Tato i Mąż, gdy rozumni, wiele mogą wnieść w życie kobiety.
I ja i oni obaj mieliśmy szczęście, mogłam lubić i cenić obu.
I to się szczęśliwie nie zmienia, choć zmieniło się tak wiele,
gdy obu ich nie ma już - na wyciągnięcie ręki.
W domu rodzinnym
Oni obaj także się lubili, i pewnie nadal lubią.
Choćby... spędzać czas w swoim towarzystwie.
Spacer po Berlinie
"A będzie tam Zygmuś ?" to jedno z ostatnich pytań, które w trakcie naszych spokojnych pogwarek o nieuchronności i bliskości przejścia zadał mi Tato. O tak, będą tam wszyscy... czekają.
Nasze wyobrażenia, tęsknoty i czuła pamięć pozostały. Ich niegdysiejszą bujną cielesność, ciekawe życie - mgnienie jeno, gdy patrzeć na nie z perspektywy niezmierzoności czasu, pochowaliśmy, w gronie rodziny i przyjaciół śpiewając dla nich, bo obaj bardzo słuchać śpiewu i śpiewać lubili. To co było w nich cielesnością i doczesnością - pozostaje na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.
Tato - na polu 20. w pierwszym rzędzieZygmunt spoczywa - na polu 7. w trzecim rzędzie
kilka metrów za rozłożystym dębem, to dęby były jego ulubionymi drzewami.
Trzecia rocznica śmierci: czwartek, 6 czerwca 2013 r. Zmarł 6.06.2010
Ewo,
OdpowiedzUsuńNiezwykłe jest to pierwsze zdjęcie. Ty, kobieta, trzymająca ręce w kształcie parasola ochronnego nad dwoma mężczyznami. Jakie było by ich życie bez Ciebie, bez Twojej troski, opieki, dobrych słów? To już trzecia rocznica...trzecia, w której Ci duchowo towarzyszę. Najważniejsza jest pamięć, a dzięki tobie wielu nadal pamięta. Serdeczne uściski!
holly, piszę komentarz ponownie. W ferworze kasowania nękających mnie spam-owców usunęłam i poprzednią odpowiedź.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, ja kobieta; jak napisałam mieli szczęście. Ja zresztą też miałam. Dzięki temu jacy obaj byli nie czułam dyskomfortu poświęcając energię i czas by troszczyć się.
Przyznasz, nie zawsze jest to łatwe i proste. Nie często spotyka się też z wdzięcznością.
Dziękuję, że mi towarzyszysz, czuję ważkość tego uczucia i nie uważam, że jest tylko duchowe.
To wielka radość, że tak wiele osób pamięta. Na dodatek wiele osób nawet o mnie nie słyszało :)
"Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci" Wisława Szymborska
Uściski wzajemne.
Ewo, piękny wpis! Dzięki, że dzielisz się mądrze i szczerze tym, co było i tym, co trwa. Inspirujesz. Serdecznie w tę smutną rocznicę - Bee
OdpowiedzUsuńBee, dla ścibolącej na blogu myśli niedouczesane wielką jest radością usłyszeć, że (przynajmniej raz na czas) robi to mądrze i inspirująco. Temat tego wpisu wyjawia oczywiście smuteczki piszącej, mam nadzieję jednak, że widać tu też i radość z tego co było i jest. Czas rocznic, to tylko nieliczne dni, w których przystajemy, by pomyśleć o tym o czym pomyśleć warto. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKochana, Twój życiowy optymizm i energia przebijają wszelkie smutki! A przy okazji - cudny, wiele mówiący portret rodzinny...
UsuńBee, 1/ dziękuję, że pokonujesz wytrwale KODY OBRAZKOWE, które zmuszona byłam wdrożyć ze względu na tych wstrętnych, mechanicznych spam'owców.
Usuń2/ Bo też rodzina owa do tuzinkowych nie należy :)
Dziękuję, za kolejne dodające skrzydeł słówka. Czułe? :)
Ma się rozumieć! I prawdziwe :)
UsuńMiło słyszeć i widzieć potwierdzenie :)
UsuńEwo, Ty moja Strażniczko Pamięci. Aż mmnie dreszcze przeszły, napisałaś to, tak jak już Bee powiedziała: szczerze i mądrze. Doczesność to jedna rzecz, dzięki komuś takiemu jak Ty, Zygmunt i również Twój Tato, trwają dalej, ponownie nabierają realności. Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.
OdpowiedzUsuńczaro, Propagatorką jestem; Strażniczka mogłaby 'się kojarzyć'. Nie miałam zamiaru budzić dreszczy (aż), szczególnie u mieszkanki wytwornego Paryża.
OdpowiedzUsuńZ biegiem lat, wbrew pozorom, coraz więcej 'rzeczy' wydaje się realnymi. Prawie każdy kiedyś tego doświadczy.
Dobrze słyszeć, że dwaj mężczyźni tak ważni w moim życiu stają się (prawie) namacalni dzięki wpisom na blogu.
Pozdrawiam równie ciepło, ciepła nam trzeba gdy plucha i 'plucha' - w koło.
Trochę może poza głównym nurtem, ale muszę nadmienić, że rozumni ludzie wnoszą światełko bezcenne. Rzucają ja lekko, od tak, a ono sobie potem świeci i rozświetla.
OdpowiedzUsuńNiniejszym wyznaję: I Love You, Wroc-love`ianko :)
O Matko Kochana, że za Alutką (klasykiem niewątpliwym) zakrzyknę - 'tamaryszku'.
OdpowiedzUsuńPrzecie ja - too ! Bo kogó'ż łacniej kochać niż mistrza niewątpliwego, choć nie klasyka, szczęśliwie? Ja rozumna, ja światełko i ja... od tak sobie... Czas mi umierać, czas jak nic! A co tam...
Taaa...mistrz. Jeno dwa błędy posadziłam w powyższym krótkim (acz szczerym i treściwym) wyznaniu.
OdpowiedzUsuńPowinno być: "Rzucają je lekko, ot tak....."
No ale Ty lekko w lot pojęłaś i nie wytknęłaś.
Co do "A co tam", to może Tobie jest po buddyjsku wszystko jedno, ale ja wolę tę lepszą wersję. Światło tu i teraz, bez abażuru. ;)
tamaryszku, pękniesz ze śmiechu, a godnie pochowani przewrócą się, gdzie by tam...
OdpowiedzUsuńAbażury, lub brak ich raczej, fakt, wielkopolska specjalność. U nich to nawet klosze są, i to w różnych kształtach i poszyciach. Nie wiem jak wówczas światło się prezentuje, analiz trzeba. Niech i buddyjskie byłyby.
Jedno e czy a, czy to starowinka widzi, rozważa tym bardziej? Czuje; to jej wystarcza, gdy - a co tam - nie tak daleko. Wciórności, eh...