niedziela, 23 lutego 2014

Takie tam, uszczypliwostki?

"Zygmunt ,był mężczyzną niewielkiego wzrostu, harmonijnej budowy ciała, więc – także dzięki swemu sposobowi noszenia się – wyglądał na wyższego. Miał okrągłą głowę, okrągłą twarz i sylwetkę, która według tradycyjnych kryteriów aktorskiego emploi kwalifikowałaby go do roli "postaci z ludu", lub przebiegłego sługi, biorącego udział w fanaberiach pańskich, ale który „swoje wie”. I lojalnie pomaga panu w urzeczywistnianiu jego przedziwnych pomysłów".

1997.09.04, Opole, Galeria Sztuki Współczesnej Aneks, wernisaż wystawy -Teatr 13 Rzędów i Teatr Laboratorium 13 Rzędów Jerzego Grotowskiego w Opolu.
Zygmunt na pierwszym planie

fot. Tadeusz Parcej

"Kiedyś tłumaczył mi, że tak naprawdę źródłem głosu jest ziemia. Proces zaczyna się pomiędzy ziemią a uniesioną piętą człowieka; to tam rodzi się impuls, który ogarnia całe ciało i który kulminuje w działaniu głosem. 
Nie sądzę, aby wiedzę tę czerpał z lektur, z taoistycznej wizji człowieka jako istoty rozpiętej pomiędzy ziemią a niebem.
Ta Zygmuntowa ziemia – to zapewne nie tylko podłoga sali, z którą dynamiczny kontakt stanowi oparcie dla pracy organizmu, nie tylko figura poetycka, mająca pobudzać wyobraźnię ucznia-stażysty – ale chyba i ziemia galicyjskiej wsi, którą kiedyś uprawiali nieodlegli przodkowie majstra Body and Voice".

Ten tekst, powstał krótko po śmierci Zygmunta. Miał pewnie oddać przywiązanie do wieloletniego kolegi, miał być dowodem docenienia jego wkładu pracy. Pracy oddanej, wykonywanej bez taryfy ulgowej, skrajnie zaangażowanej. Nie bez znaczenia pracy; i dla Teatru i jego całościowej myśli teoretycznej, badawczej, czy praktycznej. A wyszły, takie tam... 

Niebawem ukaże się kolejna, monumentalna księga Ludwika, bardzo jej jestem ciekawa. Na jej potrzeby wyraziłam zgodę na bezinteresowne wykorzystanie prywatnych zdjęć, namówiłam kolejną osobę do podobnego gestu. Mam nadzieję nie żałować 'szczodrości'... Bo nie chciałabym czytać ponownie rewelacji, podobnych tym zacytowanym. Czy kolejnych, które po otwarciu linku są dostępne. Takich choćby, że w szpitalu wiązano Zygmunta do łóżka pasami i rzemieniami, bo (jakoby)... rzucał się kurczowo i napinał. Bo po 1/ byłam tam codziennie, więc mam powody myśleć na ten temat odmiennie, 2/ mój brat cioteczny jest na tym oddziale ordynatorem, i nigdy na podobne brewerie nie pozwoliłby. Ale rozumiem, to może być 'licentia poetica'.

Męczy mnie też już dość dotkliwie skłonność (zbyt) wielu opiniotwórczych osób, do rozpatrywania Zygmunta wyłącznie poprzez pryzmat zewnętrzności, genów, czy cech charakteru. Jeśli o wygląd choćby chodzi, było z nim całkiem, całkiem. W cytowanym linku są dodatkowe 2 zdjęcia obu panów, chyba wiem, który wygrywał kompetycję 'wygląd'. Inne kompetycje? dajmy spokój...

Będąc wraz z Z.M. w "garstce" członków założycieli późniejszego "Laboratorium", Ludwik, zdaje się nie lubić faktu, że po Zygmuncie zostają nie tylko słowa... Kiedyś "tłumaczył mi" napisał, bo tak, wiele tłumaczeń w sprawach praktycznego aspektu pracy teatru potrzebował. I nie ma w tym nic wstydliwego, po prostu miał inne zadania w zespole. Czas zatem, by wszelkie urazy (jeśli są) zasnęły snem sprawiedliwego, bo nawet jeśli są ledwie podskórne, wprawne oko je wypatrzy. 

Naprawdę lubię cię i cenię Ludwiku, doceniasz to?
  Ludwik Flaszen, autor wspomnienia i Zygmunt Molik - w obiektywie Andrzeja Paluchiewicza
19.11.2006, spotkanie poświęcone Tadeuszowi Burzyńskiemu i promocji jego książki "Mój Grotowski". Zdjęcie edytowane przez autora 

piątek, 14 lutego 2014

Trzeba być obecnym przy wszystkim


po pierwsze dlatego, że ludzie bardziej wierzą oczom niż uszom, a po drugie dlatego, że droga przez udzielanie pouczeń jest długa, natomiast przez przykłady krótka i skuteczna. Seneka, Myśli

Joanna Kusz obserwuje pracę stażową,
"Głos i ciało" 11-16.03.2013
Fot. Karol Jarek

Celem mojej pracy jest próba przeanalizowania jakie praktyki i strategie są potrzebne, by wydarzenia, które kreował performer Molik, można było nazwać skutecznymi. Także, w jaki sposób przekazywana jest wiedza i czego doświadcza się "performując głosem". Motywacją mojej pracy były również problemy z głosem, jakich doświadczam od kilku lat. Obserwacja uczestnicząca - metoda badań jaką wybrałam - stwarza możliwość konfrontowania wiedzy na temat zjawiska z własnym doświadczeniem i pogłębia zrozumienie aspektów danego wydarzenia poprzez subiektywne przeżycia, ciałem i umysłem.

Nauka akcji ruchowych polega tu na eksperymentowaniu z literą, czy literami Alfabetu - w przestrzeni. Uczestnicy wykonują je w różnym tempie, w kontakcie z partnerem. Partnerem rozumianym jako przestrzeń, jako inny uczestnik czy 'coś' wyobrażonego. Najważniejszym zadaniem w czasie nauki jest precyzja w wykonywaniu akcji. Jeżeli więc uczymy się litery 'Dotykanie nieba', zadanie wykonane ma być w taki sposób, by angażując całe ciało, wolę i wyobraźnię, 'rzeczywiście' tego nieba dotknąć. Ten etap ma nie tylko zapoznać uczestnika z Alfabetem, pełni też funkcję rozgrzewki.
Z poszukiwań dziejących się w określonej przestrzeni - rodzą się improwizacje, a po czasie precyzyjne partytury fizyczne, zbudowane z zastosowanych liter Alfabetu ciała. Staną się one bazą do pracy z głosem. 

Charakterystyką tego etapu jest to, że poszukiwania i eksperymentowanie odbywają się w ciszy. Ciało ma być rozgrzane, niejako rozgadane literami Alfabetu. Bo dopiero gdy jest ono przygotowane, w czasie wykonywanych działań fizycznych można podejmować próby włączania głosu. Dlatego każdy kolejny dzień warsztatu rozpoczyna się powtórką poznanych już liter oraz nauką kolejnych.

Nie wszystkie partytury, które w czasie improwizacji powstaną, są równo-ważne. Prowadzący wyróżni te, w których dostrzegł indywidualne Życie. To właśnie do tej konkretnej i żywej partytury uczestnik będzie miał powrócić w czasie indywidualnej pracy, by ponownie, w jej ramach, odnaleźć to Życie.

Kolejnym elementem treningu jest uruchomienie głosu w czasie improwizacji; partytury ruchowej wykorzystującej kilka, lub jedynie pojedynczą literę. Z głosem pracuje się, początkowo, na pojedynczych dźwiękach lub na dwóch, trzech tonach. Uwaga powinna być skupiona na jakości tych wydobywanych przez siebie dźwięków; na ich wibracji i wybrzmiewaniu w przestrzeni. Uczestnik, gdy czuje się gotowy, może odważać się tworzyć bardziej skomplikowane melodie. Prowadzący-Maestro używa w takich razach terminu: poszukiwanie muzyki. 

Następnym charakterystycznym punktem tej pracy, jest praktyka indywidualna nad materiałem przygotowanym przez siebie: fragmentem tekstu, pieśni czy muzyki lub dźwięku. Jest to moment, w którym grupa obserwuje zmagania wybranej osoby. Zasada pracy nad przygotowaną pieśnią lub tekstem jest taka sama jak przy początkowej pracy z głosem. Śpiewa się, czy mówi się tekst, w trakcie wykonywania tamtej partytury ruchowej, opartej na wielu, lub jednej tylko 'literze alfabetu'. Jest to moment o szczególnym znaczeniu ponieważ; pracuje się bezpośrednio z prowadzącym i jest się, przez pozostałych uczestników, obserwowanym.


Poszukiwanie wspólnej muzyki przez grupę, to kolejny element metody pracy na stażu. W czasie fizycznych improwizacji, wykorzystujących litery i otwarty głos, tworzą się zaczątki chórów, a niekiedy jeden współbrzmiący chór. Finałem tego etapu pracy jest zatem (czy bywa raczej, bo tylko wówczas gdy wszyscy się wzajemnie słuchają) wspólne improwizowane i spontaniczne śpiewanie. W trakcie tego chóralnego śpiewu zmieniają się jego przewodnicy, a prowadzący występuje w roli maestra. Wysiłek i uwaga całej grupy powinny skupić się zatem na wzajemnym słuchaniu, dostrajaniu i poszukiwaniu - wspólnej harmonii głosów. Głównie ze względu na tę część pracy prowadzącego można nazwać Maestrem, jego rolą jest bowiem stworzenie i poprowadzenie tych swoistych chórów.

Głos, jako narzędzie pracy nad sobą, w Metodzie Zygmunta Molika "Voice and Body". Praca magisterska JOANNY KUSZ, napisana pod kierunkiem dra hab. Mirosława Kocura, profesora Uniwersytetu Wrocławskiego, październik 2013. Fragmenty ze Wstępu i Rozdziału I. 
Więcej  o Joannie Kusz: 6.01.2012 i 26.06.2012  

niedziela, 9 lutego 2014

z Facebooka


Katarzyna Szczerbowska  pamiętam - z warsztatów "Głos i Ciało " Zygmunta Molika - podnoszenie i niesienie złotej kuli, trzymanie niewidzialnego latawca, spacerowanie wśród chmur... (Kula) była niewielka, trochę ciężka, drogocenna, jak to złota kula. Przynajmniej tak ją sobie wyobrażałam. Każdy miał własną, może trochę inną...   
To było jak czary.
Śpiew tak szybko stawał się czymś niezwykle prostym. A kiedy komuś się nie udawało, wystarczyło, że się pochylił.
Zygmunt Molik miał w sobie siłę, charyzmę, ale też mnóstwo ciepła i skromności. To były jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Spotkanie z nim całkiem zmieniło moje patrzenie na świat, na ludzi.
GrubSon ft. Krzysztof Zalewski - Złota kula
Was I born to be a slave
To a situation, that i'll never made
Could it be, exercise?
He’s expecting a little too much of me
Hey, lo!
Ooola a a
hey ya

[Krzysztof Zalewski, Jarecki]
Złotą kulę... Mam przy nodze złotą kulę...
Fortunę... Na niej zarobię fortunę...
O ile dam radę ją unieść !
. . .
Kulę... Mam przy nodze złotą kulę...
[złotą kulę... eej!]
Fortunę... Na niej zarobie fortunę...
O ile dam rade ją unieść