Chcąc-nie chcąc podzieliłam post na dwie części. Gdy skończyłam
pisać okazało się, że tekstu jest stanowczo za dużo na jedną blogową stronę. Nie dobrze, gdy blogowa strona jest przegadana, część 1. - w poprzednim poście.
Powinnam była skończyć wywód choćby dlatego, że (...) w czasie przerwy aktorom nie wolno
rozmawiać ani nawet szeptać między sobą (...), dla większości uczniów ćwiczenia
te są stosunkowo nowe. Aparat mowy nie zdążył się jeszcze przystosować do tego
typu technik (...) Milczenie jest najlepszym sposobem ochrony narządów mowy,
które uległy niejakiemu działaniu tych ćwiczeń (...) s. 173, 191.
Cóż, akurat
nie ćwiczyłam, a tyle jest wciąż do wyjaśnienia...
Przytoczę
zatem kolejne myśli, zawarte w Treningu
aktora, to notatki Franza Marijnena poczynione w 1966
w Brukseli (s. 168 - 196) choćby dlatego, że można tam znaleźć i takie zdania
Grotowskiego: (...) Najbardziej podstawowym błędem, który wymaga jak
najszybszego skorygowania, jest sforsowanie głosu w wyniku zapomnienia, że
należy mówić ciałem. Moja główna zasada brzmi: nie myśl o aparacie mowy, nie
myśl o słowach, tylko reaguj - reaguj swoim ciałem. Ciało stanowi pierwszy
wibrator i rezonator. (s. 177). Kręgosłup jest centrum ekspresji. Jednak to z
bioder wychodzi impuls stanowiący źródło ruchu. Każdy żywy impuls zaczyna się w
tej okolicy, nawet jeśli z zewnątrz tego nie widać (s. 183). (...) ćwiczenie
musi zaczynać się w ciele, w kręgosłupie i w tułowiu. Ten proces musi być
widoczny (...) nigdy nie robić nic, co nie zgadza się z waszym żywym impulsem,
nic, za co sami nie możecie wziąć odpowiedzialności (s. 184).
Dodatkowe wyjaśnienia po ćwiczeniach (s. 185) mam nadzieję - nie wzbudzą nerwowego chichotu,
bo (...) wszystkie ćwiczenia wykonywać w
ubraniu ograniczonym do minimum. Praktycznie nago. Nic nie powinno hamować
ruchu. Przede wszystkim - żadnego obuwia, które przeszkadza stopie żyć, ruszać
się. Stopy muszą dotykać podłogi. Kontakt z nią ma sprawić, że ożyją (...).
Kiedy
opanuje się ćwiczenia na tyle, że można wykonać ich cykl bez większych
przeszkód technicznych, można zacząć włączać improwizację. Ćwiczenia stanowią
wówczas tylko pretekst, „szczegół” (...) Jakiekolwiek przygotowanie jest
zabronione (...) Potrzebna jest tylko autentyczność, która jest absolutnie
konieczna (...) w przeciwnym razie cała naturalność zostanie zniszczona. Co
więcej, cała improwizacja straci sens, jeśli szczegóły nie zostaną wykonane
precyzyjnie (s. 185).
Głównym błędem jest brak ciągłości (ćwiczeń) oraz
utrata równowagi w różnych pozycjach. Winą należy obarczyć przede wszystkim
pośpiech (...) Dokonując poprawek, należy zawsze szukać
źródeł błędu, nie skupiając się zanadto na samym błędzie (...), dlatego
(Cieślak) skupia uwagę na dziewczynie, która lądując na podłodze po wykonaniu
przewrotu, najwidoczniej nie wie, po co to robi. To błąd. Zabrakło skojarzenia.
(...) błąd pojawił się jako rezultat przeszkody natury technicznej. Pewien gest
został przygotowany zawczasu i zablokował ciągłość ćwiczenia. Należy unikać
przygotowanych gestów. Dopiero w momencie wykonywania gestu musi się on
połączyć ze spontanicznie pojawiającym się skojarzeniem (s. 187).
(...)Dopasowując
do siebie różne części ćwiczenia, przez cały czas trzeba szukać, jak najlepiej
to wykonać bez próby włączania nowych skojarzeń. Tylko mając doskonałą kontrolę
nad różnymi ćwiczeniami, można wykonać cały cykl działań wokół pewnego,
znalezionego wcześniej skojarzenia. Partytura poszczególnych ćwiczeń nie jest
ustalona raz na zawsze. Każdy musi eksperymentować na własną rękę, aby znaleźć
właściwe pozycje i metody realizacji (s. 188).
Wróćmy do
głosu: Obudzenie głosu, - wywołanie
echa: rozmowa ze ścianą, z sufitem, z podłogą itd.
(...) Gdy oczekujesz odpowiedzi ze strony ściany w
postaci echa, całe twoje ciało musi być gotowe, aby zareagować na ewentualną
odpowiedź (...) musisz uczynić to wpierw swoim ciałem. To jest żywe. (...) Aktor
musi reagować na to, co na zewnątrz, atakując przestrzeń wokół siebie,
pozostając przez cały czas w kontakcie z innym człowiekiem lub z innymi ludźmi.
Nie wolno mu słuchać samego siebie, ponieważ prowadzi to do introwersji głosu. Często
zdarza się jednak, ze aktor nie potrafi oprzeć się pokusie, by słuchać siebie -
wówczas powinien wsłuchać się w echo swojego głosu (s. 189).
(...) Aby
określić typ głosu dwóch uczniów, Grotowski prosi ich, aby zagrali ze sobą w
grę konwersacyjną. Na początku partnerzy dokładnie się sobie przyglądają, by
tym sposobem dowiedzieć się, którą częścią ciała będą prowadzić ze sobą dialog.
Następnie Grotowski prosi o wykonanie ćwiczenia, które przygotuje wszystkie
części ciała na kontakt z partnerem, czy też raczej je uruchamia: stopy, kolana, uda, podbrzusze i brzuch,
klatkę piersiową, ramiona i ręce. Ciało rozmawia. Po tych ćwiczeniach
wprowadzających włączony zostaje głos (s. 145).
Czy ma znaczenie, jakiego tekstu
używa się w tych ćwiczeniach: „Nie sądzę, aby tekst
odgrywał tutaj dużą rolę. Chodzi mi o to, że może to być tekst przypadkowy,
wręcz powinien być przypadkowy. Ważne jest, aby tekst obdarzony został dzięki
technice ciała i głosu zainteresowaniem, z jakim w normalnych okolicznościach
by się nie spotkał. Za sprawą tych ćwiczeń, technik ruchu i głosu spróbujcie
skupić na sobie uwagę. Podczas przedstawienia będzie to uwaga widzów” (s. 191).
(...) Jeśli opanuje się wszystkie techniki głosowe, można wywołać rezonans w
najbardziej nieprawdopodobnych częściach ciała. Chcąc wejść w bezpośredni
kontakt z publicznością czy wygłosić przemówienie, trzeba umieć uruchomić
główne rezonatory. (...) Głos jest jak ramię, które musi dotknąć wskazanego
punktu (...).
I można to
zrobić, uwierzcie lub sprawdźcie, śpiewem można zrzucić kartkę papieru z dłoni
oddalonej o metr osoby, poruszyć płomień umieszczony z tyłu głowy - gdy
uruchamia się rezonans potylicy lub nawet...rozbić szklankę jedynie siłą wibracji. Oczywiście
trzeba opanować technikę, oczywiście niezbędna jest dyscyplina.
Tylko uwaga:
unikaj jakiejkolwiek symetrii ruchu, nie kształcisz się po to, by zostać
gimnastykiem. Nigdy nie oglądaj się na
innych, a przede wszystkim nie kopiuj efektów, jakie osiągają. Ludzie wokół
ciebie nie istnieją. To, co robisz, należy do twego intymnego „ja” i nie
dotyczy nikogo poza tobą samym (s. 195).
Dobrze
to sobie zapamiętajcie: ciało powinno działać pierwsze. Po nim przychodzi kolej
na głos.
Jeśli zabieracie się za coś, musicie się w pełni w to zaangażować.
Musicie wejść w to w stu procentach, całym ciałem, całym umysłem, ze wszystkimi
indywidualnymi, najintymniejszymi skojarzeniami (...) Przede wszystkim musicie
reagować fizycznie na wszystko, co wywiera na nas wpływ. Zanim zareagujecie
głosem, musi nastąpić reakcja ciałem. Myśląc, myślcie ciałem. Lepiej jednak nie
myśleć, ale działać, podejmować ryzyko. Kiedy mówię, abyście nie myśleli, mam
na myśli głowę. Oczywiście musicie myśleć, ale ciałem, logicznie, z precyzją i
odpowiedzialnością. Musicie myśleć całym ciałem za pomocą działań. Nie myślcie
o efekcie i rzecz jasna o tym, jak piękny mógłby być ten efekt. Zawsze będzie
piękny, jeśli wyłoni się spontanicznie i organicznie, niczym żywe impulsy, i
zostanie ostatecznie opanowany; będzie o wiele piękniejszy niż wszystkie
wykalkulowane efekty razem wzięte. ( s. 196).
Tak więc
dosyć filozofii. Według Grotowskiego...filozofia pojawia się zawsze po technice” (s. 193).
Tak sobie czytam Ewo te zapiski, pełna podziwu nad zgłębieniem tematu, przecież wcale niełatwego i powiem ci, że tak jak Grotowski uczy tutaj metody pozawerbalnego wyrażania uczuć, intencji, tak ja mogę powiedzieć, że podobna nauka powinna być przypisana widzowi. Nie wiem, dlaczego, widz teatralny ma zahamowania, bo to na żywo i głupio. Nie wiem, dlazego nie zachowujemy żywiołowości dzieci, która potrafią nawet krzyczeć podczas przedstawienia. Nie mówię, żeby wykrzykiwać będąc już dorosłym, ale mam wrażenie, ze ludzie się izolują od wzruszeń, kiedy są na widowni. Kilka raz zdarzyło mi się popłakać w teatrze. Patrzyli na mnie jak na niespełna rozumu kobietę.
OdpowiedzUsuńWitaj Kasiu. Poruszyłaś temat bardzo ważny - widz w teatrze! "Czego w teatrze tego typu oczekujecie od widza?" - Nowy testament teatru, rozmowa Eugenio Barby z J. Grotowskim w 1964. Na str. 29 i 38 "Ku teatrowi ubogiemu" są ówczesne założenia. (...) Potrzebny jest przynajmniej jeden widz, aby zaistniało przedstawienie (...) Ponieważ nasz teatr składa się tylko z aktora i widza, możemy jednemu i drugiemu stawiać szczególne wymagania. I jeśli nie możemy wyszkolić widza - przynajmniej nie w sposób systematyczny - to bez wątpienia możemy ukształtować aktora (...) Nie zwracamy się również do widzów, którzy traktują teatr jako miejsce odprężenia po trudach całego dnia (...) Dla nas ważny jest widz w stadium rozwoju duchowego, znajdujący się jakby na zakręcie psychicznym, szukający w widowisku klucza do poznania siebie i swojego "miejsca na ziemi". Nie jest nim żaden z tych, którzy osiągnęli 'małą stabilizację' duchową, którzy szczycą się nieomylną wiedzą na temat dobra i zła i nie zaznają żadnych wątpliwości. Nie do takich odbiorców zwracali się El Greco, Norwid, Dostojewski, Thomas Mann, ale to tych, którzy żyją w nieustannym procesie przeobrażeń wewnętrznych, których niepokój nie jest płytki, lecz prowadzi do poszukiwań prawdy o sobie i swoim przeznaczeniu. Kolejnymi są odpowiedzi na temat: A więc teatr dla wybranych, teatr elitarny? (s.38-40) - ze zrozumiałych względów - tu - dalszych założeń nie przytoczę.
OdpowiedzUsuńPrzedstawienia "13 rzędów" toczyły się nie tylko z- lecz wręcz wśród publiczności. Nie wielkiej publiczności, ale jedynie dlatego, że sala była maleńka. Rola publiczności w przedstawieniach Grotowskiego zmieniała się, w ostatnim "Książę niezłomny" stała się zewnętrznym świadkiem, 'podglądaczem'.
Kolejny etap badań Grota publiczności już w ogóle nie przewidywał. M.in. ten właśnie fakt, spowodował odejście Staniewskiego, którego interesował teatr jako relacja aktor-widz. Wspominam Staniewskiego, bo (zdaje się) pracowałaś w Gardzienicach.
Z moich obserwacji wynika, że coraz częściej dzisiejszy widz zachowuje się w teatrze jak na 'koncercie rockowym'. Mnie zdarza się nawet - wykrzykiwać różne WOW. Ale większość tego nie robi. Wciąż nie wiemy czy można, czy przystoi.
Nie stawiamy sobie sztucznych barier? Tacy włosi: w operze publiczność potrafi się nawet pobić. Czego dzisiejsi twórcy spodziewają się po publiczności, do czego im jest potrzebna?
Nie, nie pracowałam w Gardzienicach, byłam tam na przedstawieniu, nie pamiętam tytułu, ale była to jakaś tragedia grecka w awangardowym wydaniu. Publiczność była tam integralną częścią przedstawienia, a potem można było zostać i przy herbacie i pierogach dyskutować o tym, co się właśnie obejrzało. Podobało mi się takie podejście, bo ja często długo nie mogę ochłonąć po spektaklu i bym na ten temat chętnie porozmawiała, ale albo się ludzie do domu śpieszą, albo po prostu nie mają ochoty, jakby z nich powietrze uszło.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, że widz u Grotowskiego musi być inny, taki, od którego można więcej wymagać, ale i on wymaga czegoś innego niż li tylko historia dobrze opowiedziana. Przyznam się, że nie jestem dobrym materiałem, bo mnie takie praktyki, widziałam na video, niepokoją, pozostawiają w jakimś rozedrganiu i rozchwianiu. Ale co tam video, to trzeba by było zobaczyć. Może kiedyś?
kasiu, podrzucam ci "Gardzienice. W drodze do Grecji" rozmowę z Leszkiem Kolankiewiczem z '04. Może przywoła wspomnienia. http://www.pk.org.pl/artykul.php?id=229&krajePage=3.
OdpowiedzUsuńO projektach W. Staniewskiego łatwo znaleźć w sieci wiele informacji. Może kiedyś poczujesz potrzebę, by zapoznać się z nimi bliżej.
Od dawna już nie ma 'widza Grotowskiego', okres teatralny minął. Nie potrafię w komentarzach zamieścić 'czynnego' linku; ale kropelkę wiedzy znajdziesz np. w kompilacji filmowej TVP Polonia: Jerzy Grotowski - Laboratorio - (Discussione con Eugenio Barba).avi http://www.youtube.com/watch?v=MkGTzUP07YA może ci umilić długie wieczory, które już tuż, tuż.
Masz rację, ludzie spieszą się i niechętnie podejmują dyskusje. Pewnie boją się, że wypadną nie dostatecznie kompetentnie.
Raczej nie potrzebnie obawiasz się, że praktyki związane ze szkoleniem głosu poprzez ciało (np.) bardziej niepokoją, powodują rozedrganie, rozchwianie niż przynoszą pozytywny skutek. Fakty wskazują na wprost przeciwny skutek. Fizyczny aspekt metody też nie przekracza umiejętności motorycznych 'przeciętnego' studenta.
A to, że jesteś wrażliwa i emocjonalna to twoja zaleta. Sądzę, że taki widz jest oczekiwany przez każdego reżysera.
Choć nie mogę oczywiście zaprosić cię na żaden spektakl teatru "Laboratorium", bo to trzydzieści kilka lat za późno, mogę polecić jednak spektakle wrocławskich teatrów: ZAR i "Pieśń Kozła". Dlaczego? Dwa moje ostatnie posty informujące o nagrodach Festiwalu Fringe 2012 w Edynburgu (24 i 25.08) mogą ci wiele wyjaśnić, jeśli będziesz miała ochotę je przeczytać.
Pozdrawiam serdecznie mieszkanko Irlandii :)
Wiem, że praktyki nie przynoszą szkody, bo inaczej by ich nie stosowano, ale mnie osobiście to niepokoi i jakoś tak uwiera. No, ale ja nie jestem twórcą, ani odtwórcą, a obserwatorem, przez to może mnie coś dotykać inaczej niż uczestnika takiego treningu.
UsuńDziękuję ci za linki, chętnie pooglądam czy poczytam, jednakże muszę się przyznać, że nie czuję imperatywu teoretycznego zgłębiania teatru, bo ja raczej ten rodzaj sztuki odbieram impresjonistycznie, nie muszę wiedzieć, jak pędzel chodził, jaka technika, ale odczuwam głód wrażeń. Być w teatrze, czuć zapach szminki i widzieć aktorów, odczuwać emocje, które niesie ich gra, o tak, ale czytanie zamiast, zgłębianie tematu teoretycznie to już nie. Wiem, że to jest mądrzejsze, ale ja wolę odbierać na żywca, na świeżo, nie chcę być naznaczona milionem opracowań i tym, co inni chcą,żebym ja ze sztuki czerpała. Dostaję to, co jestem w stanie unieść i czego chcę doświadczyć, a reszta to już domena naukowców i specjalistów od tematu. To nie jest tak, że ja nie czytam o tym zupełnie, że nie zbieram doświadczeń i ich sobie nie przemyśliwam, nie porównuję, chociażby środków wyrazu, jak one się zmieniają, jak teatr ewoluuje, jak ta sama sztuka jest prezentowana teraz, a jak kiedyś (dlatego lubię oglądać te same w różnym wydaniu co jakiś czas). Chcę jak najdłużej zachować świeżość percepcji, będąc starym widzem, jak najmniej być starym wyjadaczem, a pozostać takim prawdziwkiem z nerwami na wierzchu. Boję się, że wchodząc w rozważania teoretyczne już na zawsze zgubię naiwność, która paradoksalnie pomaga widzowi przeżywać mocniej. Chcę wierzyć, że królowa jest królową, nie panią smażącą kotlety, a wieczorem zaliczającą dwudziesty spektakl.
Mam nadzieję, że cię nie uraziłam, chciałabym, żebyś zrozumiała, dlaczego ja nie zgłębiam 'na piśmie'
Rozmowy to co innego, słuchasz mądrzejszych, czasem coś dodasz, coś zapamiętasz, chwila, spojrzenia, tembr głosu, to zawsze pozostanie wraz z treścią. Ale takich rozmów coraz mniej. Żal
kasiu, to co piszesz jest fantastyczne.
OdpowiedzUsuńOd razu wyjaśniam, nie myślę skłaniać cię do zdobywania teoretycznych szlifów. Widz który potrafi i chce odbierać wrażenia tak szczerze, świeżo, radośnie, otwarcie - wzbudza zachwyt. Świeżość percepcji, wyczulone zmysły, wiara w świat sceniczny - na czas trwania czarów - to piękne. Oby ci to zostało na zawsze.
W materiałach, które ci poleciłam możesz znaleźć odpowiedzi na pytania o rolę widza w Teatrze Grotowskiego na różnych etapach badań, o 'antycznym' spektaklu w Gardzienicach, o kolejnych etapach prac aktorów "Laboratorium". Resztę (po prostu) przeleć wzrokiem. 'Inni' pewnie przekazują wiedzę lepiej niż ja; można sprawdzić nie obawiając się utraty 'naiwności'.
Nie musisz zapewniać, że dużo czytasz i analizujesz, to dla mnie jasne!
Życzę ci spektakli po których publiczność i twórcy zechcą porozmawiać o odczuciach i uczuciach, abyś nigdy nie wychodziła z żalem niedopowiedzenia. Byś mogła uspokoić po-spektaklowe emocje.
Wbrew pozorom wykonawcy też bardzo tego potrzebują.
Po spektaklach buchają energią; 'tłuką' się po domu czy hotelowych pokojach - by wyciszyć rozedrgane zmysły.
Pozdrawiam :)
Dziękuję. Poczytam na pewno
UsuńPS jeszcze zdań parę nt. roli widza w teatrze Grotowskiego:
OdpowiedzUsuńGrotowski budował swój "program", wnikliwie badając relację pomiędzy sceną a widownią i - w konsekwencji - pomiędzy aktorem i widzem. W Siakuntali widzowie przejęli rolę bohatera zbiorowego, w Dziadach traktowano ich jak uczestników obrzędu, w Kordianie byli pacjentami zakładu psychiatrycznego, zaś w Fauście wcielali się w postać spowiednika głównego bohatera. W tym czasie reżyser razem z zespołem skupił się przede wszystkim na poszukiwaniu nowej formy wyrazu aktorskiego, dla którego szczególne znaczenie miała praca nad Siakuntalą. W przedstawieniu "badaliśmy - jak mówi Grotowski - możliwości tworzenia znaków w teatrze europejskim. Robiliśmy to w intencji nie pozbawionej złośliwości: chcieliśmy stworzyć spektakl, który dawałby obraz teatru orientalnego, nie autentyczny jednak, ale taki, jak go sobie wyobrażają Europejczycy. [...] Ale pod powierzchnią tych poszukiwań ironicznych i skierowanych przeciwko widzowi tkwił ukryty zamiar - dążność do odkrycia systemu znaków stosownych dla naszego teatru, dla naszej cywilizacji." Grotowski przyznawał, że droga ta musiała prowadzić do stworzenia znaku, który jest sztampą, ale równocześnie to właśnie praca nad tym spektaklem doprowadziła do, jak mówi: "podjęcia poszukiwań w domenie organicznych reakcji ludzkich, by je następnie strukturalizować. To właśnie utworzyło, jak sądzę, ową najbardziej płodną przygodę naszego Zespołu, czyli badania w dziedzinie aktorstwa". (Jerzy Grotowski, "Teatr a rytuał", "Dialog" 1969 nr 8.