niedziela, 16 grudnia 2012

Alvis Hermanis - "Miłość po łotewsku" we Wrocławiu

Teatr potrzebuje dramatu. Literatura oparta jest na niuansie, jest delikatna i ulotna. Teatr jest brutalny, zdecydowanie prostszy niż literatura... Zawsze byłem dumny z tego, że robię teatr staromodny, zresztą, samego siebie postrzegam jako reżysera radykalnie staromodnego.

Alvis Hermanis, czterdziesto-kilku latek. Pozwolicie, że nie będę cytowała informacji z jego CV? O samym spektaklu powiedziano dostatecznie wiele, zatem, podstawowe wiadomości tu:  http://www2.grotowski-institute.art.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1355 

Goszcząc, z końcem listopada ubiegłego roku, na Łotwie, Prezydent B. Komorowski określił Alvis'a Hermanis'a mianem  - jednego z symboli tego kraju. W dalszej części tej wypowiedzi do owych 'symboli' zaliczył również... Riga Black Balsam, czekoladki 'Laima', chleb i kwas chlebowy. Na tym (m.in.) polega urok naszego Prezydenta.
Coś w tym (zdawałoby się zaskakującym) zestawieniu jednak jest. Choćby to, że "Miłość po Łotewsku" ma urok i wydobywa zalety... staromodnego komedio-dramatu.

Reżyser, jak się zdaje, osiągnął ten rodzaj wewnętrznego spokoju, że nie czuje potrzeby wymyślania niespodzianek dla widzów, w walce o ich uwagę. W spektaklu prezentuje rodzaj nowej naiwności inscenizacyjnej, bez używania dostępnej, więc stosowanej dość powszechnie (i w nadmiarze), technologii scenicznej. Nie potrzebuje też agresji by prowadzić dialog z publicznością. Publicznością, której brak już zaufania do narracji typu objaśniam wam świat. Każdy z nas ma przecie własne opowiadania, albo szuka takich, które będą zrozumiałe dla wszystkich i, jeśli łaska, nie będą zniekształcone przez media. Stąd może wielki wysyp festiwali opowiadań?

Hermanis prowadząc ze swoimi widzami rodzaj dialogu mówi; wolę kochać i być kochanym, potrzebuję czułości bo nie chcę obojętności, i samotności. Czy mogą to być poglądy staromodne, czy wciąż jeszcze mogą być Sztuką? Jeśli nawiązuje kontakt z publicznością, jeśli może Ona, dzięki temu, wyobrazić sobie lepszy świat - Tak. Prawdziwa sztuka nie musi, przecież, walić pięścią między oczy czy, tym bardziej, wyprowadzać ludzi na ulice.

Spektakl jest wypadkową dość powszechnie stosowanego dziś zabiegu twórczego - poprzez wątek teatralno-antropologiczny. Bowiem dzisiejszy twórcy wyruszają, często, na wieloletnie wyprawy by badać, dokumentować i przetwarzać. Starają się odnieść obowiązujące dziś prawdy i wartości do korzeni postaw. Zdają się mieć pewność, że w zapędzonym świecie jedynie w ten sposób uratują zapomniane wartości i 'pradawne estetyki'. Zatem, to powrót do przeszłości ma nam zwrócić wszystko to, czego nam boleśnie brak: czas, uwagę i bezpośredniość.
Jak wiemy, także twórcy Miłości stosowali ten rodzaj poszukiwań, nim w 06. spektakl ujrzał światło dzienne. Czy słusznie postąpili widzowie mogą przekonać się na spektaklu kończącym

          II Międzynarodowy Festiwal Teatralny Świat miejscem prawdy,
          Wrocław,  październik-grudzień 2012 (15 i 16.12.2012)

Kreacje aktorów są dynamiczne i żywe, na wysokim poziomie profesjonalnym. W ich postaciach wybrzmiewa wszystko, także cisza. Pięcioosobowy Ansambl zaprezentował nam około 30 postaci. Aż wierzyć się nie chciało, że aktorów nie więcej jest niż tych pięciu. Ważną składową każdej kreacji była charakteryzacja; peruka, makijaż, kostium - łatwo zmieniające nawet eteryczną aktorkę w chorobliwie wręcz otyłą matronę. Tak więc 'stare dobre zabiegi teatralne' zdają egzamin śpiewająco (?).

Reakcja widowni była bardzo żywa; wiele osób zaśmiewało się głośno, do rozpuku. Choć nie brakowało i tych, co zdecydowanie mniej znaleźli powodów do śmiechu.
Bo patrzenie na to jacy jesteśmy słabi, bezbronni i samotni, egocentryczni i roszczeniowi, jak dalece bezrefleksyjni, a jak się kreujemy! szczególnie wobec tych, których uwagę, wsparcie i serce chcemy zdobyć - częściej jest jednak bolesne i wstydliwe niż rozśmieszające.
Spektakl wystawiono 'po łotewsku', widzów zaopatrzono w słuchawki. Symultaniczny tłumacz dobrze spełniał swoją rolę, pomimo to, wiadomo, percepcja spektaklu musiała być już inna.

Czy reżyser Hermanis kocha swoich widzów. Pytam, bo zaserwował nam 4-godzinny spektakl. Rozpoczął się o 19.00 - w sali Centrum Konferencyjnego przy Hali Stulecia. Od Centrum to niedaleko, od mojej chatki już tak. Na szczęście zaordynowano nam dwie przerwy.

Tak więc po wchłonięciu Aktu 1. składającego się ze scen: Kobieta z jabłkami. Kapcie, Plaża i Bufet  oraz Aktu 2. Wstęp, Przystanek autobusowy, Inna plaża, Szkoła, Szpital, Półki z książkami udałam się w stronę domu pomijając Akt 3. Na dachu, Wieczór taneczny, Dom kultury.Gabinet dyrektorki i Festiwal Pieśni.

Sala, w której odbył się spektakl mieści ok. 200 widzów. Pomimo, że Teatr i spektakl cieszą się zasłużoną sławą wieeeele miejsc pozostało pustych. Nie wiem też, co oczywiste, ilu widzów pozostało do końca bo wraz ze mną do szatni ruszył naprawdę spory tłumek.

"Wstydzę się za Wrocław (usłyszałam przed przedstawieniem) taki spektakl! dojechali ludzie z odległej okolicy a wrocławian tak mało". No nie wiem. Może zawiniła ta mglisto-dżdżysto-senna pogoda, a może to te cztery godziny do wysiedzenia w perspektywie. Może to ta mnogość ofert kulturalnych w mieście, a może, i jedynie - bliska perspektywa Świąt, tuż za pasem,
Co byśmy nie sądzili o psychologii tłumu: widz, prawie zawsze, ma rację. Jeśli nie przychodzi, tym bardziej jeśli wychodzi oznaczać może jedynie gdzieś-coś zawiodło. Nie mnie łamać sobie nad tym dłużej głowę.

A. Hermanis, po 6 latach od powstania "Miłości po łotewsku", jest już zgoła gdzie indziej. Choć nadal twierdzi, że ten kto dziś chce być awangardowy, powinien stać się konserwatywny. Niemniej, jego najnowsza premiera nie potwierdza tej tezy do końca; on sam nie zdaje się zmierzać ku awangardzie. 
W 11. odbyła się kolejna jego realizacja, tym razem był to Eugeniusz Oniegin. W 12. Oniegin. Komentarze. Jakie są te spektakle; awangardowe czy raczej zdecydowanie konserwatywne?
http://www.teatr-pismo.pl/ludzie/238/komentarze_do_komentarzy/
Schaubuchne Berlin XI 2011          

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żałuję, że mnie tam nie było, gdyż: 1)prawdopodobnie zostałabyś do końca, 2) nie znam twórczości Hermanisa ani żadnego innego Łotysza, 3) marzę o konserwatywnym teatrze, 4) byłoby jedno puste miejsce mniej. Teraz serio - jak zwykle świetna recenzja, trafnie punktująca wszystko, co najważniejsze. Z pozdrowieniami z Bures :)

    OdpowiedzUsuń
  3. bee, za stwierdzenie 'świetna recenzja' - uniżone dzięki!

    Pewnie zostałabym - do końca - szczególnie gdybyś zaproponowała nocleg. Do twojej chatki od Hali Stulecia - rzut beretem :)

    Teatr wystawiany 'tak jak Pan Bóg przykazał' ma faktycznie wiele zalet. Choćby tę, że w teatrze czujemy się 'u siebie'. Percepcja spektakli 'awangardowych' niejako wymusza na widzu zajmowanie 'gwałtownego' stanowiska; trzeba być za- lub przeciw-. Tu, u Hermanisa, można pośmiać się i pochlipać, zadumać 'łagodnie', nad kondycją człowieczej egzystencji. Widz potrzebuje alternatywy, uczestnicząc w życiu teatralnym. I coraz większa liczba realizatorów to dostrzega. Tylko w przeciwieństwie do Hermanisa, 'ci pozostali' w dogadzaniu widzom idą 'jeden most za daleko', dostarczając jedynie 'chichów śmichów' w skondensowanej postaci. Chociaż, przecież i to jest potrzebne, gdy świat wokół bywa horrorem ze snu.

    A co ty robisz w Bures? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. P.S. pierwszy komentarz BEE został usunięty jedynie z tego powodu, że był duplikacją tego komentarza, który pozostał :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli nadal chochliki psocą w sieci, gdyż o żadnej duplikacji nie uczyniłam. W Bures robię wciąż to samo - mieszkam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och Bee, mgła dziś zaiste mglista a chochliki nadzwyczaj aktywne.

    No przecie, z B. do P. jest jednak kilka kilometrów...
    Pewnie dlatego, że w BsY jest lotnisko, wydaje mi się, że jesteś jednak w P. nie w B.
    Na szczęście mgła kiedyś opadnie i wszystko będzie niezwykle jasne. Miłego mieszkania w BsY - zatem!

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tego tak mi wyszło, że teatr Hermanisa ma urok kwasu chlebowego :) Co mogłoby być ciekawym porównaniem. Tak jak Bee mam ochotę na konserwatywny teatr, taki co najmniej bez żadnego ekranu... Dobrze, że jeszcze ktoś wieży że nasza wyobraźnie nie potrzebuje żadnych wspomagaczy, ani czterech czy ośmiu D.

    OdpowiedzUsuń
  8. czaro, nie sposób nie wierzyć prezydentowi. Sprawdzone, zakorzenione estetyki i wartości, na kształt choćby - tego 'odwiecznego' kwasu z chleba naszego powszedniego. Z każdym rokiem przekonujemy się dowodnie, że to wartości nie do przecenienia.
    Ja też potrzebuję, przynajmniej co czas jakiś, takiego 'konserwatywnie podanego' spektaklu; przypomina skąd przyszliśmy.
    Nasza wyobraźnia wspaniale sobie radzi nawet wtedy gdy atakują ją 'ekrany i wspomagacze', lepiej (może) jednak nie wystawiać jej na próby - nieustannie.

    OdpowiedzUsuń