sobota, 29 grudnia 2012

Zygmunta Molika "Alfabet ciała" 6. Trójgłos.

Anna sporadycznie prezentuje w sieci swoją piękną - po Babci i Tacie - twarz.
Jacek (mąż Ani, z wykształcenia filozof) kryje się za swoimi fotografiami i obrazami   http://www.letniaakademiasztuki.dsw.edu.pl/letnia-akademia-sztuki/kadra/ 
Rodzinnie, pospołu i osobno tłumaczymy sobie - Zygmunt Molik's Voice & Body Work, zastanawiając się (czasem) czy, kto i kiedy - oficjalnie  Książkę przetłumaczy, na rodzimy język.
Swoje próby tłumaczenia prezentowałam już kilkukrotnie, fragmenty Day 5. i Day 1. publikowałam kolejno:  1. 23.10.12,  2. 26.10.12,  3. 1.11.12,  4. 11.11.12 i  5. 17.11.12.

Dziś prezentuję fragmenty tłumaczeń ich obojga, od miejsca w którym ja sama zakończyłam publikację fragmentów Day First - pierwszego rozdziału książki.
Po części 1. rozdziału (Jacek) jego zakończenie zamieszczam - w tłumaczeniu Ani, sprzed interwencji 'edytora'. Trzy bliskie Autorowi osoby, trzy spojrzenia na tekst; ciekawe jak zostaną odebrane...

Tłumaczenie (poprawione przez)  Jacka.

CAMPO   Czy jest to coś, co można by powiązać z tym, co Grotowski nazywał „Procesem”, czy jest to coś zupełnie innego?
MOLIK   Nie, to nie to samo. „Proces” przychodzi później. Najpierw trzeba po prostu wykonać tą fizyczną pracę, aby w pełni otworzyć głos. Nie wiem, jak technicznie działa krtań, ale jest to mocno związane z energią, a także z psyche, bo głos ma różne barwy. Te wszystkie elementy muszą być gotowe. Jeżeli nie są gotowe, bo może przede wszystkim nie znaleziono na to najlepszego sposobu, to trzeba je przynajmniej przygotować. Wszystko musi być już przygotowane, tak aby funkcjonowało ze sobą. I wtedy możemy zająć się „Procesem”. To jest podstawowa robota, którą trzeba wykonać.

CAMPO   Czyli głos jest instrumentem do łączenia ciała i psychiki.
MOLIK   Tak, dokładnie, wszystkiego. Nawet duszy.

CAMPO   A jaka jest rola inteligencji, albo, jak to lepiej opisałeś, świadomości, ponieważ ten proces jest zarówno świadomy jak i nieświadomy?
MOLIK   To jest coś marginalnego. Inteligencja jest czymś marginalnym.

CAMPO   Ale ostatecznie, co lub kto prowadzi ten proces? Myślałem o Stanisławskim. Dla niego - w osobie aktora istnieje jakaś część, która musi mieć świadomość tego, co się dzieje.
MOLIK  To jest mistrz. Inteligencja jest mistrzem, który sytuuje się tak bardzo ponad całym organizmem, że nie musimy wykonywać nad nią żadnej pracy.

CAMPO   Tak więc, podczas sesji roboczych, po tym, jak ten przygotowawczy moment głosowy jest zakończony, każdy uczestnik musi  coś zrealizować, rodzaj „partytury”, fizycznej partytury. Coś, co jest precyzyjne. Jaka jest rola precyzji w tym „płynnym” Życiu?
MOLIK   Przede wszystkim Życie trzeba odnaleźć. Potem trzeba je wielokrotnie odnajdywać na nowo, i za drugim, za trzecim razem trzeba dokonać niezbędnych poprawek, bo zawsze są pewne niezbędne poprawki. I po tym mamy już tę „partyturę”.

CAMPO    I każdy uczestnik musi ją powtórzyć.
MOLIK     Tak.

c.d. Tłumaczenie Anny (bez interwencji Jacka) 
CAMPO   Czyli im więcej powtarzasz, tym bardziej staje się to precyzyjne, to tak to działa.
MOLIK  Tak, ale nie trzeba powtarzać tego za bardzo. Powtórzenie tego dwa czy trzy razy wystarczy. Potem chodzi o to, żeby nie zgubić Życia, bo je bardzo łatwo zgubić. Kiedy Życie wewnątrz tej konstrukcji przepadnie, to ta „partitura”, która zostanie, jest tylko pustą przestrzenią. To jest pusta konstrukcja. Wtedy może się zdarzyć, w zasadzie zawsze się tak dzieje, że kiedy to robisz i uzyskujesz to po raz pierwszy, to masz pełnię. Za drugim razem może to ciągle jeszcze jest pełnia – żywa – ale jest czegoś za mało lub za dużo. Z tego powodu trzeba to  zbudować po raz drugi, bo trzeba wprowadzić pewne poprawki; bardzo często są one bardzo niewielkie. Czasami, za drugim razem wszystko zostaje utracone, a wtedy trzeba wyruszyć na poszukiwanie źródła tego Życia. Jak je znaleźliśmy za pierwszym razem? To jest bardzo interesujące, bo często się zdarza, że coś jest bardzo zapomniane, a czasem nawet całkowicie zapomniane. Jak dotrzeć do źródła tego wszystkiego? To jest najważniejsze. Ta Precyzja.

CAMPO    Czy dla wszystkich przypadków istnieje tylko jedno źródło? Na przykład; a jeśli jest życie w jednym odcinku a gubi się ono w drugim odcinku? Jak przeżyć to życie ponownie?
MOLIK  Dlatego właśnie konieczne są oczy. Zewnętrzne oko. Bardzo często osoba pracująca samotnie nie może sobie przypomnieć, co robiła. Musi być ktoś, kto widział to po raz pierwszy, kiedy było to pełne, kiedy było to dobre, w porządku. Ktoś, kto może przypomnieć tej osobie o tym momencie i jak ona to zrobiła, i że zrobiła to tak i tak i tak, a potem krok po kroku można dotrzeć do pierwotnej wartości tego Życia.

CAMPO  Czyli jest możliwość pracowania w oparciu o czynniki zewnętrzne, i przez powtarzanie niektórych elementów, niektórych widocznych szczegółów, to może pomóc w odkryciu/odsłonieniu Życia.
MOLIK  Dokładnie tak. Dokładnie tak, i w sumie mamy prawie fifty-fifty / pięćdziesiąt procent szans, że komuś uda się wrócić bezbłędnie do tej pierwszej wersji. Czasami tak się zdarza, kiedy jest krótkie Życie. Ale przy dłuższym Życiu to nie jest możliwe. Praktycznie nigdy. Muszą być jakieś poprawki. Normalne...

CAMPO  Więc w takim przypadku to zewnętrzne oko potwierdza więcej niż sam wykonawca/ artysta, ponieważ prawdopodobne jest to, że wykonawca nie czuje tego, co jest widziane. A więc jest tu coś obiektywnego, co nie zostaje już subiektywne. 
MOLIK   Absolutnie.

CAMPO  Przeczytałem Twój krótki artykuł „Jak przekazywana jest tradycja”, który jest jedną z niewielu rzeczy, jakie mogłem znaleźć na temat Jurija Zawadzkiego – ucznia/naśladowcy Stanisławskiego i Wachtangowa, którego Grotowski nazywał swoim ojcem po odbyciu praktyk na GITIS (Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej)w Moskwie. Artykuł wyjaśnia też co Grotowski zyskał z nauk Stanisławskiego i różnice między tymi dwoma podejściami. Czytając to, co opowiadałeś na temat etyki w związku ze Stanisławskim i Grotowskim, przyszło mi na myśl, że to jest prawdopodobnie  główne ogniwo między nimi, coś znacznie szerszego niż techniki. Odnośnie tej kwestii mogę powiedzieć, że ciągle istnieje wiele nieporozumień, zwłaszcza w angielskojęzycznym świecie, dotyczących zarówno Stanisławskiego jak i Grotowskiego, i stąd też Twojej własnej pracy. Te nieporozumienia pociągają za sobą  swego rodzaju recepty/przepisy pochodzące jakoby od tych mistrzów, coś w rodzaju listy technik do grania, i powodują całkowite zatracenie prawdziwego znaczenia tej pracy, która zasadniczo jest pracą nad samym sobą.  Na przykład, nawet najnowsze, angielskie kluczowe i kompletne nowe wydanie i tłumaczenie z rosyjskiego oryginału najważniejszej książki Stanisławskiego jest zatytułowane „Praca aktora”, przeoczając wagę oryginału brzmiącego „Praca aktora nad sobą”. Ale teraz zadam Ci pytanie, gdzie leży wartość całej tej pracy z uczestnikami, o której właśnie opowiadałeś? Gdzie w tej pracy jest etyka? Jak zmieni się stażysta, student czy ktoś pracujący z Tobą? Czy zmieni swoje podejście do życia? To jest coś, co teoretycznie może zmienić podejście do życia, albo może to być tylko tymczasowa praca z tymczasowymi następstwami. Czy zaobserwowałeś jakąś prawdziwą zmianę w ludziach, którzy z Tobą pracowali?

MOLIK  Oczywiście, że widzę. Ale ja nie zajmuję się etyką, tak jak i nie zajmuję się duszą. Bo moja praca nazywa się „Ciało i Głos”, a etyka wiąże się raczej z duszą. Dla nich, dla studentów, uczniów, jakkolwiek by ich nie nazywać, możliwe że ta praca wiąże się z etyką, ale ja tego nie wiem. Nie zajmuję się tym, niestety. Zakładam, że nasza etyka, kiedy rozpoczynamy naszą pracę, jest bardzo wysoka i nie wymaga żadnej poprawy. Bardzo często nie mam racji. Ale nie mogę świadomie ingerować w czyjąś etykę. Nieświadomie prawdopodobnie to robię.

CAMPO    Chciałbym się dowiedzieć, jak zbudowałeś swoją rolę w „Akropolis”.
MOLIK  Wiem, że chcesz to wiedzieć, ponieważ to było niezwykle wymagające na poziomie głosowym. To bardzo wymagająca rola. Widziałeś film Akropolis, więc zauważyłeś, że wykonywałem trudne rzeczy ze swoim głosem.

CAMPO   Spędziłem wiele lat eksperymentując ze sobą i z ludźmi, którzy ze mną pracowali nad tego rodzaju pracą, jaką Ty wykonywałeś w tamtym czasie. Zawsze zastanawiałem się, czym są dokładnie te „rezonatory”.
MOLIK  No cóż, 'coś' mogę powiedzieć... ale ja już dawno zapomniałem o rezonatorach. To było dawno temu. Kiedy zacząłem zgłębiać i nauczać („Ciało i Głos”), zacząłem od rezonatorów, ale po jakimś czasie stwierdziłem, że są one całkowicie bezużyteczne, a nawet szkodliwe, bo uwaga uczestników uciekała w niewłaściwym kierunku. Zaczynali się bawić rezonatorami i wokalizować, na przykład takie „Ahh” pochodzące z przedniego obszaru tuż poniżej szyi, i „Houu” z tyłu szyi, i „Hiii” z obszaru znajdującego się nieco wyżej z tyłu szyi. Ale nie, to nie o to mi chodziło.
Wtedy skoncentrowałem się wyłącznie na głosie organicznym, na tym, jak wydobyć organiczny głos z podstawy kręgosłupa, jak uruchomić rezonatory z końca kręgosłupa, najniższego punktu kręgosłupa. Później, poprzez śpiew [skupiłem się] na tym, jak otworzyć krtań i znaleźć sposób na otwarcie klatki piersiowej lub ramion. W tych ostatnich latach, bardzo delikatnie, próbowałem do tego powrócić, ale był to bardzo, bardzo delikatny proces, bo raczej lepiej jest, jeśli w poszukiwaniu nieznanego, odnajdujemy właściwy rezonator, zamiast świadomego wykorzystywania tych rezonatorów - w brzuchu, albo tamtego rezonatora w szyi, i tak dalej. W tych ostatnich latach starałem się bardzo delikatnie przypominać ludziom o takim czymś jak rezonatory, ale to trzeba robić delikatnie; tak jak powiedziałem, to jest bardzo delikatna kwestia. No więc wolę nie używać rezonatorów podczas pracy, próbuję raczej wyjaśniać je przy użyciu innych elementów, w zupełnie inny sposób.

CAMPO    Kto był twórcą tego systemu ćwiczeń?
MOLIK   Życie. Innymi słowy, ja sam. Nie umiem powiedzieć, co było moją inspiracją bo nic nie pochodziło z zewnątrz. To przyszło po prostu przez naukę i eksperymentowanie. Zacząłem, bo interesowało mnie tego typu badanie, nad głosem. Lecz prawie nic nie wiedziałem. Miałem tylko dobre chęci, i ta dziedzina mnie interesowała. Zdobywałem kawałki swojej wiedzy krok po kroku, ale nie wiem skąd, bo nie było możliwości dowiedzenia się czegokolwiek z książki, z żadnej książki. Kiedy czytałem jakieś książki o głosie to one mnie śmieszyły. Mogę powiedzieć, że zawsze.
Nie da się powiedzieć na przykład: „zrób to za pomocą krtani i wydaj dźwięk w rodzaju ‘la..la..’ z użyciem zębów”. Nie. Głos to coś złożonego, bardzo złożonego. Całe ciało musi być zaangażowane i tylko ty musisz wiedzieć jak rozmieścić pewne różne czynniki, ile energii, ile subtelności, ile wibracji, i tak dalej i tak dalej.

CAMPO    A co z Twoją edukacją?
MOLIK   Zadajesz pytanie o moje początki. Na Akademii Teatralnej w Warszawie miałem dobrych profesorów ( za moich czasów nazywała się Państwową Wyższą Szkołą Teatralną, teraz jest to Akademia Teatralna).  Nie mogę sobie przypomnieć tego, czego się tam nauczyłem, bo niestety, kiedy znalazłem się na scenie, na prawdziwej scenie, i to nie w szkole,  było inaczej. Właściwie na ostatnim roku graliśmy już jakieś przedstawienia; wystawialiśmy już przed opuszczeniem uczelni. Ale to było w innych okolicznościach, nie na scenie, tylko w dużym audytorium naszej szkoły. 
No więc kiedy znalazłem się na scenie miałem mnóstwo problemów z mówieniem, z gadaniem. Nie wiedziałem dlaczego, bo można powiedzieć, że byłem bardzo dobrym studentem. Musze się pochwalić, bo zawsze dostawałem najlepsze stopnie i najwyższe stypendia; w tamtych czasach byłem jak panisko... 


Działo się tak z powodu braku oddechu. Jedyna lekcja dotycząca głosu, jaką mieliśmy, to było jedno zdanie, powtarzane na skali, od najniższej do najwyższej nuty. Tak wyglądała lekcja dotycząca - głosu. Zupełnie nic o oddechu. Kompletnie. No i potem mogłem mówić tylko tak długo, jak potrafiłem wyśpiewać to zdanie, które powtarzaliśmy podczas tego ćwiczenia. A potem musiałem znów wziąć oddech, i tak miałem problemy, tylko z mówieniem.

A wtedy moja koleżanka, młoda, piękna pani, pomogła mi, bo miała jakieś pomysły dotyczące głosu. Bo jej matka była śpiewaczką, nauczycielką śpiewu. No więc ona miała kilka pomysłów; i wzięła mnie na bok i w ciągu kilku minut wytłumaczyła mi jak oddychać. Potem nie miałem już żadnych lekcji 'o głosie'. Ale to była dla mnie dobra lekcja. I dzięki temu zainteresowałem się tym "argumentem" - głosem.
A potem, gdy zainicjowaliśmy nasz teatr z Grotowskim, byłem już swego rodzaju ekspertem dla innych, tak.  Zacząłem pracować ze wszystkimi nad głosem. Tak, taka jest prawda.

CAMPO    Wszyscy byliście bardzo młodzi.
MOLIK    Tak, tak. Oni potrzebowali kilku lekcji. Właściwie może nie tyle lekcji, ile musieli trochę popracować nad głosem,  tak. Tak więc przez pół roku byłem profesorem głosu dla wszystkich. Z Cieślakiem było to bardzo interesujące, bo on nie był w stanie nic zrobić; miał całkowicie zamkniętą krtań. I to widać na filmie. Wydaje z siebie to „Ahh” bardzo niskim głosem, całkowicie zablokowany. Po prostu takie „Ahh”. I moja pierwsza praca była nad nim. To było proste. Kazałem mu położyć się na podłodze, kazałem mu unieść wyżej środkową część tułowia, balansując na stopach i na głowie. W taki sposób masz  otwartą krtań. I właśnie w taki sposób dokonałem/ wymusiłem na nim organiczną zmianę. Bo on miał ten zły nawyk mówienia, który ciągle stosował, i zawsze z zamkniętą krtanią. Kiedy próbował coś powiedzieć oficjalnie, nie prywatnie, wydawał z siebie to „Ahh”, bez głosu. Potem już nie, tyle wystarczało. Po tygodniu wszystko było  z nim w porządku.

CAMPO    Jeden tydzień.
MOLIK   Tak, jeden tydzień. Może dziesięć dni. Ale trudny był, od samego początku. Robił tak przez (jedną) godzinę, całą godzinę, w taki sposób „Ahhh”… „Ahhh”… i tak dalej, żeby się otworzyć.
No, ale może nie powinienem zdradzać takich sekretów. Chociaż nie, to są normalne rzeczy.
- - - - - - - - - - 
Zawarte przez Molika w Książce tezy, na temat własnego, niemałego wkładu w sukcesy Teatru Laboratorium potwierdza "argument" - w postaci świadectwa Reny Mireckiej:
LIST  http://www.grotowski.net/performer/performer-2/list 

I Anna i Jacek przetłumaczyli oczywiście cały rozdział, nie będę jednak 'przynudzać' - jak niewątpliwie określiłby to Molik.
Za znanym autorem zapytam tylko;  as you like it? 

4 komentarze:

  1. Ewo,
    Przeczytałam cały tekst, możesz pogratulować tłumaczom, wywiązali się z zadania znakomicie! Może tylko jedna literka mnie zastanowiła, nie mająca tak naprawdę większego znaczenia. Ja napisałabym raczej "W Akademii" a nie "na Akademii", która to forma uważana jest za rusycyzm. Ponadto dodam tylko, że sam tekst jest niezwykle ciekawy, to chyba sama esencja metody Molika. Odważna jest też teoria dotycząca inteligencji...jako czegoś, wobec wielu innych spraw...w gruncie rzeczy..."marginalnego" i nad czym w gruncie rzeczy nie musimy pracować. Oj dobrze by było...Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. holly, w imieniu 'tłumaczy', dziękuję. Przekażę.
    Teksty są dość surowe, nie były przecież przeznaczone do druku. To po pierwsze. Po drugie, Rodzina ma 'głębokie wschodnie korzenie', przesiedlaliśmy się (w poprzednim pokoleniu) ze wschodu :)
    Książka ma olbrzymi walor poznawczy, mogłaby się też 'dobrze czytać', gdyby wydobyć jej potencjał, w sferach: poznawczej i językowej.
    Czy możemy 'pracować' nad naszą inteligencją ?... Polecam artykuł J-M Pradier'a z najnowszego Performera 5.
    http://www.grotowski.net/performer/performer-5/jerzy-grotowski-miedzy-nauka-sztuka-duchowoscia , lub "po prostu" Z. M.
    http://www.grotowski.net/performer/performer-2/acting-therapy

    OdpowiedzUsuń
  3. Lekkie sprostowanie odnośnie tłumaczenia od autorki: w zasadzie są to dwie wersje mojego dzieła, pierwsza opisana jako "wersja Jacka" to po prostu moje tłumaczenie poddane wnikliwej korekcie językowej przez mojego męża, natomiast ta druga jest "surową" wersją tłumaczenia spisanego "jak mi ojciec podyktował". Ponieważ test jest raczej szorstki, chwilami niestaranny i jakby nieporadny językowo, poprosiłam Jacka-pisarza o korektę językową.
    A. Molik (nie umiem przestawiać tych ID, stąd wpis jako anonim :)
    A obraz zaprezentowany w nagłówku to dzieło Eugeniusza Minciela, do którego Jacek napisał tekst.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, i to się nazywa konstruktywny wkład w dzieło. Dziękuję.

    Powinnam faktycznie zaznaczyć jasno, że to Ty i tylko Ty - tłumaczyłaś. Niemniej, oddajmy sprawiedliwość i Jackowi.
    Domyślam się bowiem, jak to jest - "robić korektę". Wiem, jak trzeba przysiąść fałdów i ile to czasu może zająć :)

    Mimo to, wiesz, jak lubię twoją 'surową' wersję. Tobie dyktował - Tato, a ja czytam - Męża. Pewnie dlatego to tekst - przed korektą - 'zrobił się' na tej stronie - obszerniejszy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń