poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Zygmunt i Julia. Mieć i dać umiejętność fruwania

          Z grotowski.net/mediateka/ikonografia http://www.grotowski.net/node/842

Zygmunt i Miecio Janowski, ćwiczenia Opole 1964, fot. Fredi Graedl

                  Zygmunt i Rena Mirecka, ćwiczenia, Opole 1964, fot. Fredi Graedl

                                            Julia na batucie, lipiec 2013

Opublikowane 5-6 lat temu w gazetce szkolnej:  W tym artykule napiszę o moim dziadku, wielkim przyjacielu (...) Byłam raz na warsztatach Zygmunta w Paryżu (...) Na pewno nigdy nie zapomnę, jak zawsze mi dobrze doradzał, jak się z nim bawiłam w architektów, tańczyłam z nim, uczyłam się angielskiego, chodziłam na spacery do parku, gdzie robiliśmy sobie pikniki, jak uczył mnie śpiewać, a ja go tańczyć ha, ha (...)

8 komentarzy:

  1. Ja też chciałabym mieć takiego dziadka, który uczy fruwać! Julia, jak można zauważyć na zdjęciu, wzięła sobie nauki dziadka do serca:)) Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Dwie myśli jednoczesne:
    ale szkoda, że fruwająca Julka nie może podpytywać, jak frunąć jeszcze wyżej, jeszcze inaczej;
    ale świetnie, że dostała pierwsze najważniejsze wskazówki... i wielką przyjaźń.:)

    Trudno wybrać, która fotka najlepsza, bo wszystkie przednie. I przebierańcy, i ptaki. Ta pierwsza najmocniej mówi o tym, że lot jest do uchwycenia tylko w kadrach, fragmentach, bez przed i po. Świetne.

    OdpowiedzUsuń
  3. holly, wszystko zdaje się zależeć od tego, na ile uda się wzmocnić bliźniego stan ducha. Nie tylko dziadkowie mogą to sprawić.
    U Julii nauki nie poszły w las, fruwa w różnych 'układach'.
    Śpiewa, pisze teksty, komponuje, bloguje; po angielsku.
    Jest wspaniałą, obsypaną nagrodami tancerką, a od września zostanie dumną uczennicą najlepszego w mieście liceum humanistycznego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tamaryszku, jak widać powyżej, można i wyżej i różnorako; w wielu dziedzinach można, gdy dostanie się dostateczny zastrzyk energii i wsparcie.
    Czy mam rozumieć, że chciałabyś poprzyglądać się raczej startom i lądowaniom, bo sam proces frunięcia wydaje się trochę krótki? :)
    Ależ to nie 'przebierańcy', to oddani pracy performerzy, całą gębą!
    Jeśli interesuje cię proces po- to mogę o nim powiedzieć słów parę... Zygmunt i Julia nie hołdowali zasadom 'teatru ubogiego', spektakle przygotowywali starannie. Kostiumy, charakteryzacja, dekoracje. Nie chciałabyś widzieć stanu mojej garderoby i toaletki po całym tym wstępnym procesie twórczym. Oni też tracili do niego zainteresowanie.
    I tu zaczynała się moja rola; wiernej garderobianej i 'podręcznej'. Niełatwa, wierz mi. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakoś nie dziwi, że i w roli dziadka Zygmunt odnalazł się wybornie. Zaangażowanie uczestników zabawy uchwycone na ostatnim zdjęciu - bezcenne!! A propos czyżby przedstawiało paryskiego apasza i elegantkę?

    OdpowiedzUsuń
  6. Bee, w stosunku do Julii, rzeczywiście. Choć ze względu na podróżniczy styl życia tego wspólnego czasu nie było za wiele.

    Kostiumolożką i charakteryzatorką była panna Julka, a ja nie wnikałam w jej procesy twórcze. Jedynie porządkowałam skutki nieumiarkowanej kreatywności w tym względzie. A że targały nimi wielorakie koncepcje inscenizacyjne nie zostało mi w pamięci co też to wówczas uwieczniono.
    Molik wygląda tak, jakby to któraś z wiekopomnych arii wyrywała mu się z piersi i... przepony :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne to zdjęcia na batucie, nie dość, że Julka lata, to jeszcze z jaką gracją...

    OdpowiedzUsuń
  8. czaro, miło, że zauważyłaś :)
    Wdzięku ma za kilkoro. Przyciąga uwagę.
    Może to właśnie jest tą (odmienianą przez przypadki powszechnie) charyzmą (!?)

    OdpowiedzUsuń