Ludzie to potrafią człowieka nieźle zadziwić, wprowadzić w
konfuzję, spowodować że poczuje się jak kosmita. Bo przecież kulturalny
blogger nie uzna za kosmitów innych, raczej weźmie całą winę na siebie. Co to jest ten Instytut Grotowskiego. Co wy tam robicie. A
ty, co robisz - wytłumacz mi. Jak TO wygląda?
„To znaczy,
chcecie to wszystko odtworzyć i kontynuować??” Takie zdanie potrafi już lekko zirytować, gdy sensowne argumenty wyraźnie nie
trafiają. Choć wydawałoby się, przecie, że wiedza o tym co to jest „instytut” nie jest
wiedzą tajemną, dla osób wyedukowanych dostępną. Może i tak, może 'inne instytuty' owszem, wiadomo, ale Instytut Grootowskieego!?
To co wy tam b a d a
c i e, zapytał onegdaj Rektor (!) jednej
z wrocławskich uczelni, szczerząc szyderczo zęby. Każdy ma swoje ...... do badania, mój drogi odrzekłam, również wyszczerzając zęby. Nie powiem, oczywiście, co uzmysłowiłam rzeczonemu, od razu byłoby jasne któż ci on.
Uchylając rąbka tej fascynującej 'tajemnicy' zacznę od siebie. Zajmuję się:
Prowadzeniem Pracowni im. Zygmunta Molika Voice in - staram się gromadzić i
opracowywać dokumenty, tradycyjne i audio-wizualne. Przygotowuję zatem wydarzenia związane z zadaniami Pracowni w ramach zakładanego projektu. A więc
‘mrówczę’ (by użyć ulubionego
sformułowania Patrona Pracowni) nad dokumentami, które pozostały, szukam
nowych. Przeczesuję sieć, pamięć i archiwa współpracowników, także tych rozsianych po świecie. Zabiegam też o świadectwa uczestników warsztatów, zbieram
fakty dot. dat, miejsc, nazwisk i przedsięwzięć. Szukam dostępnych rejestracji fotograficznych, filmowych i fonograficznych. A wszystko po to aby móc „zacząć”. Tak, zacząć - usystematyzowanie danych to
początek. Wiedza jaką posiadł; opracował i wykorzystywał Zygmunt Molik nie
powinna jedynie zalegać Archiwum IG, choć to niebywale zacna i zasłużona placówka. Bowiem zamierzeniem jest: dokonania te propagować, udostępniać i
wykorzystywać. JAK? udostępniając nadal zasady tej nie
tylko spektakularnej bo wielce pomocnej w kształceniu aktorów, i nie aktorów, metodyki. Jest przecież fachowiec, którzy to potrafi - jest sukcesor, Jorge Parente z Paryża.
Ideałem byłoby, oczywiście, gdyby nie tylko okresowo, nie tylko od czasu do czasu staże GiC były
dostępne. Warto byłoby też podjąć starania by wprowadzić „alfabet Molika” na sale wykładowe uczelni teatralnych i muzycznych. Tym bardziej, że niektóre ‘światowe’
uczelnie wykorzystują już wiele elementów zaadaptowanych z Głos i Ciało. Widzieliśmy to wyraźnie, na niedawnym Making Tomorrow’s Theatre. Może zatem wprowadzenie tych „nowinek” okaże się
łatwiejsze niż można by sądzić obserwując obecną inercję. Może tak, może nie, trzeba próbować i starać się.
A sceptycy, czy nie powinni zadać sobie choć odrobiny trudu i
odwiedzić, choćby stronę sieciową IG. Zobaczyliby jasny i wyraźny przekaz; nie zajmujemy się żadnym „nieżywym tworem”, nie kręcimy
się w kółko. Nasze działania nie wypływają z niewybrednych chęci „napychania sobie kabzy”
państwowymi dotacjami czy podnoszenia nienależnego prestiżu. „Sceptycy powinni”, żartuję sobie oczywiście. Sceptycy nie posuwają się do weryfikowania niewiedzy, choć dobrze wiedzą, że ich pogaduszki i pomówienia nieraz już zaprzepaszczały ciężką i
sensowną pracę wielu. Czy to tylko nam właściwa, tu w kraju nad Odrą-Nysą charakterystyczna atmosferka, swoista krzywa fizjonomia?
Wątpię Ewo, sceptycy pewnie znajdą się w każdym kraju i przy okazji każdego tematu. To tylko efekt pochodny działania, tym bardziej je legitymizujący, jeśli mogę użyć takiego słowa.
OdpowiedzUsuń"Grotowski" to jest też taka polska "marka", tu we Francji, wśród wykształconych ludzi, którzy mają choćby mgliste pojęcie o teatrze każdy wie, o co mniej więcej chodzi.
czaro, miło słyszeć. W dalekim świecie ludzie zdają się wiedzieć dużo więcej niż tu na miejscu - na temat naszych wybitnych twórców. "Cudze chwalicie, swego nie znacie..." nie traci na aktualności.
OdpowiedzUsuńRodacy uwielbiają dezawuować, zgryźliwie komentować. "Najbardziej lubię" powszechne narzekanie, że nic się u nas nie robi. Choć gołym okiem widać, że robi się nieustająco i naprawdę wiele. Dlatego nadal będę robić swoje.
Dziś np. zaświeciło dla mnie słoneczko (nie tylko to, które nieustająco serwuje nam lato - jesienią). Mam podstawy wierzyć, że sfinalizuje się współpraca z jedną z uczelni. Wspaniale, prawda? Pozdrawiam.
Ewo, gratuluję! Co do Twojego komentarza, to już przed nami wiadomo było, że najtrudniej być prorokiem w swoim własnym kraju ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji życzę Ci udanej wyprawy jesiennej i żałuję znowu, że się miniemy.
Pozdrawiam z Singapuru!
czaro, być pozdrowioną z Singapuru to jest coś.
OdpowiedzUsuńBędziemy wszyscy czekać na sprawozdania.
Nie o proroka aż chodzi, wystarczy oddać cesarzowi co cesarskie :)Może jako unijni bracia i siostry nie będziemy już nie długo, dzielić się na własnych i nie-. Pozdrawiam z Wrocławia.
Cóż można dodać? Warto robić "swoje", wbrew sceptykom, a nawet wbrew... obojętności innych.
OdpowiedzUsuńBo przecież to, co robimy dla siebie może być tym co robimy dla innych.
Pozdrawiam
PS. A gdzie tę Czarę poniosło? ;)
L.A. Dziękuję za wsparcie 'ideologiczne', potrzebuję go, jak każdy. Jak tylko zdrowie dopisze będę parła do przodu. Efekty powinny przyjść 'same'.
OdpowiedzUsuńO czarze, przeczytasz "u czary".
Pozdrawiam.