Byłam przekonana do głębi poszukiwań Zygmunta, lecz jednocześnie ich nie rozumiałam. Zygmunt nie wyrażał niczego słowami, nie tłumaczył. Wydawał się być niczym przybysz z innej planety; to nie dzięki słowom można było mieć nadzieję na spotkanie z Nim. Trzeba było pozwolić sobie nasycić się pracą Zygmunta, jego ciszą, podzielać jego przeżycia, pozostawać u jego boku - aby móc zrozumieć jego wewnętrzne poszukiwania.
Dużo czasu zabrało mi pozbycie
się całego tego blichtru z Actor’s Studio, zarzucenie sposobu pojmowania rzeczy
za pomocą procesów myślowych, do którego byłam przyzwyczajona. Jedynie łowiłam
uchem gdy Zygmunt żądał aby „szukać życia”. To wyrażenie jest nie do
zastąpienia innym bo idealnie oddaje to, co miał na myśli, i jest całkowicie
nieskuteczne dla tych, którzy nie doświadczyli tego samodzielnie i głęboko we
własnym jestestwie. „Szukania Życia”, poszukiwań własnego, odrębnego
"Życia".
Zygmunt nie dawał kluczy do rozpoznawania
technik lecz narzędzia wykuwać każdemu przyzwalał samodzielnie i na własny użytek,
aprobując całkowicie dostosowywanie ich do własnych potrzeb. W ten sposób doświadczyłam
relacji mistrz-uczeń. Uczyłam się obserwując Zygmunta i aktorów pracujących u
jego boku, lecz przede wszystkim słuchając i doświadczając. Oglądając ciała i
słuchając głosów odczuwałam wszystkimi zmysłami, a nadto, czasami, kosztowałam
doznań pozazmysłowych.
Krok po kroku identyfikowałam
linie siły pracy aktora tam, gdzie źródło energii jest organiczne. Tam gdzie ciało
żyje Życiem pozawerbalnym, przekazując ciału aktora swoją wewnętrzną energię i
jej niuanse naturalnie, mogłam być na kształt jesiennego listowia poruszanego
przez wiatr. Czerpałam ze źródła życia w miejscu, w którym jest ono jednocześnie
najbardziej intensywne i najdyskretniejsze. Jakkolwiek zawsze jest cudowne i
zadziwiające, rozpłomieniające.
Staże z Zygmuntem były niezwykle
ważnymi momentami w okresie mojej edukacji teatralnej, ze względu na
intensywność relacji zbudowanych z każdym z Jego uczniów oraz Jego absolutną
hojność. Urzeczywistniał zamierzenia każdego, doprowadzając do ich
zrealizowania niemal bez słów. To głębią swojego spojrzenia stymulował
ujawnianie się sekretnych, metafizycznych poszukiwań…
Zygmunt był czarodziejem, za
sprawą którego ludzie śpiewali, kwitli, gromadzili siły, rozwijali się i
dorastali… Mathilde Coste
Jeśli mnie pamięć nie myli; Mathilde pracowała z Molikiem czterokrotnie (2005-2008). Każdy ze staży trwał pięć tygodni, a odbywał się w sali
LILAS EN SCENE, 23 bis rue Chassagnolle.
Mathilde; druga od lewej strony. Zdjęcie autorstwa (także wielokrotnego,
uzdolnionego stażysty) Bertrand'a Barré.
Tu muszę przeprosić wszystkich tych, którzy pamiętają, że powyższy tekst był już zamieszczony. Opublikowany był, prawda, w październiku '13, niestety, cały post musiałam skasować z powodu tajemniczych, jak zawsze dla mnie, perturbacji...
Z oryginalnym tekstem można zapoznać się: http://ewamolik-zygmunt.blogspot.com/2011/04/mathilde-coste.html Tłumaczenia dokonały Anna Molik i Ewa O-M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz