Paryż, w sali LILAS en SCENE, 23 bis rue Chassagnolle (M. Pte des Lilas)
Mam
sentyment do kwiatowo-owocowo brzmiących kobiecych imion. Brzmią słodko, choć trochę tajemniczo. Obiecują
odkryć wiele tajemnic delikatności przypisywanych białogłowie. Miałam
zostać obdarzona imieniem Róży. Czy Róża mogłaby być różą - w moim wypadku? Koniec-końców
zostałam Ewą; bajka zrobiła się inna... Można mi więc bywać zadziorną i nie przewidywalną; zdecydowanie wolę ten pakiet, bardziej do mnie pasuje.
Mirabelle Wassef - nosząc imię słodkiego owocu, też raczej nie sugeruje li tylko jego słodyczy, choć równie śliczna. Jeśli już 'mirabelka' to raczej w wersji trunku - krzepkiego i wytrawnego.
Napisała bardzo, bardzo długi list. Obiecała kolejny, gdy będzie miała dostęp do ówczesnych notatek. Uczucia i upominki - tak zatytułowała pierwszą część tych niecodziennych zwierzeń.
Spotkanie z Zygmuntem Molikiem i jego twórczością było wyznacznikiem
dla reszty mojej pracy. Znalazłam coś, co jest wciąż we mnie, do teraz.
Aktorką jest od 1997 roku, jej pierwszym profesjonalnym teatrem był - Theatre du Voyageur, reżyserką - Chantal Melior, z którą współpracuje od 10 lat z pasją, determinacją i radością. Grała Szekspira, Bułhakowa i Czechowa, także Flauberta, Nietzschego i Celine. Obecnie - jako aktorka, piosenkarka i kierownik artystyczny pracuje we własnym już teatrze: RUBY-THEATER, 23 rue Michel Le Comte 75003 Paris. Komponuje muzykę, śpiewa w muzycznych przedstawieniach, nie obcy jest jej klasyczny jazz. Działanie w teatrze czy śpiewanie - to dla niej coś wyjątkowego. Dlatego spotkania z Zygmuntem były nie tylko potwierdzeniem wielu uczuć, które wcześniej nosiła w sobie, były czymś więcej. Były odkryciem umiejętności i prawd, które nadal i wciąż ma w sobie; Poszukiwaniem Wewnętrznego Nieznanego - aby dawać miłość, a ciału pomóc znajdywać drogę poprzez wyobraźnię. Iść, chodzić i stać przy życiu zawsze, i nigdy nie przestać, nawet jeśli
jest to trudne, nawet jeśli się zgubisz. (Jak On to zrobił w stosunku do nas wiele razy, żeby
być dla nas niezapomnianym współdzielącym).
By odpowiedzieć na to o co pytałaś: co robię teraz - gram i śpiewam. Założyłam własną firmę, z myślą o scenach teatralnej i muzycznej. Wyprodukowałam jedną sztukę Rita et Luna In Extremis z Meliną Bomal, dwoma aktorkami i trzema muzykami. Napisaliśmy teksty i piosenki. Muzycy, którzy napisali te piosenki graja na scenie, by wspomóc ruch i wyraz sceniczny. Występuję też solo - z dwoma muzykami - w Rosilyn, l'avocate du carnaval. Gram kobietę, która zmienia osobowości; to rodzaj kabaretu. Śpiewam wspaniałe piosenki kubańskie i arabskie, oraz francuskie. Wykonywane wcześniej przez piosenkarzy takich jak Piaf, Frehel, Brel, Gainsburg etc. Tematami piosenek są wola człowieka do walki z siłami rozpaczy czy moc świata, gdy jest się w objęciach radości, śpiewu i dzielenia się. Prezentowałam tę sztukę w listopadzie, w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego w Hawanie na Kubie. Będą ją też grała w pobliżu Paryża, w Theatre 95 - w Cergy Pontoise - 9 lutego '13. Jeśli znajdziesz czas możesz odwiedzić moją sieciową stronę.
A oto obszerne fragmenty wspomnień Mirabelle, których oryginalną angielską wersję poprawiłam jedynie w niezbędnym zakresie. Tłumacząc tekst (powyżej) próbowałam zachować zamysł autorki.
It's not an easy thing to write about what happened working with a great man like
Zygmunt Molik. That is why I always stop, when I begin to do so.
Souvenirs
of the workshops:
The work on
the text and the character of Medea left me an unforgettable mark Inside.
Working on Medea with him, let me see all the passion, the strenght, the rage;
the will I had Inside me and that - he helped me to feel it. I was seeking
Inside the Unknown with the action of the body, the voice, the text - and let
my imagination fly on this troubled river. He told me I was Feroce (Wild) and
gave me the insurance what I did was true.
I also
worked Sonia in Uncle Vanya and I had the honor: he played with me the part...
I could
never forget the feelings that I had, when he played with me; his body, his
voice, his sensitivity which he gave.
Maybe he
did it so, that I could feel the truth I had to give the truth I had to reach.
He told me in this scene, I had a lot to learn, to reach the roles to be
sincere as should. It has been until now a work I do and to reach the
simplicity and the kindness of this woman being me and not acting - if I was. A
work I have not finished yet learnt what I heard from Zygmunt, I really tried
to go where he wanted to lead us.
Sometimes
he cannot remember my name. So he called me with mysterious and poetics names.
I cannot remember, but it was for me as if I was a character of a fiction he
had in mind. I do not know why, but I felt that, I was not disturb by the fact
he could not remember my name at this moment.
What
he gave, what I received:
- He told
us about the Indian who sang a note in a place in a forest, and he told us that
he could see the place where the sound of the note was. I don't remember
exactly the story, but I can feel something strong and mysterious coming from
this story as it was told by Zygmunt.
What I say
about him is that I found in his particular way of looking or listening both
things that are fundamental : « exigence and bienveillance » that lead the
student is better than he could, to go further and then he thought it was
possible. He didn't know me as a person, because we don't see us out of the
work, but he knew me much more than others, as an artist and as a woman artist
in the world.
I could not
speak a lot with him after the work because he was very tired and had to be
alone, after all he worked for us. I was shy to speak to him because I knew he
was a Master and I could not disturb him. Each times I asked him, his responsum
was something simple and really precise. Sometimes I could not understand, but
sometimes it was so évident that it was funny ! He was so a nice man and
generous and full of humor that it was a dream to work with him !
I can say,
that when you would look at his making a student's work, he was astonished by
the concentration, he had to hear the right or wrong sound and movement. He
closed his eyes and saw everything. He was feeling, what was not said, what
wanted to go out.
He learned me
something fundamental for me, to sing : liberty, love and body and soul.
It’s not
easy to describe, but my way of entering into a song - changed totally. After
working with him I really feel, I could the sing and to love, that I could a lot of love to give, so really
I had the right to sing. I could feel my body as an helper, to feel and to make
the right sound... I discover sounds I
could to do it in freedom.
Something
special arrived:
Once I was
singing and searching the sound and the meaning of my song. I was so
concentrated on his eyes, he was looking at me very precisely, leading me, like
he usually does them; with one finger one movement of the arm, one eye etc. …
Suddenly
I felt something unique difficult to describe, but I'm sure you will understand
( maybe other people felt something like that ): I really could see a ray of
light between the two persons, we were, and I was feeling the singing - like easy and important. It was
a great psychical effort, but I felt
really at my place working at my art, I should like this each time when I play
or sing. A moment of pure intensity, feeling the Inside and be able to give at
the outside - something to share.
I never
felt something like that before or after, this unique moment.
This
feeling is much hard to find, when he is not here - is not watching and not
leading!!!
Past sent
and future:
The work
with him was so strong, that I could do/take only 2 workshops. I wanted it for
the last one, but I knew it was the last one which I could do with him so I
could not go, it was impossible for me to face this situation and work
correctly in the group.
The other
reason is that I had to face the stage alone, to face the freedom-he gave me
alone.
Writing these
words is not easy, and I hope not too difficult to read for you.
I hope you
don't feel bad with these words, but you have to know that what he gave me is
still Alive Inside Me and that I fight not to forget. Sometimes I would like to
hear what he said to remember but I can only count on life to follow the flow
Inside me and my work. I will give you some notes I made during the workshop in
a next letter, because I don't have them with me.
«Je vous Souhaite à tous est une très bonne soirée! » tu pozdrawia, licząc na serdeczne i przyjacielskie uczucia wszystkich tych, którzy poznają jej wspomnienia z pracy z Zygmuntem Molikiem.
Ewo,
OdpowiedzUsuńBardzo piękna opowieść o spotkaniu z wielkim Mistrzem Opisuje je pięknymi, prostymi słowami. Kilka zdań zabieram dla siebie, na przykład to, że walczy, aby nie zapomnieć tego co odczuwała podczas stażu. Pozostaje mi tylko obejrzeć Mirabelle na scenie paryskiej. Ten tekst traktuję jako zaproszenie...
holly, w listach, w rozmowach ze studentami Z.M. znajduję napęd do dalszej pracy. Cieszę się, że i ty znajdujesz myśl dla siebie.
OdpowiedzUsuńGdy uda ci się trafić na przedsięwzięcie "Ruby" będę czekała na wrażenia. Jestem ciekawa jak radzi sobie Mirabelle w opinii fachowego widza, jakim z pewnością jesteś. Miło, że czujesz się zaproszona, pozdrawiam.
Piękne wspomnienia niezwykłej kobiety.
OdpowiedzUsuńTakie intensywne a wzbogacające relacje z drugim człowiekiem należy pielęgnowć. Czyli, nie tylko starać się ich nie zapomnieć, ale i na swój sposób ciągle odtwarzać.
Pozdrawiam
Logosie, obserwowałam przez lata ludzi, którzy odkrywali swoją niezwykłość w zetknięciu z Zygmuntem. Bardzo często zmieniali się diametralnie. To fascynujące.
OdpowiedzUsuńMetoda jest dlatego tak znakomita, że stawia na indywidualne podejście w procesie szkolenia. A gdy jeszcze znajduje się w rękach tak oddanego, uważnego i charyzmatycznego człowieka (jakim był) studenci nigdy nie zapominają spotkań.
W Paryżu staże trwały 5 tygodni, to czas w którym już nie tylko dotknąć, ale i zrozumieć i nauczyć można się bardzo wiele.
Kontakty w tymi co przed wielu laty i tymi co 'niedawno' przeżyli spotkania - mam prawie co dzień. Osobiste, listowne, telefoniczne. Dla nich wszystkich Zygmunt był i pozostał kimś szczególnym. Nie zapominają, korzystają z impetem z tego czego mogli się nauczyć.
A ja mam powód do radości, korzystam z tego - grzejąc się w tym ciepełku.Jak widzisz i ja pamiętam i ja odtwarzam. Pozdrawiam
Niezwykły portret. I Mirabelle i Zygmunta. Piękna kobieta i naprawdę pięknie pisze o tym, co przeżyła. Ile w tym intensywności. Ja, tak jak Holly, bardzo chętnie zobaczyłabym ją na scenie. Jak to jest być, Ewo, strażnikiem pamięci?
OdpowiedzUsuńczaro, sądzę, nie muszę wam obu polecać Mirabelle. Skoro jesteście zainteresowane, któregoś dnia z pewnością traficie do jej Firmy.
OdpowiedzUsuń"Strażnik pamięci" zabrzmiało 'poważnie', choć... poważnie też bywa. Częściej jednak jest radośnie, po prostu; mam kontakt z tyloma wspaniałymi osobami. Przeczytaj (np.) kolejny post.
I jakkolwiek jestem szczęśliwa, że nie tylko ja postrzegam Zygmunta jako szczególną osobę, nie to jest najważniejsze. Ważniejsze jest - by Metoda, którą opracował i praktykował przez półwiecze, żyła i przynosiła pożytek kolejnym osobom, które zechcą z niej skorzystać. Pozdrawiam