Miałam zaszczyt zaprezentować w Krakowie dokonania Zygmunta Molika w dziedzinie impostacji głosu (doskonalenia umiejętności oddechowo-werbalnych). Przygotowałam i wygłosiłam referat "Jak swobodnie operować głosem - Voice and Body Zygmunta Molika - bez tajemnic".
Dlaczego "bez tajemnic". Praca i dokonania reżysera i aktorów Teatru Laboratorium obrosły legendą. Legendę tworzyły rozprzestrzeniające się informacje o nadludzkich (a więc podejrzanych) cechach pracujących tam ludzi. Mało kto, poza nielicznym gronem badaczy czy wielbicieli, zadał sobie trud by zorientować się ile i jakiej prawdy kryje się za legendą. Wiedza o Laboratorium jest znikoma również za przyczyną samych twórców. Spektakle uważano za "elitarne" bowiem na salę wpuszczano niewiele osób. Ci, którzy uczestnikami byli często, w po-spektaklowym oszołomieniu, niewiele mogli czy potrafili powiedzieć. Nowe teatralne zjawisko było tak nieprzystające do tego co dotychczas znano, że większość gubiła się w odczuciach. Aktorzy swojej pracy nie objaśniali, prawie nie było rejestracji czy nagrań; tej zasady trzymano się rygorystycznie. Sam Grotowski (szczególnie po latach) mówił czy pisał o tym wiele, lecz ilu chodzi na konferencje czy czyta Grotowskiego. Poza tym, sztandarowe dzieło w tym względzie - "Ku teatrowi ubogiemu" - powstawszy w 1968 r. mogło być przetłumaczone na jęz. polski dopiero po śmierci Autora, w 2007. Wcześniej Grotowski, po prostu, nie pozwalał "Ku teatrowi" przetłumaczyć.
Aktorzy będący dla reżysera kimś, kto jest w drodze do zdobycia wiedzy, mającym do dyspozycji działanie a nie idee czy teorie, nie traktowali teatru jako ucieczki czy schronienia. Aktor, mówił J.G. nie jest człowiekiem, który gra kogoś innego; to stan istnienia. Aktorstwo zatem nie było dla nich celem samym w sobie bo; sposób życia jest sposobem prowadzącym ku życiu - jak objaśnił ten fenomen Peter Brook w przedmowie do wydania polskiego.
Zdaję sobie sprawę, że splot tych wszystkich okoliczności, ezopowy, szyfrowany niemal język czy czas jaki upłynął nie sprzyjają rozpoznaniu, czy tym bardziej chęci poznania osiągnięć Laboratorium. Nawet tych niezwykle (i może nawet teraz bardziej niż wówczas) przydatnych aktorowi. I nie tylko aktorowi, jak udowadnia praktyka.
Zdając więc sobie sprawę ze znikomej, nieupowszechnionej wiedzy przygotowałam wystąpienie w formie pogadanki niemal starając się omówić; prapoczątki (Teatr 13-rzędów), przybliżyć młodych (wówczas) twórców i odkryć proste w gruncie rzeczy mechanizmy, na podstawie których rozwijała się ich praca. Dodatkowo przygotowałam 20 min. kompilację dostępnych materiałów na DVD obrazującą tę pracę, ze szczególnym uwzględnieniem dokonań Zygmunta Molika. Był to mój niewątpliwy ukłon w stronę obrazkowego pokolenia; obraz (ruchomy w dodatku) może powiedzieć więcej niż słowa. Na to liczyłam. Niestety, przeliczyłam się w swoich rachubach.
Konferencja odbyła się - 20 października 2011 r. - w sali Eksperymentalnej PWST w Krakowie. Wybór miejsca sugerowałby udział w wydarzeniu - studentów przede wszystkim. Sala mogąca pomieścić pewnie i 100 osób nie zapełniła się nawet w połowie, młodych twarzy był niewielki procent. Wspaniałych wykładów wysłuchali głównie fachowcy: prelegenci, pracownicy naukowi i dydaktyczni uczelni teatralnych oraz dziennikarze i organizatorzy. Nie wiem; co z tymi studentami?
Na uczelnie teatralne starają się dostać nie przebierając w środkach, czy studiują później jedynie po to by zdobyć kolejne zaliczenia? I skończyć, skończyć jak najprędzej bo... liczne seriale wciąż potrzebują świeżej krwi. I czy mniej ważne dla nich, że często nie są to produkcje o których marzyć powinien Artysta. Choć praca w serialach to nic złego, mogłyby i seriale zyskać inny poziom artystyczny gdyby ich twórcy i wykonawcy zadali sobie trud by doskonalić wiedzę i umiejętności na wiele innych, nie nowych przecież i ponadto sprawdzonych sposobów.
Zresztą, nie tylko inercja i zbyt płytkie, zdaje się, postrzeganie idei studiowania przez samych studentów jest tu winna. Programy są jakie są i nie wiem (puki-co nikt nie wie) co mogłoby ten stan zmienić. Bo i opór środowiska przed zmianami, spodziewam się, byłby spory; co innego bowiem utyskiwanie na studentów, na programy narzucane przez urzędników, na brak profesjonalnej kadry - a co innego rzeczywista gotowość na zmiany. W kuluarach, nie tylko w Krakowie, usłyszałam wiele skarg, wyczułam wiele niechęci do tego czym pedagog dysponuje i na co może liczyć. Słyszałam choćby sarkastyczne; no a niby kto miałby "to" robić, już sobie wyobrażam.
Tak więc pewnie długo jeszcze będziemy przybliżać i prezentować, choćby na konferencjach, inne spojrzenia na metody służące "żywemu słowu" w teatrze opracowane, prezentowane i sprawdzone przez choćby:
MOLIKA, KOTLARCZYKA, LINKLATER, JOUSSE'A, OSTERWĘ czy WYSPIAŃSKIEGO
Będziemy robić to dalej nie tylko dlatego, że lubimy i interesuje nas to wszystkich żywotnie. Każdy z nas ma, wciąż, cichą nadzieję; nawet gdy nie mało się czasu czy chęci wysłuchania tego co mamy do powiedzenia, być może w przyszłości zaistnieje chęć, czy wręcz potrzeba przeczytania tego co już po konferencji będzie przedrukowane. Chęć choćby wynikająca z potrzeby napisania...kolejnego zaliczenia, kolejnej pracy naukowej lub kolejnego dokumentu dot. programu nauczania.
Marzenia nie tylko nic nie kosztują, bywają wręcz niezbędne. Są na to dowody.
Jakie tam nadludzkie.
OdpowiedzUsuńTo po prostu praca, praca i jeszcze raz praca. Ale poparta pasją. No i oczywiście, że w genach też musi "coś" z tego być.
PS. Przy okazji tego wpisu poczytałem kilka "postów" ze strony Grotowski.net - m.in. "Acting Therapy" Zygmunta Molika oraz Twoją o nim notę biograficzną.
To cały świat, który czeka na odkrycie... ale tylko przez tych, którzy będą chcieli go odkryć.
Pozdrawiam
LA, odkrycie celu, pasja, determinacja. Geny - w sensie predyspozycji są przydatne, wiadomo jednak że talent w nikłym procencie determinuje sukces. Praca, praca - jak piszesz. Starałam się w Krakowie uzmysłowić to tym, którzy jeszcze tego nie wiedzą. Świat, który otwieramy w grotowski.net jest na wyciągnięcie ręki. I tak łatwo (w erze internetu) osiągalny. Gdybyż tylko 'chciało nam się chcieć'.
OdpowiedzUsuńWielka to dla mnie radość, że 'znalazłeś' link do naszego instytutowego kompendium wiedzy o dokonaniach "Laboratorium". Liczę że - jako blogowy autorytet intelektualny - będziesz miał 'następców'. Bo miło wiedzieć, że nie jest się głosem 'wołającego na puszczy'.
Dla mnie to też świat, który odkrywam powoli i stopniowo, dzięki Tobie Ewo. Nie powiem, że wszystko rozumiem. Zastanawiam się w tym kontekście, jak to jest z tą elitarnością. Czym taki wybór był podyktowany? Zawsze w takich sytuacjach zastanawiam się czy nie ma w tym jakiegoś zadufania, to tworzenia stopni wtajemniczenia itp...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc jestem zdziwiona, że krakowscy studenci nie rzucili się na te spotkania, brzmią tak ciekawie, że chętnie sama bym się wybrała, choć nie mam już wiele wspólnego z teatrem. Dla nas takie różne spotkania (choć z innej dziedziny) były najsympatyczniejszym aspektem studiowania, chodziliśmy na nie gromadnie. Ale ostatnio zastanawiam się, czy czasy w ogóle studiowaniu sprzyjają? Czy tylko raczej zdobywaniu zaliczeń, jak to piszesz? Patrząc na masy, jakie studiują, uniwersytety powinny raczej oferować kształcenie zawodowe, tego oczekują pracodawcy i doświadczenie, oczywiście. Studiowanie wymaga czasu - te długaśne bibliografie, wszystko co trzeba przeczytać... Ale dzisiaj tego czasu nie ma, jak piszesz, czekają seriale i reklamy, no i zawsze trzeba znaleźć moment na facebooka (czy bloga;)
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję ciekawej pogadanki!
Tę elitarność wzięłam w cudzysłów. Zespół po prostu dysponował b. małymi salami.
OdpowiedzUsuńRelacje widz-aktor, Grotowski uważał za sedno teatru jako sztuki. Lecz nie zwracał się do tych widzów, którzy traktują teatr jako do miejsce do odprężenia po trudach dnia. Dla niego ważny był widz w stadium rozwoju duchowego, na zakręcie psychicznym jakby, szukający w widowisku klucza do poznania siebie i swojego miejsca na ziemi. Szczycących się nieomylną wiedzą na temat dobra i zła, nie mających wątpliwości - "odsuwał" poza zasięg zainteresowań. Elitarność owa nie wiązała się więc z pochodzeniem społecznym, stanem majątkowym, wykształceniem. Potrzebowano teatru kameralnego by widz stanął twarzą w twarz z aktorem, czuł na sobie jego oddech i pot.
Mam nadzieję, że trudno to wziąć za zadufanie artystów.
Co się tyczy studiów, humanistycznych w szczególności, są one faktycznie przeładowane programami. Na dodatek nie przekładającymi się na potrzeby tzw. rynku. Owocuje to przygnębiającym bezrobociem. Ale czy znaczy to, że wiedzy nie warto, nie sposób poszerzać. Jak piszesz, może to być najsympatyczniejszy aspekt studiowania. Może się też okazać najważniejszy. Jestem przekonana że studia, praca nie mogą nas odciągać od życia (psycholodzy biją na alarm)jednak 'szukanie siebie' przez doświadczanie sztuki i nauki - jest naszym obowiązkiem. I może się okazać tyleż obowiązkiem co wytchnieniem i przyjemnością (choć nie najprostszą w odbiorze).
Dziękuję za gratulacje, pozdrawiam.
Ewo,
OdpowiedzUsuńNauczanie „metodą” to bardzo złożona sprawa. Sam Grotowski, z tego co wiem, nigdy nie starał się, aby została ona wprowadzona jako element techniki aktorskiej do szkół teatralnych w Polsce. Jak sama piszesz, nie życzył sobie nawet, aby jedyny podręcznik został przetłumaczony na polski. Staże prowadzone w Polsce były bardziej niż elitarne, brali w nich udział wybrańcy. Popularność Grotowskiego jego koncepcji teatru i metod pracy, jak pewnie sama zauważyłaś była celebrowana bardziej na całym świecie niż w Polsce. Z wielu względów, chyba nie tylko z powodu jej niedostępności. Teatr powojenny był u nas w dużym stopniu oparty na dramaturgii, na przekazie słownym, ale był również teatrem zaangażowanym, politycznym, takie czasy. Nieprzypadkowo Grotowski nazwał swój teatr „Laboratorium”. Rewolucja w teatrze, jakiej dokonał zespół Grotowski jest faktem niekwestionowanym, ale często nieuświadomionym. Czasem mam wrażenie, że najważniejszych uczniów znalazł poza Polską, u nas metoda pracy z aktorami, której twórcą jest Twój mąż jest mniej znana i niestety, i pewnie nieprędko znajdzie się w programie nauczania szkół teatralnych. Ale czy znasz wiele osób, które mogłyby takie zajęcia prowadzić? Dlatego niezwykle ważne jest to co robisz, jak to się mówi, kropla drąży skałę, może któregoś dnia „metoda Molika” trafi do szkół? Natomiast z tego co wiem, aktorów nigdy nie pasjonowały sesje teatrologiczne, pozostawiają je teoretykom teatru, polonistom, oni wolą konkret, staż, zajęcia na sali. Może warto o tym pomyśleć.
holly, złożona i nie. Zestaw ćwiczeń jest znany i opublikowany w formie DVD. Funkcjonuje jako dodatek do "Zygmunt Molik's Voice and Body Work" - Książki opracowanej przez Giuliano Campo na podstawie rozmów z Zygmuntem. Książka jest dostępna w sprzedaży, w tym sieciowej. Na razie tylko w wersji angielskiej, ale tłumaczenia na polski i portugalski są w toku. Poznanie samych ćwiczeń nie wymaga znajomości języków - są sfotografowane (str. 66-92) i zarejestrowane na wspomnianym DVD.
OdpowiedzUsuńJednak samodzielnego praktykowania Metody - raczej nie polecam. Możliwe będzie, dopiero po odbyciu stażu w grupie i z przewodnikiem. Dlaczego, ponieważ " niezbędne są doświadczenia zbiorowe, które konsolidują i stanowią przygodę zbiorową, ale również takie, które w grupie stanowią pole do poszukiwań indywidualnych ( z tego rodzi się później możliwość ściślejszej współpracy między prowadzącym a uczestnikiem)." jak napisał Z.M. http://www.grotowski.net/performer/performer-2/acting-therapy. Ponadto ćwiczenia bez przewodnika mogą stać się zbędną mitręgą jedynie. Sami nie 'odkryjemy' które z ćwiczeń (czy ich zestaw) jest/są pomocne - w indywidualnym przypadku.
Czy Grotowski nie chciał aby praktykowane w "Laboratorium" metody propagować. Nie sądzę, skoro o nich pisał czy prezentował publicznie. Mówiąc "ciało powinno działać pierwsze, po nim przychodzi kolej na głos", był niewątpliwym 'sprawcą' prowadzonych przez aktorów staży (Molik, Mirecka, Cieślak, Ścierski, Jahołkowski). A wrażenie elitarności powodowała ograniczona ilość miejsc na warsztacie. Jedynie. Nie sposób przecież pracować z tłumem - jednocześnie. Szczególnie gdy prowadzący jest jeden, a chętnych -dziesiąt.
"Celebrowanie" dokonań Teatru było u nas utrudnione, bo inne były uwarunkowania polityczne. Nie sądźmy jednak, że spektakle Grotowskiego nie były zaangażowane, bo były. Wystarczy prześledzić dramaturgię "Akropolis" czy "Księcia Niezłomnego". Również opierały się na dramaturgii i przekazie słownym jednak "na nowo spreparowanym i podawanym". Bo poza Stanisławskim, "nikt na świecie nie badał natury
aktorstwa, jego znaczenia, jego procesów duchowo-fizyczno-emocjonalnych tak dogłębnie i całkowicie" (P.Brook, Przedmowa do "Ku teatrowi ubogiemu"). A dlaczego wymienionej Książki (mimo tłumaczenia na 16 języków) nie można było wcześniej przeczytać po polsku? Sądzimy, że to świadome kształtowanie wielotorowości recepcji swojej sztuki przez Autora. http://www.grotowski.net/encyklopedia/grotowski-jerzy Tyle i aż tyle.
Propagowanie "Voice and Body" wciąż jest możliwe. Nie trzeba zastępów fachowców. Przynajmniej obecnie. Jeśli okażą się niezbędni będą mogli wykształcić się, pod kierunkiem tych, którzy są. To może być możliwe.
A wielbiciele konferencji, mhymm. Może nie jest tak źle... wystarczy przeczytać czarę.
Dziękuję za zainteresowanie, pozdrawiam
Ewo,
OdpowiedzUsuńJeśli ćwiczenia są znane i opublikowane na DVD to może korzysta sie z nich już we wszystkich szkołach aktorskich w Polsce? Warto może kiedys przy okazji zapytać o to dziekanów wydziałów aktorskich i reżyserskich, a moze nawet samych przyszłych aktorów? Ciekawa jestem jakie byłyby odpowiedzi. Wydanie ksiazki w Polsce bedzie znakomitą okazją, zeby z "metodą" zapoznać tych, którzy jeszcze nie mieli okazji z tą formą nauczania aktorstwa się zetknąć.
A wracając do krakowskiej konferencji, to opieram się na moich piecioletnich doswiadczeniach wyniesionych z PWST, gdzie o teorii teatru to aktorzy nie chcieli nawet słyszec! Wszystkie teoretyczne egzaminy były dla nich męką, oni przychodzili uczyc sie zawodu, pracy nad głosem, ciałem...Z tego co wiem w krakowskiej szkole teatralnej nie istnieje Wydział Wiedzy o Teatrze. Jestem przekonana, że gdyby taka ciekawa konferencja, była organizowana w warszawskiej Akademii Teatralnej, to przyszłoby na nia duzo młodych ludzi. Tu nawet nie chodzi o to, ze jest tak żle, bo aktorów interesuje dziś tylko granie w serialach. Ten podział na praktyków i teoretyków teatru istniał zawsze..ale może sie mylę, może wszystko się od moich czasów zmieniło. Pozdrawiam serdecznie!.
holly,
OdpowiedzUsuńćwiczenia opublikowane są od 1,5 roku. Książkę wydał Routledge (w niewielkim nakładzie) i nie słyszałam o konieczności dodruku. Tak więc mogę informować i zachęcać, bo pytanie czy i kto korzysta byłoby nie na miejscu :),chyba znam odpowiedź. Sądząc po ilości studentów, ilości kursów na każdy temat i ten temat mógłby znaleźć swoich fanów. Oczywiście wiązałby się z tym ogrom pracy organizacyjnej, wymagającej środków. Ale ponieważ wszystko jest możliwe... Tak sobie myślę, może banery reklamowe w programach typu Mam Talent rozwiązałyby sprawę? Oczywiście powiedziałam to "wężykiem", bo wprowadzenie pomysłu w życie nie mieści się w głowie (na razie?).
Co do Krakowa. Nie wiem ile godzin zapoznają się studenci z teorią teatru, bo wydział faktycznie nie istnieje. Na konferencji jednak, można było dowiedzieć się choćby tego, że są metody pracy nad ciałem, głosem, żywym słowem Molika, Kotlarczyka czy Linklater. Studenci krakowskiej PWST nie są chyba ciekawi 'nowinek'. Kilka lat temu zorganizowano tam V&B, trzeba było dokooptować stażystów z zewnątrz. W uczelni nie znaleziono kilkunastu zainteresowanych! Wydaje się, że studenci nie zdają sobie sprawy że mają (jeśli mają) problem z głosem, ciałem. Dopiero później doświadczają niedostatków. Jeśli pracują, nie bardzo mają czas na dokształcanie. Jeśli nie, popadają w marazm i nawet gdy szukają pomocy, to zupełnie innego rodzaju, sądzę. A teoria poparta rzetelnym treningiem umiejętności, jak uczy nas życie, bardzo pomaga w praktyce.
Jak widzisz holly, temat rzeka. Pozdrawiam