Wzrastajmy, wstańmy wzorem kobiet z Beat Generation. Odrzućmy stereotypy, warunkową akceptację; skutkują poczuciem zagubienia. Przy sposobności odrzućmy wszystko to, co stało się nazbyt już psychodeliczne. Odpierając, styl życia ubarwmy kolorami odważnych szatek, a gawędząc o nich róbmy to z iście dżezowym zacięciem. Filozofów dopuśćmy z zastrzeżeniem; litości! odpuście wreszcie całe to podejrzane intelektualizowanie.
Jak dotąd, o pracy Zygmunta Molika, z niesamowitym przeświadczeniem, że doświadczyły czasu wyjątkowego, potrafiły pisać (niemal jedynie) Kobiety. Ich świadectwa od lat ogłaszam na stronie. Jednym z nich było to, które wyszło wprost z serca Mirabelle Wassef. Jej przemyślenia już publikowałam (9.08.2012) lecz wówczas, większą ich część zamieściłam nieprzetłumaczoną, w języku angielskim. Prezentuję tamtą część autorsko przełożoną, z niemałym zaangażowaniem. Melancholijny czas, tak niewiele dla bliskiej osoby można zrobić.
RISE UP Femmes de la Beat Generation
M. W.: Niełatwa rzecz pisać o tym, co się wydarzało, kiedy
pracowało się z człowiekiem tak wspaniałym jak Zygmunt Molik. To dlatego zawsze
przerywałam, gdy tylko zaczynałam brać się za to.
Warsztatowe upominki-pamiątki
Podczas dwu warsztatów pracowałam głównie nad postacią Medei.
Innymi tekstami były; Le Soulier de Satin, Paula Claudela oraz Wujaszek Wania,
Antoniego Czechowa. Wykonaliśmy też pracę nad piosenkami; liryczną Barbary (1930-1997) - Dis, quand
reviendras-tu?, dżezową - I’m a fool to
want you, oraz pewną arabską.
Tamta praca z tekstem Medei; pozostawiła wewnątrz mnie niezatarty znak, dowód wewnętrznej osobowości. To praca nad postacią Medei pozwoliła mi dojrzeć całe to zapamiętanie, tę stężoną wściekłość, ten sztorm, które były wewnątrz mnie. Wsparł mnie bym przeszła poprzez te uczucia. Poszukiwałam; do Wnętrza Nieznanego, wraz z każdą akcją ciała, głosu, z każdym tekstem by pozwalać fantazjom unosić się ponad problemami, by mogły pofrunąć ponad rzeką trudów. Wskazując jak było to opętańczo roznamiętnione dał mi asekurację by mogło być prawdą.
Ponadto, gdy pracowałam nad rolą Soni, z Wujaszka Wani, miałam honor zagrać jej partię z jego udziałem. Nigdy nie zapomnę odczuć, których doświadczałam gdy grając ze mną ofiarowywał mi własną wrażliwość; poprzez organizm i jego dźwięczność. Być może zrobił tak dlatego bym, by móc odczuć prawdę, musiała dać prawdę, do której miałam dotrzeć. Przy okazji tej sceny mówił mi jak wiele mam do nauczenia się by role móc czynić szczerymi. By były, odtąd, wykonując robotę szukam prostoty, i życzliwości kobiety będącej mną. I nie udaję grając – skoro taką byłam. Tamta praca nie zakończyła się wraz z tym co usłyszałam od Zygmunta, rzetelnie próbuję dotrzeć tam, gdzie on chciał nas doprowadzić.
Tamta praca z tekstem Medei; pozostawiła wewnątrz mnie niezatarty znak, dowód wewnętrznej osobowości. To praca nad postacią Medei pozwoliła mi dojrzeć całe to zapamiętanie, tę stężoną wściekłość, ten sztorm, które były wewnątrz mnie. Wsparł mnie bym przeszła poprzez te uczucia. Poszukiwałam; do Wnętrza Nieznanego, wraz z każdą akcją ciała, głosu, z każdym tekstem by pozwalać fantazjom unosić się ponad problemami, by mogły pofrunąć ponad rzeką trudów. Wskazując jak było to opętańczo roznamiętnione dał mi asekurację by mogło być prawdą.
Ponadto, gdy pracowałam nad rolą Soni, z Wujaszka Wani, miałam honor zagrać jej partię z jego udziałem. Nigdy nie zapomnę odczuć, których doświadczałam gdy grając ze mną ofiarowywał mi własną wrażliwość; poprzez organizm i jego dźwięczność. Być może zrobił tak dlatego bym, by móc odczuć prawdę, musiała dać prawdę, do której miałam dotrzeć. Przy okazji tej sceny mówił mi jak wiele mam do nauczenia się by role móc czynić szczerymi. By były, odtąd, wykonując robotę szukam prostoty, i życzliwości kobiety będącej mną. I nie udaję grając – skoro taką byłam. Tamta praca nie zakończyła się wraz z tym co usłyszałam od Zygmunta, rzetelnie próbuję dotrzeć tam, gdzie on chciał nas doprowadzić.
Bywało, nie mógł przypomnieć sobie mojego imienia. Zatem
nazywał mnie zagadkowymi i poetyckimi mianami. Nie zapamiętałam, lecz jak dla
mnie, byłam z nimi, niczym iluzoryczna postać z jego duchowej mentalności. Wszakże nie
wiem, zaledwie tak czułam. Nie, nie byłam zaniepokojona faktem, że wówczas nie mógł
spamiętać mojego imienia.
Co podarował, co pomieściłam
w sobie:
Opowiedział o Indianinie, który wysyłał dźwiękową notkę gdzieś spośród lasu. Powiedział także; prawdopodobnie mógł dostrzec miejsce gdzie odgłos tej jego notki wybrzmiał. Dokładnie nie pamiętam lecz mogę poczuć; coś potężnego, nieodgadnionego, coś nadchodzącego wprost od tamtej, Zygmunta, opowieści.
Opowiedział o Indianinie, który wysyłał dźwiękową notkę gdzieś spośród lasu. Powiedział także; prawdopodobnie mógł dostrzec miejsce gdzie odgłos tej jego notki wybrzmiał. Dokładnie nie pamiętam lecz mogę poczuć; coś potężnego, nieodgadnionego, coś nadchodzącego wprost od tamtej, Zygmunta, opowieści.
To co mówię o nim jest tym, co znalazłam w jego specyficznym
sposobie patrzenia czy słuchania, w obu tych fundamentalnych sprawach: „exigence
and bienveillance”.
Wymagania stosowne do potrzeb, dobra wola i przychylność. To
one prowadziły adepta-badacza by stał się lepszym niż mógł wcześniej, by mógł
pójść dalej z refleksją: było możliwe do ziszczenia. Zygmunt nie znał mnie jako
osoby, nie spotykaliśmy się poza pracą, lecz znał mnie dużo lepiej od innych,
jako artystkę i jako kobietę artystę - w świecie.
Po pracy nie mogłam za wiele z nim rozmawiać, będąc wielce
zmęczonym, musiał pozostać sam po całej tej pracy dla nas. Ja byłam zbyt
spłoszona by rozmawiać, wiedząc, że rozmawiając z Mistrzem mogłabym mu
przeszkadzać, nie chciałam. Gdy pytałam, każda odpowiedź była zarówno czymś
prostym jak i bardzo precyzyjnym. Czasem nie mogłam zrozumieć, lecz kiedy
indziej było to tak ewidentne, że wręcz zabawne. Był tak sympatycznym, tak
wspaniałomyślnym i pełnym humoru człowiekiem, że praca z nim była tą wymarzoną
! Mogę wskazać; gdyby móc patrzeć, na jego sposób pracy ze
studentami, byłoby się zadziwionym. On, poprzez koncentrację, mógł dosłyszeć
właściwy lub błędny dźwięk, wyłapać ruch. Zamykając oczy widział wszystko. Wyczuwał co
niewypowiedziane, co poszukiwało ujścia. Nauczył mnie czegoś dla mnie fundamentalnego;
wyśpiewywać wolność i miłość ciałem, sercem i duszą.
Nie łatwe do opisania, jednak odtąd mój sposób przedostawania
się do pieśni - zmienił się totalnie, po pracy z nim naprawdę to czuję. Mogę
śpiewać i rozkoszować się tym, bo mając tak wiele tak prawdziwej miłości do
dania mam prawo śpiewać. Ciało odczuwam jako pomocnika czującego, tworzącego
właściwy dźwięk… bym mogła, penetrując dźwięki, robić to w poczuciu
wolności.
Nieoczekiwanie poczułam coś niepowtarzalnego, trudnego do
opisania, lecz jestem pewna, ty zrozumiesz (być może także inni odczuwali w
ten sposób). Naprawdę widziałam promień światła pomiędzy dwójką osób, my
nimi byliśmy. Odczułam śpiewanie w swej istocie – jako odpoczynek, swobodę o dużym
znaczeniu. Było to wielkim psychicznym wysiłkiem lecz, w funkcjonowaniu swego
artystycznego rzemiosła odczuwszy prawdę, poczułam się na swoim miejscu. Chcę
tego za każdym razem gdy gram lub śpiewam. Winnam to swojej sztuce; tych chwil nieskalanie
intensywnego czucia Wnętrza umożliwiającego wydanie, choć niecoś, z niego - aby móc
dzielić się nim.
Nigdy, ani wcześnie ani później, nie poczułam niczego podobnego jak w tamtym niepowtarzalnym czasie. Tak wielkie emocje ogromnie trudno odnaleźć, odkryć je - gdy już Go nie ma, gdy nie czuwa, nie poprowadzi !!!
Dochodząc do wniosków; wydarzyło się coś wyjątkowego: Pewnego razu śpiewając, w poszukiwaniu dźwięku i znaczenia
mojej pieśni, bardzo skoncentrowałam się na jego oczach. On, jak to zazwyczaj
robił, prowadząc mnie, bardzo skrupulatnie przyjrzał się; każdemu z palców,
każdemu ruchowi ramienia, oka itd. …
Nigdy, ani wcześnie ani później, nie poczułam niczego podobnego jak w tamtym niepowtarzalnym czasie. Tak wielkie emocje ogromnie trudno odnaleźć, odkryć je - gdy już Go nie ma, gdy nie czuwa, nie poprowadzi !!!
Ostatnie
zdania z przeszłości, czas przyszły
Praca z nim była tak potężnym przeżyciem, że mogłam przyjąć jedynie te wcześniejsze dwa warsztaty. Odczuwając brak marzyłam o tym ostatnim, lecz wiedząc, że będzie ostatnim z tych, na którym mogłabym z nim pracować, nie potrafiłam.
Dla mnie, stawienie temu czoła byłoby niewykonalne w tej sytuacji,
nie potrafiłabym działać poprawnie w grupie.
Inny powód to ten, że musiałam w pojedynkę stawić czoła temu etapowi,
tym samym móc stanąć twarzą w twarz z wolnością, którą dał mi on sam.
Praca z nim była tak potężnym przeżyciem, że mogłam przyjąć jedynie te wcześniejsze dwa warsztaty. Odczuwając brak marzyłam o tym ostatnim, lecz wiedząc, że będzie ostatnim z tych, na którym mogłabym z nim pracować, nie potrafiłam.
Dla mnie, stawienie temu czoła byłoby niewykonalne w tej sytuacji,
nie potrafiłabym działać poprawnie w grupie.
Inny powód to ten, że musiałam w pojedynkę stawić czoła temu etapowi,
tym samym móc stanąć twarzą w twarz z wolnością, którą dał mi on sam.
Pisanie tych słów nie jest łatwe. Mam nadzieję, że niezbyt
trudne do czytania, dla ciebie. Ufam, że nie czujesz się źle z tymi słowami,
bo powinnaś wiedzieć, że to, co mi dał, jest wciąż Żywotnym Wnętrzem, we mnie I
że toczę batalię by nie zapominać. Czasami chciałbym posłuchać co było
powiedziane, by przypomnieć sobie, lecz mogę jedynie liczyć na życie podążające
przepływami Wewnątrz mnie i mojej pracy.
x x x
Kolejne Panie, których wspomnienia polecam:
23.06.2016 Margarete Biereye
8.12.2015 Mathilde Coste
11.10.2015 Teresa Mónica
1.06.2015 Agnieszka Kozłowska-Piasta
9.02.2014 Katarzyna Szczerbowska (+ komentarze)
9.02.2014 Katarzyna Szczerbowska (+ komentarze)
24.01.2013 Małgorzata Szczerbowska
27.02.2012 Angela Ottone
na koniec Joanna Kusz-Doerksen, ze wstępnymi tezami jej pracy magisterskiej polemizowałam: 6.12.2015 i 27.11.2015.
Obszerny jej fragment opublikowano: Performier 11-12/2016
x x x
Coraz częściej myślę; Opatrzność
zesłała Teatr 13 Rzędów – Laboratorium głównie po to, by to Zygmunt Molik, gdy odnalazł
sprzyjające miejsce we Wszechświecie, mógł znaleźć warunki do rozwijania swoich
dociekań nad istnością głosu. Zarówno dla człowieka - jako niepowtarzalnej
indywidualności, jak i dla zbiorowości, w których przychodzi mu działać i żyć,
codziennością, wspomnieniami i zamierzeniami. Wiele na to wskazuje, choćby to,
że Grotowski był w stanie pracować nad nowymi projektami teatralnymi niespełna
10 lat (premiera Apocalypsis 02.69.), a Głos i Ciało, ze stacyjką przy Acting
Therapy, obszary badań było w stanie poszerzać przez pół wieku. I poszerza
nadal – poprzez Sukcesora. Samo ‘granie’ nieszczególnie interesowało Z.M.,
reżyserowanie, zabezpieczanie czy weryfikowanie dowodów itp. jeszcze mniej, bo jego
zainteresowania nie szły w tym kierunku, dość szybko znudziłby się tym i zmęczył.
Choć, co prawda, w okresie ‘wczesnych spektakli’ chętnie wytryskiwał pomysłami
przy kolejnych inscenizacjach Teatru, lecz rezygnował bez żalu, gdy
skonstatował, że wszystko to nie zmierzałoby w oczekiwanym przez siebie
kierunku. Opuścił zespół gdy już przetoczyły się zawirowania wokół Studium o
Hamlecie. Wrócił z czystej wody lojalności, wobec cenionych reżysera i kolegów.
Licząc przy tym, jak to on, w duszy jeno, na wiele kolejnych sposobności do
rozwijania swoich badań nad identyfikacją głosów, nad zwielokrotnieniem możliwości
dociekań empirycznych w zakresie znacznie już poszerzonym zasięgiem. Pragnął
badać i rozwiązywać problemy; z oddechem - energią - tożsamością tak różnorodnych
istot ludzkich z niedostępnego wcześniej Świata.
Wiele, mających mieć znaczenie,
badań J. Grotowskiego spełzło niejako na niczym, być może i dlatego, że
‘przedstawiał’ to, co w praktyce nazwali i zrobili inni, a w szczególności Molik.
[W uproszczeniu i w skrócie; swoje indywidualne praktyki aktorzy L. rozwijali w
oparciu o elementy późniejszego ‘alfabetu Molika’, zaś Grotowskiego ‘sztuka
jako wehikuł’ zasadzała się na Molika postrzeganiu głosu. Głos-wehikuł dla energii,
tożsamość mająca źródło energetyczne we Wszechświecie. Tak, to Molik, poprzez
maszynerię ciała, tę energię Wszechświata zdołał wynosić do ludzkiego głosu niczym
windą, swoistą dźwignicą formatu… wehikułu. Tę windę, nieco wstydliwie i niezbyt
chętnie, J.G., także adaptował dla kolejnych celów - jako windę ‘bardzo
pierwotną’.].
To też z życiorysów zaczęto
Molika, nieco wstydliwie, wycofywać rakiem. Okazał się być mało poręcznym
odnośnikiem w biografiach. Historia o nim zamilkła, a i on zmilczał bez
większego żalu. Tylko czasem, patrząc czy czytając co się nawyrabiało, jeno
westchnął cicho.
Zatem był, także dla J.
Grotowskiego, na tyle ważnym badaczem, że na koniec i J.G. jął badać tę właśnie
ekscytującą … energię. Zamysł naturalnie udoskonalił, teoretycznie. Teraz energia
przynależy już do performera - ‘tego który działa’. A w Workcenter z Pontadery,
w powiązaniu z ‘archaicznymi strukturami wertykalnymi’, zwrócono się ku
tradycyjnym… pieśniom kultywowanym przez ‘kultury starożytne’. Jeden z
sukcesorów J.G. – Thomas Richards, do dziś bada, na wiele interesujących sposobów;
starożytną Pieśń Apostoła Judy Tomasza (Hymn o Perle) opartą na tekście
syryjskiego gnostyka.
Wszystkiego Najlepszego, Zygmuncie
PS. Ze wszystkim stałeś się energią?
Możesz ćwiczyć pieśni, z Grotem?