czwartek, 3 lipca 2014

"Głos i ciało" Studio Na Grobli

        Wrocław, 24-29 czerwca 2014, Jorge Parente - Zoe Ogeret 

Fot. Andrzej Hejne
                           
A oto moje po - stażowe przemyślenia, refleksje.
  
Na staż przyjechałam pełna ciekawości, ale i niepokoju - jak to będzie, jak mój organizm na to zareaguje, jaka będzie grupa, nauczyciel. Jorge Parente był bardzo pomocny w tej podróży, podchodzi do każdego indywidualnie; szanując naszą wrażliwość, nie nakazując niczego, lecz wydobywając z nas to co proponujemy, to co podczas improwizacji bazujących na „Alfabecie ciała” się pojawiało. Powoli stawałam się coraz bardziej uważna, słuchająca, o tym nie trzeba było dyskutować. Na tym polegała nauka, na obserwacji. Na początku - elementów „Alfabetu ciała” - jak wykonuje je Jorge, a potem słuchaniu; siebie i partnerów, przestrzeni. Obserwując innych uczestników miałam poczucie, że wspólnie przechodzimy pewną drogę, czułam z nimi radość gdy uwalniali głos. Gdy w skupieniu, blisko siebie dzielili się swoim wewnętrznym światem - stawali się w jakimś sensie wolni.
    
Moje schematy w głowie, blokady co do głosu nie zniknęły z dnia na dzień. Wykonywałam ćwiczenia z „Alfabetu ciała” intensywnie, pełna zaangażowania. Chciałam za bardzo, uważając, że wymaga to wielkiej siły, jakby nie zauważając, że Jorge jest w tym w jakimś sensie lekki i radosny. Ale i zaangażowany, działający, obecny; On słucha, jest otwarty, uważny, i to udziela się grupie. W pewnym sensie ten staż mnie odmienił i zachęcił do kontynuowania tego co rozpoczęło się we Wrocławiu. Czuję, że to dopiero początek moich poszukiwań. Lecz pewien kręgosłup działań, pewne kierunki, momenty -trudne do opisania, bo były organiczne, nie wymyślone i nie wykreowane sprawiają, że chcę tą drogą podążać. Chcę próbować, przekraczając swoje granice jako aktorka, poszerzając i uwalniając siebie. Chcę uruchamiać nowe możliwości widząc, że to zdobywanie wolności daje niesamowitą radość, otwartość i siłę. 

Szkoda, że nie ma jakiegoś stałego miejsca, grupy działającej dłużej niż tylko podczas stażu; Laboratorium Poszukiwań, gdzie można by przyjść, kontynuować tę pracę w grupie, potem może stworzyć interdyscyplinarny projekt... Może czasy są inne, może z tym trzeba się pogodzić, nie zapominając o tym, co się zdarzyło we Wrocławiu. Pracować nad sobą-aktorem, sobą-człowiekiem i czerpiąc z tych doświadczeń kontynuować trening i poszukiwania. Dla mnie ten staż świadczy też o pewnej potrzebie autentycznego dialogu, rozwoju, przekraczania swoich ograniczeń, poszerzania siebie, rozbudzania uwagi/skupienia (obecności) i organiczności. Oby takich spotkań, doświadczeń przy spektaklach, projektach, w życiu było od tej chwili więcej.


Tak pięknie napisała do mnie, nazajutrz po stażu, Joanna Kosierkiewicz, absolwentka wydziału aktorskiego Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie (2008-2012). Jej spektaklem dyplomowym był "Goldoni... proszę sobie wyobrazić".

Więcej szczegółów zarówno o tym, jak i o równolegle przebiegającym stażu, już niebawem.

2 komentarze:

  1. Oby wszyscy młodzi aktorzy mieli taką wrażliwość, samoświadomość i potrzebę rozwoju jak autorka tych refleksji! Widzę tylko jednego pana poza Jorgem. Przypadek czy znak czasów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bee, oprócz wymienionych przez ciebie cech Joanna ma jeszcze energii za kilkoro. Inne Panie równie znakomite i zaangażowane w pracę. Ubolewały, że to wszystko tak szybko się skończyło. Jedna z nich nie bacząc, że już koniec - została na sali i dalej śpiewała w najlepsze; jak mogę wyjść gdy dopiero zaczęłam się rozgrzewać - tłumaczyła. Głos ma jak słowik więc Jorge zamarzył sobie głośno, że chętnie widział by ją u siebie w domu 'jako radio' :). Panowie; zakwalifikowało się 2 więcej, 2 kolejnych czekało niecierpliwie na ewentualnie zwolnione miejsce. Czy ciekający - nie doczekali, ci - których zakwalifikowałam w ostatniej niemal chwili zrezygnowali 'z bardzo ważnych względów'. I to dopiero jest ten "znak czasów", moim skromnym zdaniem...

    OdpowiedzUsuń