poniedziałek, 3 czerwca 2013

Tadeusz i Zygmunt

Tato i Mąż, gdy rozumni, wiele mogą wnieść w życie kobiety. 

I ja i oni obaj mieliśmy szczęście, mogłam lubić i cenić obu. 

I to się szczęśliwie nie zmienia, choć zmieniło się tak wiele, 

gdy obu  ich nie ma już - na wyciągnięcie ręki.                          

                                                 W domu rodzinnym 
                                    Oni obaj także się lubili, i pewnie nadal lubią.
                                 Choćby... spędzać czas w swoim towarzystwie.      
                                                     Spacer po Berlinie 

"A będzie tam Zygmuś ?" to jedno z ostatnich pytań, które w trakcie naszych spokojnych pogwarek o nieuchronności  i bliskości przejścia zadał mi Tato. O tak, będą tam wszyscy... czekają.

Nasze wyobrażenia, tęsknoty i czuła pamięć pozostały. Ich niegdysiejszą bujną cielesność, ciekawe życie - mgnienie jeno, gdy patrzeć na nie z perspektywy niezmierzoności czasu, pochowaliśmy, w gronie rodziny i przyjaciół śpiewając dla nich, bo obaj bardzo słuchać śpiewu i śpiewać lubili. To co było w nich cielesnością i doczesnością - pozostaje na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.
                                     Tato - na polu 20. w pierwszym rzędzie
                                     Zygmunt spoczywa - na polu 7. w trzecim rzędzie
           kilka metrów za rozłożystym dębem, to dęby były jego ulubionymi drzewami.
       
          Trzecia rocznica śmierci: czwartek, 6 czerwca 2013 r. Zmarł 6.06.2010  

14 komentarzy:

  1. Ewo,
    Niezwykłe jest to pierwsze zdjęcie. Ty, kobieta, trzymająca ręce w kształcie parasola ochronnego nad dwoma mężczyznami. Jakie było by ich życie bez Ciebie, bez Twojej troski, opieki, dobrych słów? To już trzecia rocznica...trzecia, w której Ci duchowo towarzyszę. Najważniejsza jest pamięć, a dzięki tobie wielu nadal pamięta. Serdeczne uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. holly, piszę komentarz ponownie. W ferworze kasowania nękających mnie spam-owców usunęłam i poprzednią odpowiedź.

    Właśnie, ja kobieta; jak napisałam mieli szczęście. Ja zresztą też miałam. Dzięki temu jacy obaj byli nie czułam dyskomfortu poświęcając energię i czas by troszczyć się.
    Przyznasz, nie zawsze jest to łatwe i proste. Nie często spotyka się też z wdzięcznością.

    Dziękuję, że mi towarzyszysz, czuję ważkość tego uczucia i nie uważam, że jest tylko duchowe.

    To wielka radość, że tak wiele osób pamięta. Na dodatek wiele osób nawet o mnie nie słyszało :)
    "Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci" Wisława Szymborska
    Uściski wzajemne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewo, piękny wpis! Dzięki, że dzielisz się mądrze i szczerze tym, co było i tym, co trwa. Inspirujesz. Serdecznie w tę smutną rocznicę - Bee

    OdpowiedzUsuń
  4. Bee, dla ścibolącej na blogu myśli niedouczesane wielką jest radością usłyszeć, że (przynajmniej raz na czas) robi to mądrze i inspirująco. Temat tego wpisu wyjawia oczywiście smuteczki piszącej, mam nadzieję jednak, że widać tu też i radość z tego co było i jest. Czas rocznic, to tylko nieliczne dni, w których przystajemy, by pomyśleć o tym o czym pomyśleć warto. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, Twój życiowy optymizm i energia przebijają wszelkie smutki! A przy okazji - cudny, wiele mówiący portret rodzinny...

      Usuń
    2. Bee, 1/ dziękuję, że pokonujesz wytrwale KODY OBRAZKOWE, które zmuszona byłam wdrożyć ze względu na tych wstrętnych, mechanicznych spam'owców.
      2/ Bo też rodzina owa do tuzinkowych nie należy :)
      Dziękuję, za kolejne dodające skrzydeł słówka. Czułe? :)

      Usuń
    3. Ma się rozumieć! I prawdziwe :)

      Usuń
    4. Miło słyszeć i widzieć potwierdzenie :)

      Usuń
  5. Ewo, Ty moja Strażniczko Pamięci. Aż mmnie dreszcze przeszły, napisałaś to, tak jak już Bee powiedziała: szczerze i mądrze. Doczesność to jedna rzecz, dzięki komuś takiemu jak Ty, Zygmunt i również Twój Tato, trwają dalej, ponownie nabierają realności. Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  6. czaro, Propagatorką jestem; Strażniczka mogłaby 'się kojarzyć'. Nie miałam zamiaru budzić dreszczy (aż), szczególnie u mieszkanki wytwornego Paryża.
    Z biegiem lat, wbrew pozorom, coraz więcej 'rzeczy' wydaje się realnymi. Prawie każdy kiedyś tego doświadczy.
    Dobrze słyszeć, że dwaj mężczyźni tak ważni w moim życiu stają się (prawie) namacalni dzięki wpisom na blogu.
    Pozdrawiam równie ciepło, ciepła nam trzeba gdy plucha i 'plucha' - w koło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę może poza głównym nurtem, ale muszę nadmienić, że rozumni ludzie wnoszą światełko bezcenne. Rzucają ja lekko, od tak, a ono sobie potem świeci i rozświetla.
    Niniejszym wyznaję: I Love You, Wroc-love`ianko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O Matko Kochana, że za Alutką (klasykiem niewątpliwym) zakrzyknę - 'tamaryszku'.
    Przecie ja - too ! Bo kogó'ż łacniej kochać niż mistrza niewątpliwego, choć nie klasyka, szczęśliwie? Ja rozumna, ja światełko i ja... od tak sobie... Czas mi umierać, czas jak nic! A co tam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Taaa...mistrz. Jeno dwa błędy posadziłam w powyższym krótkim (acz szczerym i treściwym) wyznaniu.
    Powinno być: "Rzucają je lekko, ot tak....."
    No ale Ty lekko w lot pojęłaś i nie wytknęłaś.

    Co do "A co tam", to może Tobie jest po buddyjsku wszystko jedno, ale ja wolę tę lepszą wersję. Światło tu i teraz, bez abażuru. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. tamaryszku, pękniesz ze śmiechu, a godnie pochowani przewrócą się, gdzie by tam...
    Abażury, lub brak ich raczej, fakt, wielkopolska specjalność. U nich to nawet klosze są, i to w różnych kształtach i poszyciach. Nie wiem jak wówczas światło się prezentuje, analiz trzeba. Niech i buddyjskie byłyby.
    Jedno e czy a, czy to starowinka widzi, rozważa tym bardziej? Czuje; to jej wystarcza, gdy - a co tam - nie tak daleko. Wciórności, eh...

    OdpowiedzUsuń