Dlaczego Brave?
Przez kilka ostatnich lat różne osoby namawiały mnie do zorganizowania festiwalu teatralnego we Wrocławiu. Jednak po latach bywania na festiwalach krajowych i zagranicznych, czułem się zmęczony i przesycony dominującą wszędzie taką samą formułą – pokażmy produkt i obejrzyjmy produkt. Bo festiwale sprowadzają pracę twórców jedynie do wymiaru produktu, towaru poddanego konsumpcji. Festiwale nie są zainteresowane ani procesem pracy, ani kontekstem pracy, ani znaczeniem tej pracy dla ludzi. Nie chciałem więc powielać tej samej formuły, ale też nie miałem żadnej na to odpowiedzi, żadnego pomysłu. Szukałem i zadawałem sobie wciąż to samo pytanie: dlaczego festiwal miałby być naprawdę potrzebny?
Pytanie, które zadał sobie Grzegorz Bral wiele lat temu, figurujące na stronie Festiwalu, od lat brzmi mi w uszach. Z 'Dlaczego' wiązałam 'zbytnio', bo nie rzadko zdradza indolencję, bywa złośliwe, a bywa natrętne, niczym owo słynne 'nie wierzę' by Grot. Bral nie był odosobniony w tym braku wiary w sens i możliwość zrealizowania tak zakreślanych zamierzeń: mamy produkt więc pokażmy a obejrzą.
Gdy wspomniałam Grotowskiego, tak, słynął z zadawania podobnie niewygodnych i niepopularnych pytań. Niemniej słynął ze znajdywania na nie odpowiedzi. To samo tyczy bohatera blogu-Zygmunta. Dopóty szukał, błądząc i bijąc głową o ściany, póki nie odnajdywał. Nim nie uściślił formuły, która jest odkrywcza, potrzebna i działa bezspornie, na wielu płaszczyznach. Być może, a raczej na pewno, określenie skuteczności założeń wiąże się z upływem dostatecznej ilości czasu, jego przygoda, z rozgryzaniem zasad współistnienia głosu z ciałem, zajęła mu niemal całe życie.
We wczesnych latach pięćdziesiątych, zatrudniony w Artosie, używał głosu jako recytator. Później współpracował ze stacjami radiowymi. W 53. podjął studia aktorskie gdzie, we współpracy z wybitnymi profesorami, próbował swój głos wydobywać możliwie swobodnie. Podjąwszy, w 59., pracę w Teatrze 13 Rzędów miał rzucić się, wraz z pozostałymi, na całkiem nieznane wody choć próbowano tam 'wszystkiego'. Od biomechaniki do ćwiczeń fizycznych zawartych w podręczniku dla rekrutów armii amerykańskiej.
W końcu, w 75. był na tyle gotów by wiedzę przekazywać grupom chętnych spoza Teatru; został kierownikiem zespołu mającego wspomagać aktorów w pracach 'nad trudnościami'. Pracownię, zgodnie z panującą wówczas modą, nazwano Lab. Acting Therapy. A ponieważ owo miano zbyt nachalnie mogło kojarzyć się 'z terapią' swoje studio, po czasie, nazwał całkiem po prostu - Głos i Ciało. Na potrzeby zagranicznych odbiorów używał nazwy będącej dosłownym tłumaczeniem: Voice and Body. Nazwa funkcjonuje do dziś firmując mając, po tysiąckroć, potwierdzone działanie. Nie tylko stosunek do pracy nad impostacją głosu ta metoda zmieniła. Zmieniła cały mikrokosmos uczestniczących w szkoleniach; stosunek do siebie, do własnego ciała, do wszystkich wokół, do całego świata.
Ostatnie dziesięciolecie to okres niebywałego przyspieszenia; czas zdaje się zyskiwać jakiś nieludzki wymiar. Nowe technologie wspomogły dotarcie do wiedzy w parę chwil, uzyskanie kontaktu z kimś na końcu świata to także chwile. Bezzasadnie hodujemy obawy, że formuła Festivalu Brave marnie przystaje do zamierzeń, gdy wciąż potykamy się o zjawiska nie całkiem autentyczne? Nieautentyczne bo znane, bo prezentowane już gdzie indziej, oswojone poprzez nagrania video, zaopiekowane i szeroko uznane. Wiemy oczywiście; znaleźć "coś" co świeże, naturalne i nierozpoznane graniczy z ekwilibrystyką. Potrzebne są podróże, badania, zespół właściwych ludzi, sporo czasu i, a jakże, niemałe pieniądze.
Zresztą tam, a może zjawisk autentycznych w ogóle już w świecie nie ma. Świecie tak spowitym wszechobecną 'siecią', że zdaje się pod nią kurczyć.
Czy odżegnywanie się od najczęściej spotykanej festiwalowej formuły; pokażmy produkt i obejrzyjmy produkt ma sens, czy jest możliwe? Podgryza mnie myśl, że przy najlepszej woli, przy tytanicznym zaangażowaniu organizatorów, publiczności Brave prezentować można jedynie produkt w sporej mierze już wtórny. Wtórny, choć pięknie 'dający się przeżywać', bo daruje poczucie uczestnictwa w odkrywaniu i... wspomaganiu.
Tak, to właśnie wspomaganie zdaje się być kluczem, i racją istnienia, tego przedsięwzięcia podjętego przeciw wypędzeniom z kultury. Tak pojęte idee Festiwalu wspomagają UNESCO, Organizacja Narodów Zjednoczonych dla Wychowania, Nauki i Kultury. Także nasze Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz władze lokalne w osobach Prezydenta Miasta i Marszałka Województwa. Po raz trzeci do grona wspomagających dołączył Instytut A. Mickiewicza, którego Dyrektor napisał: ... to unikalne wydarzenie artystyczne, szanowane w Europie, inspirujące i odważne intelektualnie. Podróż w głąb fundamentalnych kodów kultury zaproponowana przez Brave Festival fascynuje i edukuje ...
Słowa fascynuje i edukuje zdają się tu być kolejnymi kluczami. Do niedawna, w okresie sprzed BRAVE zainteresowanie tym co ludowe było swoistym obciachem. A już 'te' kultury żyjące regułami sprzed setek lat... budziły uśmiechy politowania i niechęci. Teraz wszystkie te 'archaiczne' wspólnoty są oklaskiwane, admirowane oraz wspierane przez rzesze ludzi. Tych, którzy, do niedawna, festiwale uznawali jedynie jako towar poddany konsumpcji.
Brave gromadzi wokół siebie niesamowitą energią setek wolontariuszy dając nadzieję, na wsparcie (nie tylko moralne), ludziom żyjącym na antypodach sytego, europejskiego świata. Uczy rozumienia naszych ogólnoświatowych korzeni, daje przykłady radzenia sobie z najtrudniejszymi sytuacjami życiowymi. I jest wskazówką dla nas, żyjących tu i teraz, jak ocalić, także w rodzimej kulturze to, co autentycznego jeszcze w niej pozostało.
Właśnie to jest największym kapitałem wypływającym z inicjatywy Teatru Pieśń Kozła. Po ledwie kilku latach od powstania tej Idei. BRAVO BRAVE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz