Musiałam wyjść na pocztę, mail nie wszędzie jest obowiązujący. Nasza urocza, "klimatyczna" niegdyś dzielnica to coraz większy tor przeszkód. Pomijam roboty drogowe, bo to niezbędne /choć co do terminu i tempa realizacji można mieć jedynie uczucie niezgody/. Pługi odgarniające śnieg z jezdni odsuwają go - oczywiście na chodniki. A chodniki to już ziemia niczyja. W naszej dzielnicy wyjątkowo mało wagi przywiązuje się do porządku i estetyki. Są miejsca, których chyba od 50 lat nie tknęła miotła. Gdy jest sucho, brud i kurz wciskają się do butów, przy niepogodzie - szkoda gadać! A jesteśmy tylko 6 km od centrum.
Gdy nie patrzeć pod nogi, jest u nas pięknie. Duży, zadbany park, zieleń w ogrodach i wzdłuż głównej ulicy, płynie rzeka wzdłuż której są tereny spacerowe, działki, łąki. Byłoby jeszcze piękniej, gdyby na lata nie zabijano deskami domów do wyburzenia, a miejsca po wyburzeniach nie zarastały chaszczami na kolejne lata. Gdyby te domy "z duszą" mogły ocaleć jako fasada choćby /robi się tak na całym świecie/ nasze miasta zyskały by na charakterze. A tak, to czego nie burzą wojny czy "genialne" plany socjalistycznych decydentów rujnuje brak rzetelnych planów urbanistycznych. Nowe domy, jeśli nawet niebrzydkie, stają sobie "od sasa do lasa", kolory mają jak ze snu pijanego architekta, wciskają się z nieproporcjonalną kubaturą na mini działki, no i, oczywiście, prawie wszystkie się grodzą.
Tam gdzie jeszcze nie dawno chodziliśmy z Zygmuntem w kilka minut, teraz trzeba nakładać drogi, kilometr lub dwa. Nie godzę się na to! Świat to nie tylko chuligani i złodzieje. Są matki z małymi dziećmi, młodzież szkolna, emeryci i wszyscy inni spieszący się. I zmęczeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz