W Gazecie Wyborczej z 10-11 listopada znalazłam wywiad z Gianbruno Torrano. Opowiadał o wszystkim po trochu: o meczu, Sylwestrze w ciemno oraz festiwalu teatralnym, który prowadzi w Jelczu-Laskowicach. Tudzież...o swoim udziale w warsztatach prowadzonych przez Zygmunta Molika. Warsztaty te uzmysłowiły mu, że prawdziwym aktorem nigdy nie zostanie.
Kim był i kim stał się Gianbruno, zaciekawiłam się niebywale. Również dlatego, że pierwszy raz usłyszałam zdanie: "Molik mimo podeszłego wieku był w świetnej kondycji, ale ćwiczył wiele godzin dziennie. Ja nie byłbym w stanie poświecić się do tego stopnia".
G. Torrano (trzydziestolatek) pochodzi z toskańskiego Livorno położonego nad Morzem Tyreńskim. 'Z królestwa wina i renesansu' przeniósł się do Wrocławia ponieważ, w moim mieście, znalazł energię, której brakowało mu w Italii. Uważa nawet, że Toskania dobra jest jedynie na wakacje bo planów realizować się tam nie da. Jego miłość do Miasta zaczęła się od szukania taniego miejsca na spędzenie Sylwestra. Z grupą przyjaciół, na chybił-trafił, wybrali lot do tajemniczego Wroklav przez włochów zwanego również Breslavia - w obie strony jedyne 50 E. Wrocław zrobił na nich mieszane wrażenie; bajkowe centrum i kontrast z okolicą przydworcową (gdzie zamieszkali w hostelu). I być może nigdy już by tu nie wrócił gdyby nie namowa szefa grupy Theatralia Pietro Cennamo, w której to cooperativie grywał Gianbruno już od licealnych czasów. P. Cennamo uczył się u Grotowskiego w Pontaderze, mówił o tym z wielkim uznaniem i gorąco zachęcał do odbycia stażu.
Tak więc, po kilku miesiącach, Gianbruno wylądował we Wrocławiu ponownie by, chwilę potem, po odbyciu stażu, dokonać przełomowego dla siebie odkrycia. Jest to o tyle zabawne, że gdy w marcu 2008 prowadził nabór na warsztaty w Teatrze Korba - jeden z wymogów brzmiał: gotowość do intensywnej pracy. Od intensywnej pracy uciec trudno a cała jego dolnośląska kariera dowodzi, że pracy się jednak nie boi. Rezygnując z aktorskiej kariery pozostał w teatrze. Stał się organizatorem festiwalu teatralnego. To także rodzaj przypadku w jego życiu. W biznesowej podróży polsko-włoskiej trafił, w 2008, do Jelcza - Laskowic. Poza prezentacjami możliwości firm z obu krajów wystawiono też kilka spektakli. Zachwycony Burmistrz zaproponował stałą współpracę; wkrótce powstała Melodrama, a przyjeżdżały na nią grupy z Włoch i Polski. Trochę później Festiwal zmienił się w pokaz szkół teatralnych z całej Europy zaś reżyserzy i wykładowcy wielu europejskich szkół prowadzą, w jego ramach, warsztaty lalkarskie, wokalne i ruchowe. W 2012 odbędzie się V edycja.
Gianbruno stworzył też Fundację "Wieża Babel", która objeżdża ze spektaklami miasta dolnośląskie. Rozpoczął również renowację XIX wiecznego pałacyku przeznaczonego na warsztaty teatralne, prezentację spektakli i hostel dla aktorów z Europy. Ponieważ energii zostało mu jeszcze sporo założył agencję konsultingową; pomagającą włochom w założeniu firmy we Wrocławiu. Prezesuje - w Wine and Food Center.
Wywiad z Gianbruno https://www.youtube.com/watch?v=wr1zYNhfg80
Takich ciekawych ludzi można było spotkać na V&B, tacy ciekawi ludzie mieszkają we Wrocławiu.
Niesamowita historia! Zastanawiam się jednak, czy nie stoi za nią jakaś urodziwa Ślązaczka!A Wrocław piękny, i energizujący...w pełni się zgadzam!
OdpowiedzUsuńholly, urodziwa dolnoślązaczka nie wykluczona.
OdpowiedzUsuńW 'starej Europie' taki eksodus za miejscem do życia, to od dawna norma. U nas to początki 'trendu'. Dziwi nas więc trochę nawet to, że G. Torrano podobają się we Wrocławiu blokowiskowe mieszkania choćby, i to te zastygłe w poprzednich epokach. Klitki, weralki, meblościanki - można by zrobić skansen komunizmu, proponuje w wywiadzie (z Anetą Augustyn).
Zapraszamy więc do Wrocławia, nawet z tak 'banalnych' powodów. Na miejscu okaże się na pewno, że to fortunny wybór - z wielu, wielu innych wzglądów.
Rzeczywiście - niezwykłe! ;)
OdpowiedzUsuńAle w końcu Europa robi się coraz mniejsza.
Logosie, Europa nie taka mała, szczęśliwie. Wróciłam z Paryża; ten szum, ten tłum...
OdpowiedzUsuńW tamtą stronę mgła, lądowanie w Lille. Zamiast o 15 byłam o 21. Wydawała się więc Europa owa całkiem spora. Na szczęście pobyt zrekompensował niedogodności. Pogoda, mnogość zwiedzonych wystaw, zdarzenia wszelkiego autoramentu związane z udziałem Instytutu Grotowskiego w prezentacjach kulturalnych (prezydencja Polski w UE). No i jeszcze wspaniała gościna u oddanych przyjaciół. A na dodatek mnogość spotkań z dawno niewidzianymi przyjaciółmi z różnych stron świata. Miło być Ewą Molik. Pozdrawiam.
:)
OdpowiedzUsuńLogosie, aleś się rozgadał... Mało to podobne do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBo Ty tego jeszcze nie wiesz, że ja - z natury - jestem małomówny :)
OdpowiedzUsuńLA ciekawe, czemu usunąłeś? Jeśli faktycznie jesteś małomówny, to jesteś taki jak Zygmunt Molik. Milczek był z niego niespotykany. Nawet gdy już coś mówił, długo trwało nim wyartykułował. Niestety nie pisał tak jak Ty; gdyby pisał miałabym dziś prostsze życie. Z kolei nie powstałby ten Blog, na którym wciąż szukam mówiących i piszących o Nim. Ale nawet tak małomówni jak ty, bardzo mile widziani, zawsze.
OdpowiedzUsuń