Janusz, jedyne dziecię mojej jedynej szwagierki. Warunki ma bajeczne (jak mawiał o urodzie dam Molik). Posturę kształtną i rosłą, rysy regularne, wdzięk i swadę. Jako aktor zaczął od przysłowiowego trzęsienia ziemi (1973, jako student IV roku, w Teatrze Narodowym. Antygona Sofoklesa w reż. A. Hanuszkiewicza) by po 6 latach, zgodnie z przewidywaniami Molika - odpuścić. No prawie...
Dlaczego o nim piszę? Bo to jeden z niewielu przypadków indywidualnego szkolenia, jakie serwował niekiedy Zygmunt lubianym i bliskim. A teraz oddam głos - jemu samemu.
- Pegaz, w dzieciństwie Pegazik. Radośnie brykał nie do opanowania,
- L. Kozłowskiemu nie udało się niczego nauczyć Z.M. bezpośrednio. Próbował zaangażować go w chórze, bez powodzenia. Na przesłuchaniu 'fałszował' zbyt przekonująco. Był konferansjerem, na dodatek nie do zastąpienia. Aczkolwiek, za niesubordynacje, próbowano zastąpić go innymi...
- "Benia mówi mało, ale on mówi smacznie. Benia mówi mało, ale człowiek ma chęć, żeby on jeszcze coś powiedział" (I. Babel, Zmierzch),
- być może innego słowa szukał Janusz. Jak wiem, puzonowanie, to by Molik - używanie odkurzacza,
- Ford Cortina, ach cóż to był za intensywnie zielony kolor na dodatek,
- Monciak, to oczywiście Sopocki deptak,
- Kasia; córka drogiej sercu Krysi,
- Artaud - to Teatr Okrucieństwa, Teatr Ubogi - to Grotowski; tak pokrótce,
- Rena Tomaszewska (zm.2003), datę urodzenia tej Damy nie łatwo ustalić (w sieci conajmniej 3 daty - pomiędzy 1912 a 1926). Wg mojej wiedzy, bezpośrednio Z.M. nie uczyła, choć pracowała już wówczas w PWST.
Fot. St. Wasilewski - "Dama kameliowa", jako Armand Duval, 1979
Armand, to ostatnia rola teatralna Janusza. Jak mówi: zaowocowała nagrodą Złotej Karety w plebiscycie publiczności na najlepszego aktora i decyzją o zakończeniu aktorskiej kariery.
Kilka zdań więcej: http://www.skene.pl/osoba/3612/Janusz-Mond#
Dlaczego o nim piszę? Bo to jeden z niewielu przypadków indywidualnego szkolenia, jakie serwował niekiedy Zygmunt lubianym i bliskim. A teraz oddam głos - jemu samemu.
(...) to taki wyjęty z pudełka pamięci
wyimek... ZYGMUNT, brat mamy. Mój MISTRZ. Od zawsze byliśmy na ty. Fantastyczny
facet. Nic go nie gorszyło, ani nie złościło, choć mogło. Jako dwunastolatek
częstowałem go po pańsku "sportami" wyjmowanymi z ukrycia zza
kredensu, na Krowoderskiej. W rodzinie miał przezwisko Pegaz (x) bo prowadził
niezależny i całkowicie odbiegający od panującej normy tryb życia. Spał do
południa. Aktywizował się wieczorami -
uczestnicząc w życiu artystycznym Krakowa. Jaszczury, Piwnica pod Baranami, to
było jego naturalne środowisko. Nic nie było w stanie wyprowadzić go z
równowagi. Po dziadku Moliku odziedziczył spokój i filozoficzny dystans do
otaczającej go rzeczywistości. Miał flirt z Awuefem, po czym uciekając
przed wojskiem trafił do wojskowego zespołu artystycznego kierowanego przez
legendarnego Leopolda Kozłowskiego, który obudził w nim talent tenora i basa
jednocześnie (x). Był sybarytą, starannie dobierał wyszukane dania, wina i
sery, ale też, lub właśnie dlatego, lubił obgryzać kości, czy to kurczęce, czy
z golonki. Mówił niewiele, ale zawsze smacznie; jak Benia Krzyk (x). Kiedyś,
paląc fajkę i popijając koniak, przyglądając się gęstości trunku stwierdził z
uznaniem: „strzelisty". Przyjrzawszy się raz jeszcze z uwaga złocistemu
płynowi dodał "i rosochaty".
Formułował myśli w sposób zaskakujący. Choć często "tęgo milczał" zdarzało mu się (rzadko) "puzonować" (x). Spijałem z zachwytem te zwroty i wyrażenia, którymi wzbogacał w sposób naturalny mowę potoczną. Kiedy wraz z ukończeniem lat 16-tu zdobyłem prawo jazdy, Zygmunt bez wahania udostępniał mi swego Forda Cortinę (x). Cóż to był za szpan!
Formułował myśli w sposób zaskakujący. Choć często "tęgo milczał" zdarzało mu się (rzadko) "puzonować" (x). Spijałem z zachwytem te zwroty i wyrażenia, którymi wzbogacał w sposób naturalny mowę potoczną. Kiedy wraz z ukończeniem lat 16-tu zdobyłem prawo jazdy, Zygmunt bez wahania udostępniał mi swego Forda Cortinę (x). Cóż to był za szpan!
Zbliżała się matura i trzeba było podjąć
decyzję. Brałem pod uwagę polonistykę, medycynę lub Wojskowa Akademie
Techniczna. Hehehe!!! W kinie Bałtyk na Monciaku (x) wyświetlano film pt.
Powiększenie. Wcześniej, owszem bywałem w kinie. Głównie w kinie Zuch na
Krowoderskiej w YMCE. 21 razy na Rio Bravo (Angie Dickinson moja pierwsza poważna
erotyczna fascynacja, miałem 11 lat ), 17 razy na Siedmiu wspaniałych. Ale wtedy,
oglądając Powiększenie - odkryłem kino w
czystej formie. Olśniło mnie i postanowiłem zostać reżyserem filmowym. Obejrzałem
ten film niedawno, nic się nie zestarzał. Dla pewności spytałem Kasię (x) co o
nim sadzi. - No, co ty - powiedziała - i to mi wystarczyło...
Rozumiemy się bez zbędnych słów. Jestem
z niej dumny. Skończyła muzykologię na Uniwersytecie, otworzyła własne studio
nagrań, jest piękna, rezolutna... i tyle, właściwie, aż tyle - po Krysi mi
zostało.
Ad rem. Żeby móc zdawać do szkoły
filmowej trzeba było zdobyć wcześniej
jakiś fakultet. Medycyna odpadała, bo tam trzeba było wiedzieć jakie efekty
daje połączenie czegoś z czymś - dwa razy wzięte, polonistyka dawała marne
gwarancje na życiowy sukces, wiec... zostawała szkoła teatralna - najbardziej
wówczas oblegana uczelnia w Polsce. Bo... tam nie trzeba było nic umieć, a i
ukończył ją w 1957 roku Zygmunt, Mój Mistrz. Do niego też pojechałem na
przedegzaminacyjne szkolenie.
Nie odnosił się do moich planów z
entuzjazmem, ale cóż, obowiązki rodzinne....
We Wrocławiu, w legendarnych murach
Teatru Grotowskiego, którego Zygmunt był od początku filarem, przez dziesięć
dni przeganiał mnie jak burą sukę, zmuszając do wydawania dźwięków, o które bym
się nigdy nie podejrzewał. Zadbał również o mój repertuar na egzamin,
reżyserując mnie w duchu teatrów (x) Ubogiego czy Artaud'a; powiedzmy, w duchu Apocalypsis cum figuris. Czym - najpierw obudziłem, a następnie wprawiłem w osłupienie komisję
egzaminacyjną do tego stopnia, że po moim wstrząsającym występie wybiegła z
sali przewodnicząca z paniką w oczach i pytaniem - dziecko kto ci to zrobił? - Co? mi nikt; lecz po chwili przyznałem się - mój Wuj Zygmunt
Molik.
Rena Tomaszewska (x) - osobna historia,
była instytucją w tej szkole, jeszcze od czasów Zelwerowicza - profesorka
również Zygmunta. - Wiedziałam! Zapomnij o tym, Dziecko, naucz się jakiegoś
Przybosia albo Leśmiana do drugiego etapu i błagam cię, nie rób tego więcej.
Zadzwoniłem do Wrocławia, by zdać
relację - Zygmunt, w coś ty mnie wpuścił!?
- No widzisz, zadziałało. Nie wierzył, że będę aktorem i się nie mylił.
Czas wyjaśnić przeznaczenie krzyżyków (x), które jako własne trzy grosze w tekst powkładałam:
Czas wyjaśnić przeznaczenie krzyżyków (x), które jako własne trzy grosze w tekst powkładałam:
- L. Kozłowskiemu nie udało się niczego nauczyć Z.M. bezpośrednio. Próbował zaangażować go w chórze, bez powodzenia. Na przesłuchaniu 'fałszował' zbyt przekonująco. Był konferansjerem, na dodatek nie do zastąpienia. Aczkolwiek, za niesubordynacje, próbowano zastąpić go innymi...
- "Benia mówi mało, ale on mówi smacznie. Benia mówi mało, ale człowiek ma chęć, żeby on jeszcze coś powiedział" (I. Babel, Zmierzch),
- być może innego słowa szukał Janusz. Jak wiem, puzonowanie, to by Molik - używanie odkurzacza,
- Ford Cortina, ach cóż to był za intensywnie zielony kolor na dodatek,
- Monciak, to oczywiście Sopocki deptak,
- Kasia; córka drogiej sercu Krysi,
- Artaud - to Teatr Okrucieństwa, Teatr Ubogi - to Grotowski; tak pokrótce,
- Rena Tomaszewska (zm.2003), datę urodzenia tej Damy nie łatwo ustalić (w sieci conajmniej 3 daty - pomiędzy 1912 a 1926). Wg mojej wiedzy, bezpośrednio Z.M. nie uczyła, choć pracowała już wówczas w PWST.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz