pracy kolegi, pozwoliło mi mieć odprężającą pewność, że oddałam swój czas i uwagę w najlepsze ręce.
http://www.youtube.com/watch?v=LGuA21er6kI&feature=related - 2010
Kora to rodzaj harfy popularnej w Afryce zachodniej. Obaj muzykujący, ten na korze z tym na wiolonczli poznali się w wytwórni Label Bleu. To tam Segal był akompaniatorem, aranżerem i producentem (albumów C. Avora, -M-, Stinga czy M. Faitfull). Sissoko? on kultywuje tradycję griotów Mandinka. Jak widać na obu zdjęciach wspólne granie jest dla nich obu frajdą, nie tylko żartują, robią sobie psikusy. Ich muzyka wykonywana wspólnie; na korze w zawrotnym tempie a na wiolonczeli z właściwą dla niej dystynkcją - jest w przedziwny sposób spokojna, narkotyczna i wręcz relaksacyjna.
- TOVIL. Lankijskie tańce demonów. Egzorcyzmy ludu Sinhala (Sri Lanka)
Przez tancerzy wszystkich pospołu - wszystkie owe 'przerażające i groteskowe' demony 18 chorób nękających ludzkość zostały skutecznie przepędzone.
Ponieważ genezę tej tradycji opisano zainteresowanych nią odsyłam do źródła, jakim jest strona Brave http://bravefestival.pl/2011/index.php/pl/program/wydarzenia/Tovil
Dodam tylko; spektakl odbył się tuż przy Odrze, w ogrodach przy Studio Na Grobli I.G. w bardzo ciepły czwartkowy wieczór. Miła zabawa, miła sceneria i doprawdy wspaniała publiczność.
Pasjonujący jest ten festiwal, ale gdy czytam relacje z każdego dnia to z jednej strony cieszę się, że mam okazję choć częściowo w nim uczestniczyć a z drugiej strony, frustruje mnie strasznie, że nie mogę tego wszystkiego obejrzeć „na własne oczy”. A wracając do iluzji, to czyż największej iluzji w tym wszystkim nie tworzy teatr? Przekonując nas, że to, co widzimy dzieje się naprawdę? A my tej iluzji tylko ulegamy?
OdpowiedzUsuńDziękuję za linka do mojego bloga! Pozdrowienia dla magistrantki Joanny, jestem ogromnie ciekawa tego, co w wyniku jej doświadczeń powstanie. Pozdrawiam serdecznie.
Ja też tylko część widziałam na własne oczy, ale świetnie że oddałam choć trochę tutejszej atmosfery.
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku tematem wiodącym będą kobiety. Twarzą Festiwalu będzie Anna.( Grzegorz od 2009 prowadzi także warszawski teatr Studio). A ja po raz kolejny zapraszam.
Joanna planowała bronić się w czerwcu, na co ja dobrotliwie chichotałam. Teraz wie, że miałam rację. Ale ponieważ to zdeterminowana drobna osóbka, na pewno nas zaskoczy czymś świetnym! Będąc tuż po koncercie finałowym, pozdrawiam.