poniedziałek, 9 lipca 2012

BRAVE FESTIVAL zakończony

Wiele zdjęć, ciekawostek i informacji - do wyłowienia choćby na Facebooku
 

 Parada młodości i radości we Wrocławiu
 Meninas de Sinha i Mamatucada - parada kobiet na ulicy Włodkowica. Fot. Sławek Przerwa

        
Zmysłowymi ruchami czarowały widzów.
Tarah Taali - kobiety z Radżastanu. Taniec tworzący muzykę.
Kobieta medium w Synagodze. Jej młode asystentki. 
Ambuya Nyati - kobiece medium, lud Shona
        Bi Kidude (około stuletnia), Zanzibar, rytuał unyago. 
Wrocławianki wprowadzała w tajniki kobiecości

        Casletila, Swanetia - ocalone polifonie, tradycja na przekór zmianom, fot. S. Przerwa

Te kilka zdjęć to nostalgiczne, już, wspomnienie wspaniałego wydarzenia, którym żyło pół miasta. Publiczność szczelnie wypełniała sale koncertowe, kinowe oraz kluby dyskusyjne. Podziwiała wystawy, uczestniczyła w warsztatach.
Dzięki hojności wrocławian fundację ROKPA wsparto kwotą, która przekroczyła 100 tys.zł.
Fundacja działa w rejonach najuboższych, o trudnej sytuacji politycznej.
Jednym z jej założeń jest  wspieranie projektów lokalnych społeczności.

Jedną z najwspanialszych, zaprezentowanych na Brave, społeczności była grupa saharyjskich Tuaregów. W grupie TARTIT  jest pięć kobiet i pięciu mężczyzn z berberyjskiego ludu Tuaregów (Timbuktu w Mali). Poznali się w obozie dla uchodźców w Burkina Faso kilkanaście lat temu. Zjednoczenie jest dla nich sposobem na przetrwanie rozlicznych trudności w regionie.

Silne kobiety, w tym matriarchalnym społeczeństwie cieszą się szacunkiem, i swobodą nie kojarzoną z arabskim światem. Tam mężczyźni Kel Tamashek zakrywają twarze!
Muzycy TARTIT założyli organizację non-profit, która zajmuje się wspieraniem: zawodowego rozwoju kobiet i edukacji dzieci. Ci niezwykli ludzie zdołali nagrać dotychczas 3 płyty, wszystkie z własnymi kompozycjami (Amazagh, Ichchila, Abcacabok).
Ich muzyka to czysta magia, nie bez powodu nazwano ją bluesem pustyni. Słucha się jej w niemal transowym nastroju. Ciche, hipnotyczne dźwięki instrumentów i wielogłosowe rozwibrowane śpiewy były najlepszym prezentem dla festiwalowej publiczności.
Na zakończenie Festiwalu.
Do zobaczenia za rok.

      

6 komentarzy:

  1. Tyle egzotyki w jednym wpisie! Dziękuję za tę wyprawę w ciepłe kraje, pustynny blues i zdjęcie z tej niesamowitej parady.

    OdpowiedzUsuń
  2. czaro, pięknie było, życia mało by opowiedzieć :)
    Te wszystkie kobiety są niesamowite, radzą sobie w warunkach tak ekstremalnie trudnych, że pewnie nawet nie potrafimy sobie wyobrazić. Mimo to robią tyle wspaniałych rzeczy dla siebie i innych. Tak wspaniale się bawią, są takie pogodne. Radością życia zaraziły pół miasta. A co nam wyśpiewały i naopowiadały...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewo, ja się zamieniam w słuch, jeśli jesteś gotowa opowiadać... Załuję, że się nie załapałam na Brave Kids w Paryżu (ale tak to jest, jak się z Paryża wyjeżdża nawet na krótkie wakacje, to się dużo traci;).

    OdpowiedzUsuń
  4. czaro, wakacyjny wyjazd jako duża strata? Ciekawe.
    Zapraszam na przyszłoroczny Brave, czyż ktokolwiek piękniej niż ty, mógłby o nim opowiedzieć?
    Ja opowiedziałam 3-krotnie (+ 2 poprzednie wpisy: król Lear i zamierzenia-realizacje). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. A wiesz, że przegapiłam króla Leara przy pierwszym czytaniu? Masz rację, Twoja relacja z Brave jest bardzo kompletna. Dzięki za lekturę!

    OdpowiedzUsuń
  6. czaro, widzę że dziś postanowiłaś - czytać mój blog - in the block.
    Wielkie więc m o j e 'dzięki', że czytasz i komentujesz; udzielając w ten sposób niezbędnego wsparcia - duszy blogerki.

    OdpowiedzUsuń