"Ja potrafię, nauczył mnie tego Zygmunt Molik. Szkoły teatralne można dziś wysłać do lamusa" - Krzysztof Kucharski,
(przy okazji recenzowania spektaklu Krystiana Lupy "Poczekalnia.O")
Gdy Bee, 9 kwietnia, w komentarzu do postu
poświęconego udziałowi zwykłej/niezwykłej - Eweliny Ciszewskiej - w stażu
V&B w marcu ’13 - napisała: „Co do dotychczasowych
uczestników, pozwolę sobie po
przeczytaniu wielu przytaczanych tu przez Ciebie życiorysów, nie zgodzić się. Może i czują, że mają „odłączone” głosy, ale jednak dysponują niezłymi skalami głosów i
słuchem...” Nie jest dobrze, pomyślałam.
Bo jak mogę sądzić, że jest, skoro nawet moja oddana
czytelniczka sądzi, że na staże zgłaszają się i przyjmowane są osoby wyśpiewujące
trele jak słowiki. A w każdym bądź razie do miana słowików aspirujące z
łatwością. Więcej, pisząc co napisała, daje znać; mający przekonanie o własnym
uchu, jako o uchu po spotkaniu ze stopą słonia - porzućcie wszelką nadzieję. A
już na pewno nie pchajcie się tam, gdzie tylko wstydu się najecie; warsztat
złożony z ewidentnych wokalnych talentów, po stokroć, nie dla was. Gdybyż
jeszcze można było spotkać tam... podobnych sobie...to wówczas... może...
Mogę zatem, dowolną ilość razy, pisać - metoda jest dla każdego!
a w szczególności i dla tej i dla tego, których nadzieja na zaistnienie w
(choćby) rodzinnym, biesiadnym chórze opuściła. Bo osoba sądząca, że natura
pozbawiła ją skali i słuchu niechętnie wzniesie gromki, śpiewany toast; nie zaśpiewa zatem bez wstydu ni „Sto lat”. Posiedzi jeno jak skromna myszka; nie dla
niej wszak - „Hej, Halino” (!?).
Każdy góral powiedziałby łatwo ile w tym prawdy. Nie jestem góralem,
ledwie góralką beskidzką po części, muszę zatem zaczynać, kolejny raz... od
początku.
Gdy Zygmunt Molik dał się zanęcić, z rozkoszą, opolskiemu awangardowemu
teatrzykowi zwanemu „13 Rzędów” przyszło mu mierzyć się (jako dostatecznie wtajemniczonemu) z niemocą
głosową pozostałych członków ansamblu. Wielkim wyzwaniem okazał się, dla niego
także, kultowy i wybitny (trochę później) Ryszard Cieślak. Będąc już absolwentem
krakowskiej teatralnej (wydz. lalkarski) wydobywał z siebie jeno głuche
charczenie gdy przyszło mu cokolwiek wyrazić ‘nie prywatnie’.
Są dowody: na taśmie filmowej (List z Opola) czy pisane świadectwo
skonfundowanego, bo czującego się tak, jakby odkrywał tajemnice alkowy - Molika,
w Książce „Zygmunt Molik’s Voice and
Body Work”. R. Cieślak (przynajmniej nic
o tym nie wiem) nigdy o tym nie wspominał, natomiast (np.) Rena Mirecka już tak.
A piszę o tym dlatego, że i jej świadectwo pisemne cytowałam w blogu (post z 29.12.12).
Gdy nie mierzyć aż tak wysoko, czyli wziąć pod uwagą ‘tylko’
zwykłych/niezwykłych stażystów Zygmunta, okazuje się, że większość tych, którzy
przychodzili po nauki borykała się z naprawdę wielkimi problemami. ‘Słoniowe
ucho’? to nie byłby problem. Po wielokroć - żaden głos nie wydobywał się z ciała
stażysty; czyli wręcz brakowało racjonalnych przesłanek, że głos ów wydobędzie
się kiedykolwiek, w jakiejkolwiek formie.
Dowody? choćby słynne nagranie Cinopsis z 1976, czy kolejne, osobiste
świadectwo Z.M. zawarte w cyt. Książce, a dot. stażu AFDAS w Las Teouleres,
na famie stażowej ‘Kaśki” Sayferth (post
z 17.11.12).
Lecz zostawmy ewidentne ekstrema. Osobom (płci obojga)
przekonanym, że żadnego głosu opatrzność im nie przydzieliła - odwagę, by używać
głosu, operować oddechem czy (aż) umiejętnie śpiewać i mówić - przywracał cud wykorzystania
istniejących ćwiczeń Alfabetu Ciała i kolejno; zbudowanie na ich bazie
improwizacji - czyli Życia.
Najłatwiej było mi obserwować tą początkową niewiarę gdy bywałam świadkiem 3-5 - tygodniowych
stażów paryskich, fundowanych francuskim studentom przez AFDAS. Nie musząc
ponosić kosztów szkolenia zgłaszali się gromadnie - właśnie ci najbardziej
potrzebujący. Traktujący warsztaty szkolące głos - poprzez sprawne ciało - metodą Molika, jako ostatnią deskę
ratunku. Co ciekawe, także ci, których edukowały wcześniej nawet ‘słynne
szkoły', nawet Nowojorskie Actor’s Studio (post
z 5.04.11).
I otrzymywali swoją
deskę, przykrojoną idealnie do ich indywidualnych potrzeb by nigdy więcej nie
musieli sądzić, że ani skala ani słuch - nie są im dane.
Jeśli kto nadal wierzy, że nigdy, przenigdy nie przeczytał na
tej stronie o nikim kto tylko doszlifować przyszedł przyrodzony i cudny diament
w gardle, może zechce wrócić do załączonych poniżej linków odsyłających do
postów, w których takie przypadki - jak umiałam, opisałam.
W związku z V&B istnieje
też inne ‘niedowierzanie’. Jak długo, mianowicie, może się utrzymać ten stan
odblokowania ciała, krtani i umysłu. Jak szybko opuści nas po-stażowa
euforia. Otóż różnić się to może tak,
jak jeden stażysta różni się od innego.
Molik większość głosów odblokowywał w kilka, kilkanaście
minut!
Parente także, oczywiście, ma tę umiejętność (post 6.04.13).
Jednym umiejętność, zdobyta nawet w trakcie kilkudniowego stażu, starcza już na zawsze, inni muszą dłużej popracować by ciało zapamiętało
właściwe, fizjologiczne zachowania. Jedni w tym celu wracają na staż
wielokrotnie, inni sami starają się ćwiczyć zapamiętane, najbardziej pożyteczne
dla siebie ćwiczenia. A jest ich 31, naprawdę jest z czego wybrać. Wybrać! bo
nie wszystkich trzeba używać gdy już się wie (po stażu), które z nich okazują się
najprzydatniejsze w wyeliminowaniu problemów z jakimi zgłosiło się do pracy z
przewodnikiem, przeprowadzającym poprzez meandry metody.
Jednemu ze znakomitych wrocławskich teatralnych recenzentów wystarczyło gdy dowiedział się - że wystarczy mu przechylać głowę. To prawda najprawdziwsza.
Krzysztof Kucharski indagował kiedyś Mistrza; jak mógłby sobie pomóc w
określonych problemach głosowych. Mistrz, jak to on, wpatrywał i wsłuchiwał się
w niego milcząco czas jakiś by na koniec powiedzieć: „ja tam się na tym nie
znam, ale może próbowałby Pan przechylić głowę”. Do dziś ją ‘przechyla’, gdy
głos zawodzi.
Sam Molik, zresztą też często przechylał - nie tylko głowę ale i korpus, w bok. Wypychał też lędźwie; była to
jego fizjologiczna postawa wspierająca używanie głosu. Widać to świetnie na fot.
Maurizio Buscarino, wykorzystanej w
postaci okładki do Książki w miękkiej oprawie.
Gdyby nadal targały wami jakiekolwiek wątpliwości, wciąż tu
jestem. Póki co!
- List z Opola praca dyplomowa
Michaela Elstera (pod nadzorem S. Różewicza), PWSTiF Łódź 1963
(’28), WFDiF 1965, emitowany w TVP Polonia. Rozpoczyna go krótka scena treningu
głosowego pod kierunkiem Molika. W dostępnych
na YouTube fragmentach można - zobaczyć
jedynie kilka sekund - bez ścieżki dźwiękowej.
- Acting Therapy staż pod
kierunkiem Z. Molika. Cinopsis 1976 reż.: Pierre Rebotier (‘5)
- Las Teouleres, m.in.
o ‘trudnym studencie’
- Ryszard Cieślak,
List Reny Mireckiej i in.
- Hanna Wilczyńska-Godlewska,
stażystka
Jorge Parente marząca o
udziale w stażu, pod warunkiem, że nie będzie
musiała śpiewać (!) bo absolutnie nie
potrafi.
-
Mathilde Coste, absolwentka Actor’s Studio uczącego
metodą Lee Strasberga! (tłumaczenie francuskiego
tekstu w załączniku)
-
Krzysztof Kucharski, wspomnienie "Człowiek z Laboratorium" (...)
Osobiście poznałem pana Zygmunta dużo później na
warsztatach z impostacji głosu. Pamiętam,
jak dotykał mojego brzucha i mówił do mnie - Pomrucz
sobie, pomrucz, ale tak, żebym to mruczenie usłyszał w
piekle.
Jeśli udało mi się przekonać choć kilka osób i ja sobie... pomruczę.
Nie trać wiary Ewo - ja już to poniała przy wcześniejszych wpisach, przyjdzie czas na kolejnych - trąb do skutku :)
OdpowiedzUsuńmacham, sarna
Jejku, sarno, a więc jest światełko w tunelu!
OdpowiedzUsuńTeraz, zaczynam sposobić się do (rychłych?)... pomruków :)