piątek, 12 kwietnia 2013

Na staż V&B - weź ze sobą bezbłędny słuch i szeroką skalę głosu. Czy to niezbędne?

"Ja potrafię, nauczył mnie tego Zygmunt Molik. Szkoły teatralne można dziś wysłać do lamusa" - Krzysztof Kucharski, 

(przy okazji recenzowania spektaklu Krystiana Lupy "Poczekalnia.O")      


Gdy Bee,  9 kwietnia, w komentarzu do postu poświęconego udziałowi zwykłej/niezwykłej - Eweliny Ciszewskiej - w stażu V&B  w marcu ’13 - napisała:  „Co do dotychczasowych uczestników,  pozwolę sobie po przeczytaniu wielu przytaczanych tu przez Ciebie życiorysów, nie zgodzić się.  Może i czują, że mają „odłączone” głosy,  ale jednak dysponują niezłymi skalami głosów i słuchem...” Nie jest dobrze, pomyślałam.

Bo jak mogę sądzić, że jest, skoro nawet moja oddana czytelniczka sądzi, że na staże zgłaszają się i przyjmowane są osoby wyśpiewujące trele jak słowiki. A w każdym bądź razie do miana słowików aspirujące z łatwością. Więcej, pisząc co napisała, daje znać; mający przekonanie o własnym uchu, jako o uchu po spotkaniu ze stopą słonia - porzućcie wszelką nadzieję. A już na pewno nie pchajcie się tam, gdzie tylko wstydu się najecie; warsztat złożony z ewidentnych wokalnych talentów, po stokroć, nie dla was. Gdybyż jeszcze można było spotkać tam... podobnych sobie...to wówczas... może...

Mogę zatem, dowolną ilość razy, pisać - metoda jest dla każdego! 
a w szczególności i dla tej i dla tego, których nadzieja na zaistnienie w (choćby) rodzinnym, biesiadnym chórze opuściła. Bo osoba sądząca, że natura pozbawiła ją skali i słuchu niechętnie wzniesie gromki, śpiewany toast; nie zaśpiewa zatem bez wstydu ni „Sto lat”. Posiedzi jeno jak skromna myszka; nie dla niej wszak - „Hej, Halino” (!?).

Każdy góral powiedziałby łatwo ile w tym prawdy. Nie jestem góralem, ledwie góralką beskidzką po części, muszę zatem zaczynać, kolejny raz... od początku. 

Gdy Zygmunt Molik dał się zanęcić, z rozkoszą, opolskiemu awangardowemu teatrzykowi zwanemu „13 Rzędów” przyszło mu mierzyć się  (jako dostatecznie wtajemniczonemu) z niemocą głosową pozostałych członków ansamblu. Wielkim wyzwaniem okazał się, dla niego także, kultowy i wybitny (trochę później) Ryszard Cieślak. Będąc już absolwentem krakowskiej teatralnej (wydz. lalkarski) wydobywał z siebie jeno głuche charczenie gdy przyszło mu cokolwiek wyrazić ‘nie prywatnie’.

Są dowody: na taśmie filmowej (List z Opola) czy pisane świadectwo skonfundowanego, bo czującego się tak, jakby odkrywał tajemnice alkowy - Molika, w Książce „Zygmunt Molik’s Voice and Body Work”.  R. Cieślak (przynajmniej nic o tym nie wiem) nigdy o tym nie wspominał, natomiast (np.) Rena Mirecka już tak. A piszę o tym dlatego, że i jej świadectwo pisemne cytowałam w blogu (post z 29.12.12).

Gdy nie mierzyć aż tak wysoko, czyli wziąć pod uwagą ‘tylko’ zwykłych/niezwykłych stażystów Zygmunta, okazuje się, że większość tych, którzy przychodzili po nauki borykała się z naprawdę wielkimi problemami. ‘Słoniowe ucho’? to nie byłby problem. Po wielokroć - żaden głos nie wydobywał się z ciała stażysty; czyli wręcz brakowało racjonalnych przesłanek, że głos ów wydobędzie się kiedykolwiek, w jakiejkolwiek formie. 
Dowody? choćby słynne nagranie Cinopsis z 1976, czy kolejne, osobiste świadectwo Z.M. zawarte w cyt. Książce, a dot. stażu AFDAS w Las Teouleres, na famie stażowej ‘Kaśki” Sayferth (post z 17.11.12).

Lecz zostawmy ewidentne ekstrema. Osobom (płci obojga) przekonanym, że żadnego głosu opatrzność im nie przydzieliła - odwagę, by używać głosu, operować oddechem czy (aż) umiejętnie śpiewać i mówić - przywracał cud wykorzystania istniejących ćwiczeń Alfabetu Ciała i kolejno; zbudowanie na ich bazie improwizacji - czyli Życia.

Najłatwiej było mi obserwować tą początkową niewiarę gdy bywałam świadkiem 3-5 - tygodniowych stażów paryskich, fundowanych francuskim studentom przez AFDAS. Nie musząc ponosić kosztów szkolenia zgłaszali się gromadnie - właśnie ci najbardziej potrzebujący. Traktujący warsztaty szkolące głos - poprzez sprawne ciało - metodą Molika,  jako ostatnią deskę ratunku. Co ciekawe, także ci, których edukowały wcześniej nawet ‘słynne szkoły', nawet Nowojorskie Actor’s Studio (post z 5.04.11).  
I otrzymywali swoją deskę, przykrojoną idealnie do ich indywidualnych potrzeb by nigdy więcej nie musieli sądzić, że ani skala ani słuch - nie są im dane.

Jeśli kto nadal wierzy, że nigdy, przenigdy nie przeczytał na tej stronie o nikim kto tylko doszlifować przyszedł przyrodzony i cudny diament w gardle, może zechce wrócić do załączonych poniżej linków odsyłających do postów, w których takie przypadki - jak umiałam, opisałam. 

W związku z V&B istnieje też inne ‘niedowierzanie’. Jak długo, mianowicie, może się utrzymać ten stan odblokowania ciała, krtani i umysłu. Jak szybko opuści nas po-stażowa euforia.  Otóż różnić się to może tak, jak jeden stażysta różni się od innego.

Molik większość głosów odblokowywał w kilka, kilkanaście minut!
Parente także, oczywiście, ma tę umiejętność (post 6.04.13).

Jednym umiejętność, zdobyta nawet w trakcie kilkudniowego stażu, starcza już na zawsze, inni muszą dłużej popracować by ciało zapamiętało właściwe, fizjologiczne zachowania. Jedni w tym celu wracają na staż wielokrotnie, inni sami starają się ćwiczyć zapamiętane, najbardziej pożyteczne dla siebie ćwiczenia. A jest ich 31, naprawdę jest z czego wybrać. Wybrać! bo nie wszystkich trzeba używać gdy już się wie (po stażu), które z nich okazują się najprzydatniejsze w wyeliminowaniu problemów z jakimi zgłosiło się do pracy z przewodnikiem, przeprowadzającym poprzez meandry metody.

Jednemu ze znakomitych wrocławskich teatralnych recenzentów wystarczyło gdy dowiedział się - że wystarczy mu przechylać głowę. To prawda najprawdziwsza. Krzysztof Kucharski indagował kiedyś Mistrza; jak mógłby sobie pomóc w określonych problemach głosowych. Mistrz, jak to on, wpatrywał i wsłuchiwał się w niego milcząco czas jakiś by na koniec powiedzieć: „ja tam się na tym nie znam, ale może próbowałby Pan przechylić głowę”. Do dziś ją ‘przechyla’, gdy głos zawodzi.

Sam Molik, zresztą też często przechylał - nie tylko głowę ale i korpus, w bok. Wypychał też lędźwie; była to jego fizjologiczna postawa wspierająca używanie głosu. Widać to świetnie na fot. Maurizio Buscarino, wykorzystanej w postaci okładki do Książki w miękkiej oprawie.

Gdyby nadal targały wami jakiekolwiek wątpliwości, wciąż tu jestem. Póki co!

- List z Opola praca dyplomowa Michaela Elstera (pod nadzorem S. Różewicza), PWSTiF Łódź 1963 (’28), WFDiF 1965, emitowany w TVP Polonia. Rozpoczyna go krótka scena treningu głosowego pod kierunkiem Molika. W dostępnych na YouTube fragmentach można - zobaczyć jedynie kilka sekund - bez ścieżki dźwiękowej. 

- Acting Therapy  staż pod kierunkiem Z. Molika. Cinopsis 1976 reż.: Pierre Rebotier (‘5)

- Las Teouleres, m.in. o ‘trudnym studencie’

- Ryszard Cieślak, List Reny Mireckiej i in.

- Hanna Wilczyńska-Godlewska, stażystka Jorge Parente marząca o udziale w stażu, pod warunkiem, że nie będzie musiała śpiewać (!) bo absolutnie nie potrafi.

- Mathilde Coste, absolwentka Actor’s Studio uczącego metodą Lee Strasberga! (tłumaczenie francuskiego tekstu w załączniku)

- Krzysztof Kucharski, wspomnienie "Człowiek z Laboratorium" (...) Osobiście poznałem pana Zygmunta dużo później na warsztatach z impostacji głosu. Pamiętam, jak dotykał mojego brzucha i mówił do mnie - Pomrucz sobie, pomrucz, ale tak, żebym to mruczenie usłyszał w piekle.

Jeśli udało mi się przekonać choć kilka osób i ja sobie... pomruczę.

2 komentarze:

  1. Nie trać wiary Ewo - ja już to poniała przy wcześniejszych wpisach, przyjdzie czas na kolejnych - trąb do skutku :)

    macham, sarna

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, sarno, a więc jest światełko w tunelu!
    Teraz, zaczynam sposobić się do (rychłych?)... pomruków :)

    OdpowiedzUsuń