piątek, 13 września 2013

KOTLINA w WTW - 12.09.2013

KOTLINA powstawała w atmosferze niepokoju. Rok temu Wrocławski Teatr Współczesny tonął w długach. Nowy dyrektor, Marek Fiedor (1.09.2012) musiał więc liczyć się z ograniczeniami planując repertuar. Zapowiadał się trudny sezon.
Nie sposób było liczyć choćby na gościnne występy aktorów. Ma jednak Dyrektor moc sprawczą; premiera goni premierę (choć często bez specjalnych zachwytów), a gości spoza Teatru przy realizacjach nie brak.

      Pierwszą premierą, 19 stycznia, było "Życie jest snem" (reż. Lech Raczak).
      "Kotlina" ujrzała światło dzienne 9 marca (reż. Agnieszka Olsten).

Doborem repertuaru nowa dyrekcja WTW rozdrażnia trochę środowisko, przetaczają się nie za przychylne dyskusje. Jak choćby ta przy okazji "Pomarańczyka" (reż. Tomasz Hynek). Czy zasadnie, prowokowanie może być zaletą ? Być może prezentowane produkcje są przeintelektualizowane.
Trudno przesądzać, na ile - wprost - można odbierać przekazy zaprezentowanych, w przeciągu kilku miesięcy, sześciu (?) premier.

Spektakl  Kotlina oparto na powieści  Prowadź swój pług przez kości umarłych Olgi Tokarczuk. W programie na okładce zamieszczono zdanie:
Cierpienie człowieka łatwiej mi znieść niż cierpienie zwierzęcia. Człowiek ma własny, rozbudowany, rozgłoszony wszem i wobec status, co czyni go gatunkiem uprzywilejowanym. Ma kulturę i religię, żeby wspierały go w cierpieniu. Ma swoje racjonalizacje i sublimacje. Ma Boga, który go w końcu zbawi. Ludzkie cierpienie ma sens. Dla zwierzęcia nie ma ani pociechy, ani ulgi, bo nie czeka go żadne zbawienie. Nie ma też sensu. Ciało zwierzęcia nie należy do niego. Duszy nie ma. Cierpienie zwierzęcia jest absolutne, totalne.
(Olga Tokarczuk, Maski zwierząt/Moment Niedźwiedzia, s.31 Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012).
 - mnogość szczegółów; zdjęcia, video, recenzje   http://www.wteatrw.pl/index.php/przedstawienia/80-wtw/przedstawienia/145-kotlina-spektakl
Przedstawienie biegnie w bardzo niespiesznym rytmie, szczególnie akt pierwszy. Przez co najmniej pierwszy kwadrans właściwie nic się nie dzieje. Matoga (Bogusław Kierc) siedzi sobie spokojnie w fotelu, który cudem trwa, większość wnętrzności prezentując na zewnątrz. Atmosfera jest senno-sielsko-anielska. Przyprószone światła, dobiegają świergoty, chroboty, pomlaskiwania. Trzy słusznej postury psiska biegają po otwartej scenie, oswajając przestrzeń i zgromadzoną publiczność. Dają się tarmosić i głaskać pierwszemu rzędowi widzów. Po czasie, Janina Duszejko (Renate Jett, gościnnie) nawiązuje z nimi rozliczne kontakty pogwizdując, obdarowując smakołykami (które ma po kieszeniach), spacerując, leżąc, pieszcząc je...

Dwa psy: posokowiec i retriever zdają się nie spełniać oczekiwań, na dalszą część spektaklu znikają. Pozostaje owczarek (Santos), który jest wzorem dobrych manier, psiej inteligencji i talentów aktorskich. Tak więc nie chodzi tu o łzawy sentymentalizm czy fraternizację. Jeśli o coś chodzi, to o rodzaj przymierza, o sposób myślenia o zwierzętach, o możliwych sposobach naszego współistnienia.

       Co się działo i kto w tym maczał palce:

Renate Jett, aktorka, wokalistka, autorka piosenek, reżyserka teatralna, absolwentka studiów aktorskich w Wiedniu i Los Angeles, to z pewnością świetna aktorka.
Stale współpracująca z teatrami polskimi, w tym z Teatrem we Wrocławiu (od 2001).
Dość trudno jednak ten fakt docenić, w Spektaklu. Kwestie wypowiada w 3 językach. Gdy mówi po polsku zdaje się skupiać głównie na możliwie poprawnym wypowiedzeniu kwestii, czy poszczególnych słów... O jej bohaterce wiadomo, że przyjechała z Iraku, gdzie budowała mosty. Ale dlaczego jest 'niemką' nie wiadomo. To przeszkadza, mnie przeszkadzało, mimo że łatwo było podziwiać jak jest sprawna ruchowo, jak pięknie śpiewa, jak radzi sobie z półtoragodzinną, aktywną obecnością na scenie.

Bogusław Kierc, starszy ode mnie o 5 lat, poeta, krytyk literacki, aktor, eseista, autor książek krytycznoliterackich, reżyser, pedagog, chluba Wrocławia. Obdarzony niezwykłą kulturą osobistą, wiarygodny, kochany przez widzów.
W Kotlinie nie wyczerpał swoich możliwości aktorskich. Wzruszająco zabawny jako Gość -przebrany za Kapturka-baletnicę na przyjęciu u prostackiego Prezesa, niezbyt przekonujący jako arogancki Ojciec, niedookreślony jako Syn - wspominający trudne losy rodziny.

Tomasz Orpiński, absolwent wrocławskiej PWST, aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Z rolami Syna Matogi/Myśliwego/Prezesa - poradził sobie świetnie.

Marta Malikowska, absolwentka PWST w Krakowie. Aktorka wielu scen i filmu, współpracuje z Teatrem Muzycznym Capitol, we Współczesnym od 2008. W spektaklu była również asystentem reżysera. Kreowała 3 postacie - Popielistej/Brunetki/Pisarki.
W każdej z ról radziła sobie bez zarzutu, choć jako Pisarka mogłaby być 'mniej prywatna'. Pięknie zapowiadała antrakt... w baśniowej kreacji.

Dramaturg i współscenarzysta Igor Stokfiszewski, absolwent polonistyki na uniwersytetach Łódzkim i Jagiellońskim. Krytyk literacki, dramaturg, publicysta, autor i współredaktor tomów Tekstylia. Prowadzi badania nad wspólnotowym wymiarem aktualnych działań Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards, współredaktor monumentalnego tomu "Dzieła zebrane" J. Grotowskiego.
W jednym z wywiadów opowiadał, że w trakcie prac nad spektaklem przestał się bać psów. Co myślę o scenariuszu? Wszystko pozostawia bez konkluzji; czy to dobrze ?

Agnieszka Olsten, absolwentka wydziału reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Studiowała dziennikarstwo, pracowała w radio. Założycielka Teatru Collegium Civitas i Stowarzyszenia Dramaturgiczno-Teatralnego Drama (Ateneum). Bardzo ceniona, sprawdzająca się w wielu dziedzinach.
Nie zrozumiałam jednak dlaczego spektakl składa się 'z luźnych scenek' i jest rodzajem tak modnie ostatnio rozumianego performance'u.  Czy, aby -  "nadszedł dzień, gdy wszyscy uznają, że liczba nóg, włochowatość lub to, jakie zakończenie ma os sacrum (kość krzyżowa), nie są (...) argumentami przekonywującymi, aby wolno było doznającą uczuć istotę wydać na męczarnie" - większość myśli należy zawieszać w swoistej próżni?

Tadeusz Ratuszniak, absolwent PWST we Wrocławiu i SKiBa (reżyseria dziecięca), w WTW od 2010.
To pewnie on kreował rolę Borosa, przepraszam, jeśli nie rozpoznałam - bez ubrania. Nie wiem dlaczego Pani Reżyser zastosowała 'taki zabieg'. Umięśniony i smukły czterdziestolatek bez majtek to naprawdę smaczny widok. Nawet gdy z niewiadomych przyczyn usmarowano mu łydki, dłonie i tzw. przyrodzenie, na czarno. I nie to, żeby pożądliwość oczu padła mi na uszy, bo ta nagość była raczej aseksualna. Nie pamiętam jednak ani słowa z Jego kwestii. Buuuu

Na podobne wyzwanie wystawiono również Martę Malikowską, która już niebawem zostanie w naszym grodzie synonimem nudos (jakby tego w wikipediach nie dookreślano). Jako Popielista, zdarła z siebie nagłym ruchem zwiewną szatkę, by gwałtownie uprawiać nieracjonalną gimnastykę, określając ją jako BIO.

Co do rodzaju zwiewności 'szatek', czy ich braku, mogłabym wysyłać zażalenia do Kostiumolożki (Joanna Kaczyńska). Nie zrobię tego, kostiumy były ze wszech miar udane.

Wielkie, wielkie brawa dla Reżysera świateł (Bartosz Nalazek), dzięki jego pracy ten spektakl bywał magiczny.

Scenografia też świetna, prawie kreacja plastyczna. A może bez prawie? Brawa dla Olafa Brzeskiego.

I na koniec Muzyka. Bez niej nie byłoby spektaklu. Oprawa muzyczna to mistrzowska praca - Kuby Suchara. Cudo! Dlatego czym prędzej pędzę w poniedziałek na MIKROKOLEKTYW  Kuby Suchara i Artura Majewskiego. To kolejna, świeża tym razem, propozycja Współczesnego. 

4 komentarze:

  1. Ewo, czytając Twoją recenzję odnoszę wrażenie, że piszesz o meczu piłkarskim naszej narodowej drużyny-wszyscy wspaniali a rezultat...jak zawsze, kiepski! Spektakl Cię nie zainteresował, wyraźnie. No, może muzyka trzymała wszystko w kupie. Ciekawa jestem bardzo, co na to sama autorka. Książkę przecież znam, czytałam i uwielbiam. Postać pani Duszeńki jest tak niezwykła, że jeszcze długie tygodnie po zakończeniu lektury, nie możemy się od niej uwolnić. A poza tym, to jest przecież powieść z dreszczykiem, a więc powinno być napięcie. Czy było?

    OdpowiedzUsuń
  2. holly, pamiętam twój wpis o Książce, choćby dlatego, że postulowałaś: "Ewa na panią Duszejko" :) Jeśli tak, to tą spektaklową niechętnie bym była...
    Cóż porównanie do meczy naszych orłów nad wyraz trafne, niestety. Starałam się właśnie podobnie jak oni widzieć i pozytywy, których nie brakowało. Wszyscy starali się jak mogli, zaangażowali wielce. Ich wiara w sukces jest uprawniona.
    Spektakl WTW nie jest adaptacją, jest oparty "na podstawie powieści" O. Tokarczuk. Twórcom spektaklu chodzi głównie o stosunek świata ludzi do świata zwierząt. W programie jest zamiszczony np. fragment 'Najpiękniejszej historii zwierząt' (P. Picq, J-P. Digard, B. Cyrulnik, K.L. Matignon. Cytuję:
    Zwierząta nie są ani maszynami, ani ludźmi, ani idolami. Myślę, że trzecie tysiąclecie będzie czasem odkrywania ich świata. Ciała zwierząt, produkt wynalazku polowania, uczyniły z nas istoty społeczne. Ich kości posłużyły do wyrobu pierwszych narzędzi, malując je i rzeźbiąc, przyczyniliśmy się do narodzin pierwszych wierzeń. Obserwując je, zrozumieliśmy nasze własne miejsce w świecie. Mimo to, dopiero teraz, po raz pierwszy w dziejach człowieka, jesteśmy zdolni odkryć i pojąć zwierzęcą mentalność. To niezwykle ważne: w dniu, w którym przyjmiemy w końcu do wiadomości, że istnieje myśl niewyrażona słowami, poczujemy się bardzo nieswojo wobec istot tak długo przez nas poniżanych i traktowanych jak narzędzia.
    Czy napięcie dostateczne ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysł inscenizacji "Prowadź swój pług..." Tokarczuk jest tyleż ambitny i kuszący, co karkołomny. Myślę, że nie jest to ostatnia próba przeniesienia świata i światopoglądu Janiny Duszejko na scenę. Świeżo po lekturze, zachwycona nietuzinkową postacią głównej bohaterki, ujęta ważnym przesłaniem, na pewno wybiorę się zobaczyć wariację WTW na temat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bee, polecam. Mimo, że (być może) nie wynika to jednoznacznie z wpisu i komentarza. Tylko powtarzam, to nie adaptacja. Jest jednak w tym spektaklu wiele ważnych dla każdego przemyśleń. Spektakl, jak wino, nabiera wagi po czasie. Myśli się o nim, rozpamiętuje. Nie pozostaje bez echa, które jak wiadomo potrzebuje czasu by wybrzmieć. Czego chcieć więcej.
    O ile się nie mylę "Kotliny" w październiku nie będzie.

    OdpowiedzUsuń